Głupiec więcej nie zje

Redakcja
Z Bartoszem Zaczykiewiczem, dyrektorem Teatru Kochanowskiego, rozmawia Iwona Kłopocka

- W piątek zakończył się sezon w teatrze. Nieprzypadkowo na pożegnanie zagraliście "Kolację dla głupca" w pana reżyserii.
- To było jednocześnie pożegnanie z tytułem rekordzistą, który na afiszu był cztery i pół roku. Zagraliśmy to przedstawienie 157 razy. I publiczność, i aktorzy bardzo je lubili. Do końca dotrwało w znakomitej formie.
- A w jakiej formie "Kochanowski" zamyka ten sezon?
- Sezon był dosyć owocny, nie tylko artystycznie. Powstało kilka ciekawych i oryginalnych przedstawień, jak choćby "Noże w kurach" czy "Klątwa", która została nagrodzona na konfrontacjach. Odkryliśmy wielu ciekawych twórców - scenografów i reżyserów, z którymi mamy nadzieję współpracować w przyszłości. Pięknie nam się rozwinęła Scena Nowej Dramaturgii. Bardzo ważny był dla nas wyjazd na festiwal teatralny w Budapeszcie, na którym reprezentowaliśmy Polskę wraz z teatrem Gardzienice. To pokłosie wcześniejszych osiągnięć.
- Z funkcji etatowego reżysera odszedł Marek Fiedor, twórca m.in. "Niewinnych" i "Matki Joanny od Aniołów". To on się zmęczył teatrem czy teatr nim?
- Nic w teatrze nie jest wieczne. Pewne formy się wypalają, przestaje działać zaskoczenie, ciekawość - widzów i współpartnerów. Trudno jednemu artyście w tym samym środowisku przez dłuższy czas utrzymywać tę samą temperaturę emocji. W teatrze trzeba ciągle szukać czegoś nowego. To jest potrzebne i Fiedorowi, i "Kochanowskiemu".
- Przedstawienia Fiedora były jednak znakiem firmowym naszego teatru. Czy z jego odejściem teatr nie straci wyrazistości?
- Marek rzeczywiście zrobił dla tego teatru bardzo ważne rzeczy. Traktujemy to jako kamień węgielny. "Matka Joanna" i "Rewizor" jeszcze pozostają w repertuarze i praca włożona w ich powstanie wciąż promieniuje.
- Czy publiczność chętnie odwiedzała w tym sezonie teatr?
- Utrzymaliśmy się w średniej z ostatnich lat, na poziomie 35 tysięcy widzów. To sukces, jeśli wziąć pod uwagę, że graliśmy dosyć trudny repertuar. Przybyło nam też nowych widzów, którzy przychodzą na Scenę Nowej Dramaturgii.
- Od kilku lat "Kochanowski" wystawia pięć - sześć premier w sezonie. To dużo czy mało?
- Strasznie dużo, zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę siły i środki naszego zespołu. Naprawdę nie oszczędzamy się. Inni dyrektorzy teatrów nas podziwiają i zazdroszczą, bo są w Polsce wielkie sceny, które stać jedynie na wystawienie dwóch sztuk w sezonie.
- Co było waszym największym sukcesem pozaartystycznym?
- Do kontraktu wojewódzkiego została wpisana przebudowa teatru. To ogromne przedsięwzięcie, warte ok. 6,5 mln zł. Prace ruszą w sierpniu, a zaczniemy od pudła dużej sceny i widowni. Cały teatr piękny wygląd powinien uzyskać w październiku 2005 roku.
- Zaczęły się wakacje. Długo będziemy czekać na pierwszą premierę w nowym sezonie?
- Do września. Zaczniemy "Sinobrodym" Dei Loher, współczesnej niemieckiej dramatopisarki z europejskiego topu. Cały sezon - a będzie to jubileuszowy, trzydziesty sezon "Kochanowskiego" - zapowiada się bardzo bogato i satysfakcjonująco.
- Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska