Dobre wieści dla pracowników. Firmy zdradzają swoje plany dotyczące rekrutacji oraz wynagrodzeń. Sprawdź, czy załapiesz się na podwyżkę

– Plany rekrutacyjne firm wskazują, że pracownicy nie mają się czego obawiać. Najwięcej rekrutacji deklarują firmy z sektorów TSL, produkcji i budownictwa – tłumaczy w rozmowie ze Strefą Biznesu Monika Banyś, Personnel Service i jednocześnie zauważa, że do 21 proc. spadł odsetek przedsiębiorców planujących redukcję etatów. – To o 7 pp. mniej niż w poprzedniej edycji badania – podkreśla.

Zdaniem ekspertki, najbardziej prawdopodobne są cięcia w sektorze HoReCa (29 proc.) oraz handlu (27 proc.). Jednak, jak podkreśla, nie jest to zaskoczeniem, ponieważ to właśnie te branże są mocno wrażliwe na to co dzieje się w gospodarce, a nastroje firm są raczej sceptyczne. Warto też pamiętać, że zarówno w sektorze HoReCa jak i handlu pracuje wielu pracowników tymczasowych oraz dorywczych, więc nie będzie to oznaczało dużej fali zwolnień.

– Niemniej w oczy przedsiębiorców zagląda strach przed recesją, ale nadal jeszcze większą obawę budzi możliwość stracenia pracowników. Stąd nie tylko plany rekrutacyjne, ale też podnoszenia wynagrodzeń – podkreśla.

Z najnowszego „Barometru Polskiego Rynku Pracy” Personnel Service wynika, że 39 proc. przedsiębiorców chce podnosić pensje, 36 proc. planuje utrzymać wynagrodzenia na poziomie z 2023 roku, a 11 proc. je obniżyć. Podwyżki najczęściej planują największe firmy (47 proc. vs. 34 proc. małych), natomiast patrząc na poszczególne sektory ucieszą się zwłaszcza pracownicy sektora TSL, bo tu ponad 60 proc. przedsiębiorców planuje podnosić wynagrodzenia. Z kolei w handlu podwyżki będą dotyczyły tylko co czwartej osoby.

Z badania wynika, że podwyżki nie będą zbyt wysokie. Autorzy analizy podają, że co piąty pracodawca nie podniesie wynagrodzeń o więcej niż 5 proc., a co czwarty pokusi się o podwyżki w przedziale od 5 do 10 proc. Natomiast 15 proc. pracowników może liczyć na wzrost pensji między 11 a 15 proc. Jeszcze mniej, bo 12 proc. otrzyma od 16 do nawet 20 proc. więcej. Nieliczni, bo zaledwie 4 proc. zatrudnionych będzie się cieszyło z podwyżki wynagrodzenia, która przekracza 20 proc. aktualnej pensji. Co czwarty pracodawca nie wie jeszcze jaki poziom wynagrodzenia będzie obowiązywał od przyszłego roku. Najhojniejsi są pracodawcy z sektora TSL. Podwyżki między 11 a 20 proc. planuje tu ponad połowa firm (54 proc.).

– Strach przed recesją zagląda w oczy przedsiębiorców. Największą obawę wśród niemal co drugiego przedsiębiorcy (45 proc.) budzą rosnące koszty prowadzenia działalności. Na drugim miejscu jest inflacja (42 proc.), a podium domyka presja płacowa (28 proc.), która ma jednak zdecydowanie mniej wskazań niż dwa pierwsze czynniki – mówi Krzysztof Inglot, założyciel Personnel Service i ekspert rynku pracy.

W dalszej kolejności ekspert wymienia spadającą liczbę zamówień, zmiany prawno-podatkowe, deficyt i rotację pracowników. – Lista obaw jest zatem bardzo długa. Widać dużą ostrożność firm w deklarowaniu tego, czy przyszły rok będzie dla nich sprzyjający. Natomiast nie oznacza to stagnacji. Właściciele firm cały czas prą do przodu, stąd plany rekrutacyjne i dotyczące podwyżek – mówi.

W 2024 roku będziemy świadkami dwukrotnej podwyżki płacy minimalnej. Pierwsza nastąpi już w styczniu, kiedy to stawka wzrośnie do 4242 zł brutto, a następnie w lipcu do historycznego poziomu 4,3 tys. zł brutto. W porównaniu z płacą na poziomie 3600 zł z 2022 roku będzie to wzrost o blisko 20 proc. – wskazuje Piotr Juszczyk, Główny Doradca Podatkowy w inFak. – Oznacza to, że od 1 lipca 2024 pracownik otrzyma na rękę 3261,53 zł –dodaje.

Obecnie, po ostatniej podwyżce płacy minimalnej, która miała miejsce w lipcu br., Polska znajduje się na 14. miejscu spośród państw Unii Europejskiej pod względem wysokości minimalnego wynagrodzenia. Wyprzedzamy m.in. takie kraje, jak Litwa, Rumunia, Węgry i Bułgaria. – Z kolei Estonia, Chorwacja, Czechy i Słowacja mają minimalne wynagrodzenie na zbliżonym poziomie co Polska – zauważa ekspert.