Dwuletnia dziewczynka utopiła się w Odrze. Nowe fakty

Mario/360opole.pl
Dziewczynka przez 50 minut była reanimowana przez zespół pogotowia. Mimo wysiłku ratowników, po przewiezieniu do szpitala zmarła.
Dziewczynka przez 50 minut była reanimowana przez zespół pogotowia. Mimo wysiłku ratowników, po przewiezieniu do szpitala zmarła. Mario/360opole.pl
Dziecko na brzegu zostawiło ubranka, dlatego ludzie podejrzewają, że wskoczyło do wody, żeby ratować psa.
Tragedia w Żelaznej pod Opolem. Dwuletnia dziewczynka utonęła w Odrze

Żelazna: dwuletnia dziewczynka utonęła w Odrze

Do wypadku doszło w sobotę po godz. 12.00 w Żelaznej pod Opolem. To, w jakich okolicznościach dziewczynka znalazła się w wodzie, ustala policja.

Nieoficjalnie wiadomo, że w chwili gdy rozegrał się dramat, 28-letnia matka dziecka była w domu. O tym, że jej córeczka z psem wybrała się nad Odrę kobietę poinformowali sąsiedzi, którzy pracowali w tym czasie przed domem.

Kiedy kobieta przybiegła na brzeg, zobaczyła dziecko w wodzie. Zaczęła krzyczeć, na miejscu pojawili się sąsiedzi, którzy pomogli jej wezwać pomoc.

- Dziewczynka podobno była oddalona 20-30 metrów od brzegu i nurt znosił ją coraz dalej. Główkę miała pod wodą, widać było tylko plecki - opowiada Bernard Biedron, naczelnik straży pożarnej w Żelaznej. - Nikt z sąsiadów nie był dobrym pływakiem, dlatego nie skoczył za nią do wody - tłumaczy.

Pomoc przyszła dopiero, gdy zawodowi strażacy zwodowali łódkę i wyciągnęli dziecko na brzeg. Dziewczynka mogło przebywać pod wodą nawet 15 minut, co zdaniem strażaków dawało minimalne szanse przeżycia.

Dziewczynka przez 50 minut była reanimowana przez zespół pogotowia. Mimo wysiłku ratowników, po przewiezieniu do szpitala zmarła.

Z relacji strażaków, którzy byli na miejscu, wiadomo, że na brzegu rzeki leżały ubranka dziecka. Ludzie podejrzewają, że dziewczynka chciała pomóc psu, który wpadł lub wskoczył do wody, dlatego rozebrała się i weszła za nim.

- Dla rodziców to niewyobrażalna tragedia - mówi Bernard Biedron. - Kiedy mała była reanimowana na miejscu pojawił się jej ojciec. Sąsiadka prowadziła go pod rękę. Zbliżył się na odległość 150 metrów i dalej nie był w stanie podejść. Kto tego nie przeżył, nawet nie wyobraża sobie co ci ludzie teraz czują - mówi.

Rodzice dziecka mieszkają około 150-200 metrów od rzeki.

Ich dzieci (poza dziewczynką mają jeszcze dwójkę) często bawiły się w ogródku, który nie jest ogrodzony.

- Na wioskach ludzie często tak robią, dlatego jestem daleki od osądzania rodziców. Kto by się spodziewał, że dojdzie do takiej tragedii - mówi Biedron.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska