Chociaż zespoły były dla siebie konkurencją i każdy miał swoją publiczność, muzycy zawsze byli ze sobą zaprzyjaźnieni.
- Do tej pory nie organizowaliśmy jakiś dużych spotykań, ale nasi rówieśnicy zaczynają powoli odchodzić na tamten świat, więc stwierdziliśmy, że warto się zobaczyć - przyznaje Edward Jaworski, gitarzysta Leserów.
- Cały czas znajomi, których spotykam, pytają się, czy jeszcze gramy. Dlatego chcieliśmy się pokazać - dodaje Franciszek Maniów, gitarzysta Chłopców z Opola.
Dlatego muzycy, 40 lat po scenicznej karierze, postanowili zorganizować towarzysko wspominkową imprezę, która odbędzie się w najbliższą sobotę w karczmie "Stodoła".
- Mam nadzieję, że goście, którzy przyjdą na spotkanie, przyniosą jakieś pamiątki, fotografie czy archiwalne nagrania - planuje Franciszek Maniów. - Będzie co wspominać.
Imprezę uświetni koncert zespołu Frank Orkiestra, ale oprócz tego muzycy planują wspólny występ. Dlatego już teraz przygotowują się do sobotniej imprezy.
- Przyznam się, że od 34 lat nie miałem w ręku gitary, jakiś czas temu gitarę (czeską Jolanę z 1964 roku) pożyczył mi Leszek Biały, gitarzysta Leserów, i ostro przygotowuję się do występów - śmieje się pan Franciszek. - Przecież muszę dobrze wypaść.
Chłopcy z Opola i Leserzy w latach 60. byli czołowymi formacjami w mieście.
Ci pierwsi grali big beat i utwory instrumentalne, a drudzy bluesa i rythm'n'bluesa. W skrócie można powiedzieć, że Chłopcy to tacy opolscy Beatlesi, a Leserzy bardziej zbuntowani Rolling Stonesi.
- Chłopcy z Opola byli bardziej wyrafinowani muzycznie - wspomina Leszek Biały. - Byliśmy tutaj muzycznymi pionierami, ale zespoły nie wchodziły sobie w drogę. Scena była twardo podzielona.
Muzycy z sentymentem wspominają swoją karierę.
- Co prawda władze nie zawsze rozumiały naszą muzykę, ale to były piękne czasy - przyznaje Biały. - Po prostu byliśmy muzycznymi chuliganami. Kiedyś Andrzej Kącki bardzo trafnie to określił. Byliśmy pionierami kultury zachodniej w czasach socjalizmu.
Jak mówią, na początku część z nich grała na robionych domowym sposobem gitarach (produkował je ojciec Franciszka Maniówa), a głośniki do wzmacniaczy zdobywało się z wielkich tub, które były rozwieszane na drzewach przed państwowymi świętami.
- Zrzucaliśmy je z tych drzew i wyciągaliśmy głośniki. Najśmieszniejsze było to, że kiedyś z takim sprzętem graliśmy na jakiejś milicyjnej imprezie - śmieje się Leszek Biały.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?