Fałszywy mecenas naciąga ludzi w Opolu

Redakcja
Pani Katarzyna spotkała się z pseudomecenasem, żeby się dowiedzieć, dlaczego chce wyłudzić od niej pieniądze. Mężczyzna był pewny siebie, dopóki się nie zorientował, że klientka przyszła z dziennikarzem.
Pani Katarzyna spotkała się z pseudomecenasem, żeby się dowiedzieć, dlaczego chce wyłudzić od niej pieniądze. Mężczyzna był pewny siebie, dopóki się nie zorientował, że klientka przyszła z dziennikarzem. Paweł Stauffer
W rzeczywistości pseudoprawnik jest absolwentem technikum rolniczego, był już skazany za oszukiwanie klientów i ma kolejny taki proces. Jedną z klientek, która go przejrzała, straszy teraz sądem.

Katarzyna Ostrowska postanowiła skorzystać z pomocy prawnika, gdy dostała spadek.

- Osoba, która razem ze mną dziedziczy majątek, chciała mnie spłacić, ale ja się na to nie zgadzałam. Nie wiedziałam jak ten problem rozwiązać i szukałam kogoś kto mi pomoże - tłumaczy 71-letnia kobieta. - Jestem emerytką i nie stać mnie na to, żeby opłacić sobie prawnika, dlatego bardzo się ucieszyłam, kiedy zobaczyłam przy jednej z ulic w
Opolu tę reklamę - opowiada.

Radosław M., właściciel firmy, która miała rzekomo doradzać klientom, umówił się z panią Katarzyną w jednym z hoteli na peryferiach Opola.

- Powiedział, że musimy działać szybko, bo inaczej mogę sporo stracić. Zaoferował, że stworzy dla mnie odpowiednie pisma, ale za każde z nich muszę mu zapłacić 250 zł, czyli w sumie zażyczył sobie 500 zł. Trochę mnie zastanowiło to, że wypytuje mnie o to, gdzie mieszkam i jak wysoką mam emeryturę, ale przedstawił się jako prawnik, więc mu zaufałam - opowiada.

Radosław M. przyjął zlecenie i zainkasował od emerytki 500 złotych. Dopiero w domu kobieta zorientowała się, że rachunek jaki dostała, jest potwierdzeniem zapłaty za... maszynopisanie. - Ten mężczyzna dał mi jeszcze do podpisania jakąś umowę, ale ja jej nie podpisałam. Tyle się słyszy o oszustwach, że zanim cokolwiek podpiszę, muszę to wcześniej z dziećmi skonsultować - mówi emerytka.

Radosław M. był tak zajęty przeliczaniem pieniędzy, że nie zauważył nawet, że oddała mu niepodpisaną umowę.

Ostrowska zadzwoniła po kilku dniach do “mecenasa", żeby dowiedzieć się, czy nie potrzebuje dodatkowych dokumentów. - Osłupiałam, kiedy powiedział, że dokumentów nie potrzebuje, ale mam mu zapłacić 1300 złotych. Zapytałam skąd taka kwota, na co on stwierdził, że przecież podpisałam umowę - denerwuje się kobieta. - Powiedziałam mu, że chyba coś mu się pomyliło, bo ja żadnej umowy nie podpisywałam. Wtedy zaczął mnie straszyć, że skieruje sprawę do sądu i będę musiała zapłacić, nie 1300, ale 3600 złotych - opowiada starsza pani.

Więcej o tej bulwersującej sprawie oraz o tym, jak Radosław M. próbował zablokować publikację tekstu, czytaj we wtorkowym wydaniu Nowej Trybuny Opolskiej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska