Straż Ochrony Kolei oskarżyła go o chodzenie bez zezwolenia po terenie kolejowym w Schodni na szlaku Ozimek-Chrząstowice. Do zdarzenia doszło w kwietniu ubiegłego roku po wypadku pociągu pendolino i ciężarówki, która zawisła na tamtejszym przejeździe kolejowym i nie mogła zjechać.
- To jakiś nonsens i paranoja, wykonywałem swoje obowiązki, nikomu nie przeszkadzałem, no chyba, że kolej ma coś do ukrycia w tej sprawie - mówi Andrzej Wachowski. - Chcieliśmy w programie udowodnić, że przejazd jest źle wyprofilowany, a do podobnych sytuacji, jak zgłaszali nam nasi widzowie, dochodziło tu już wcześniej. Zawisła tam limuzyna wioząca młodą parę, karawan i bus z ludźmi. Nasza ekipa miała kamizelki odblaskowe z logiem redakcji, nie wchodziliśmy nikomu w drogę.
Kiedy ekipa TV Brawo kręciła przejazd w Schodni, dziennikarzem zainteresowali się obecni na miejscu pracownicy kolei, którzy wezwali Straż Ochrony Kolei.
- Co ciekawe ani nie wchodziłem na tory, ani na przejazd kolejowy, który jest przecież ogólnodostępny i służy właśnie do przechodzenia i przejeżdżania przez tory. Mało tego, ruch pociągów był w tym czasie wstrzymany bo zerwana została trakcja, było tam również sporo ludzi, którzy przychodzili oglądać miejsce katastrofy - mówi Andrzej Wachowski.
SOK-iści uznali jednak, że Wachowski złamał prawo i skierowali sprawę do sądu. Rozprawa ruszyła we wtorek przed Sądem Rejonowym w Opolu.
- Nie zrobiłem nic złego, to próba zamykania ust mediom, to mogło spotkać każdego dziennikarza - mówi Andrzej Wachowski.
Kolejna rozprawa w tej sprawie została wyznaczona na 1 sierpnia.
OPOLSKI PIRAT