Dietetyk: Kończymy ze świątecznym menu!

Redakcja
Magdalena Kultys, opolska dietetyk.
Magdalena Kultys, opolska dietetyk. Sławomir Mielnik
- Kaloryczny świąteczny "licznik" nabiły sosy z majonezem, syty żur, mazurki, babki i serniki - mówi Magdalena Kultys, opolska dietetyk.

Podliczono, że podczas jednego dnia świąt Polak zjadł cztery tysiące kilokalorii. To możliwe?
Jak najbardziej. "Licznik" nabiły: zawiesisty i syty żur, majonezowe dodatki i sosy, no i przede wszystkim słodkości: mazurki, babki, serniki. Myślę, że właśnie słodycze były najbardziej odpowiedzialne za ten wynik.

Taka ilość kalorii przyjęta jednorazowo musiała być szokiem dla organizmu, szczególnie dla układu trawiennego.
Nie do końca. Ewolucyjnie bowiem człowiek jest przyzwyczajony do czasów głodu i do czasów wielkiego biesiadowania. Tak przecież i wcześniej bywało. Dla organizmu największym problemem była różnorodność świątecznego jedzenia, pomieszanie potraw słodkich z wytrawnymi. Co niektórzy jeszcze dziś czują ból brzucha.

To łączne 8 tysięcy kcal oznacza jakieś 2 kilo do przodu na naszej wadze?
Nie należy tak prosto przeliczać kalorii na tłuszcz, tym bardziej że zjedliśmy sporo węglowodanów, a one zatrzymują wodę, która też waży. Samego tłuszczu w ciągu tych dwóch dni obżarstwa może przybyć od 0,5 do 1 kg. Możemy też być po świętach dodatkowo opuchnięci od zgromadzonych w organizmie płynów.

Więc co teraz mamy robić? Dla odmiany - dwa dni głodówki?
Nie. Polecam natomiast, aby nastąpił początek stałego procesu zmian naszych nawyków. Tym bardziej że dziś jest Światowy Dzień Zdrowia! Przede wszystkim nie zapominamy o porannych treściwych śniadaniach. Wiele osób pije rano tylko kawę, a pierwszy posiłek zjada w południe. Potem wracamy do domu około godz. 16.00 i mamy atak wilczego głodu, bo dla organizmu jeden posiłek od rana to za mało. Należy więc wyznaczyć w ciągu dnia stałe terminy na trzy główne posiłki, a pomiędzy nimi - zjadać kolejne dwa, ale już lekkie - owoc, sałatkę. W wieczornym posiłku ograniczamy pieczywo, organizm nie potrzebuje w tym czasie węglowodanów. Decydujemy się na chude mięsa, ryby, warzywa. Jeśli owa poświąteczna zmiana nawyków będzie stała - przy kolejnej okazji do łasuchowania, łatwiej nam będzie zachować umiar.

Rozumiem, że zapominamy o zjadaniu po świętach tego, co zostało na wielkanocnym stole?
Kończymy ze świątecznym menu! Nie tylko ze względu na konieczność trzymania zdrowej i zbilansowanej diety oraz ze względu na kontrolę wagi. Wprawdzie objadanie się mazurkami przez kolejne trzy dni oznaczałoby już zdecydowany wzrost wagi o owe 2-3 kilo tłuszczu, ale nie zjadamy resztek także z troski o nasze zdrowie, aby się zwyczajnie nie zatruć. Można ewentualnie zamrozić małe porcje mięsa i wędlin, a z ciast - sernika. I od czasu do czasu je jeść, ale z umiarem - czyli już w nieświątecznych ilościach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska