Budowa wodociągu w Szymiszowie przeciąga się

Radosław Dimitrow
Radosław Dimitrow
Szymiszów jest rozkopany od roku, a końca prac nie widać. Ostatni spór z wykonawcą dodatkowo opóźni termin zakończenia robót.
Szymiszów jest rozkopany od roku, a końca prac nie widać. Ostatni spór z wykonawcą dodatkowo opóźni termin zakończenia robót. Radosław Dimitrow
Firma CNT SA zarzuca wodociągom, że dostała wadliwą dokumentację na budowę kanalizacji we wsi.

Z tego powodu mieszkańców Szymiszowa czekają spore uciążliwości, bo na skutek sporu pomiędzy wykonawcą a zamawiającym stanęły wszelkie prace. Ludzie muszą się liczyć z tym, że opóźni się termin zakończenia inwestycji, a do czasu rozwiązania konfliktu i wyłonienia nowej firmy będą musieli jeździć po dziurach.

Strzeleckie wodociągi rozwiązały umowę z firmą CNT SA z Sosnowca dokładnie 19 lipca. Oficjalnym powodem było to, że pracownicy przerwali prace na ponad 30 dni.
- Inwestycja stanęła w miejscu, więc mieliśmy prawo zerwać kontrakt - tłumaczy Marian Waloszyński, prezes wodociągów.

Firma twierdzi natomiast, że gminna spółka rozwiązała umowę, bo CNT SA naliczył jej do dopłaty 2 mln zł za dodatkowe prace, które trzeba było wykonać. Firma nie precyzuje, o jakie roboty chodzi, ale nieoficjalnie wiadomo, że pracownicy kopiąc w ziemi natrafili na litą skałę, na której zniszczyli sprzęt. Winą za taki stan rzeczy firma CNT SA obarcza projektanta, który przygotował dokumentację na zlecenie wodociągów.

- Napotkaliśmy na przeszkody, które zmusiły nas do wykonania robót zamiennych, co w sposób bardzo istotny podniosło koszty - poinformował Jacek Taźbirek, prezes zarząd CNT SA.

Marian Waloszyński z tym zarzutem się nie zgadza, tłumacząc, że podczas przetargu nikt nie miał zastrzeżeń do dokumentacji, a firma miała prawo wykonać także własne odwierty w celu zbadania terenu. Biorąc pod uwagę, że cały kontrakt wart był 5,6 mln złotych, firma domaga się obecnie zwiększenia kosztów o 35 proc. W tej sprawie zamierza iść do sądu.
Spółka wodociągowa musi natomiast znaleźć inną firmę, która podejmie się dokończenia prac - zatrzymały się one na poziomie 82 proc.

To nie pierwsza firma, która sądzi się z wodociągami. W Kadłubie pracownicy dwóch spółek M+ i KPRI z Kędzierzyna-Koźla zeszli z budowy, twierdząc, że dokumentacja geologiczna, którą otrzymali, rozmijała się z tym, co zastali w terenie. Chodziło przede wszystkim o wysokość wód gruntowych (gdy pracownicy zaczęli kopać w ziemi, rowy pozalewała woda).

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska