Gromosław Czempiński: - Agent musi robić dobre wrażenie

Tomasz Gdula
Rozmowa z gen. Gromosławem Czempińskim, byłym szefem Urzędu Ochrony Państwa.

Sylwetka

Sylwetka

Gromosław Czempiński(rocznik 1945), był szefem Urzędu Ochrony Państwa, najdłużej piastującym to stanowisko (od grudnia 1993 do lutego 1996). Pracę w wywiadzie rozpoczął w 1972 roku. Zasłynął operacją o kryptonimie "Samum", w wyniku której ewakuował z Iraku amerykańskich agentów tuż przed wybuchem pierwszej wojny w Zatoce Perskiej (operacja "Pustynna Burza"). W razie wpadki szpiegom groziła pewna śmierć, lecz ewakuacja się powiodła. W rezultacie Stany Zjednoczone, jako wyraz wdzięczności, umorzyły Polsce 20 miliardów dolarów zadłużenia.

- Słynny ostatnio agent Tomek z CBA podobno lubi alkohol, ale zdaniem osób, które przez niego mają prokuratorskie zarzuty korupcyjne, zdarza mu się wymiotować po wódce. To chyba kiepska wizytówka dla faceta ze służb specjalnych?
- Generalnie facetowi nie wypada tak się zachowywać i tracić nad sobą kontroli. Agentowi tym bardziej, ale nie wiemy, czy to prawda z tym jego wymiotowaniem. Te informacje - jak sam pan zauważył - są rozpowszechniane przez osoby oskarżone o korupcję i ich adwokatów, więc mogą być fałszywe.

- Abstrahując od tego słynnego funkcjonariusza CBA, czy agent służb specjalnych poza innymi predyspozycjami musi także umieć pić alkohol?
- Jeśli agentowi zdarza się pić na tyle dużo, że traci nad sobą kontrolę, to źle o nim świadczy. Bo w służbach specjalnych liczy się kontrola i to nie nad sobą - ta powinna być sprawą bezdyskusyjną. Agent nie ma myśleć o sobie, ale o rozpracowywanym obiekcie i tym, jak zdobyć nad nim kontrolę i przewagę.

- I jak się ją zdobywa?
- Wszystko zależy od konkretnej sytuacji, ale najważniejsza jest obserwacja rozpracowywanego obiektu, czyli osoby, która nas interesuje. Agent musi umieć spostrzec jej słabości - np. do alkoholu, innych używek, luksusowych rzeczy, perfum, samochodów... Taka wiedza pozwala zyskać przewagę, a ta jest najważniejsza w osiąganiu celów wywiadowczych: zdobywaniu zaufania drugiej strony i pozyskania od niej informacji lub przeciągnięcia jej na stronę naszego kraju.

- W serialu "Alternatywy 4" gospodarz Stanisław Anioł podejrzewał, że murzyn Abraham Lincoln z czwartego piętra to agent CIA. I Anioł wymyślił: a upić go tak, może się wygada! Dobry pomysł?
- Świetny, ale pod warunkiem, że wie się o słabości obiektu do alkoholu. Trzeba też pamiętać, że jeśli rozpracowywany rzeczywiście jest agentem, może celowo prowokować sytuacje, w których poleje się morze alkoholu. Agent nieraz musi pić, żeby osiągnąć swój cel. W takiej sytuacji, gdy nie można odmówić, trzeba zrobić wszystko, żeby nie dać się spić na umór.

- A co, jak "obiekt" ma mocniejszą głowę?
- Tu postępowanie agenta nie różni się od zachowania każdego rozsądnego człowieka. Trzeba opuszczać kolejki, gdy to tylko możliwe, obficie zakąszać i starać się trzymać fason, jak długo się da. Znam jednak agentów, którym się to nie udało i w efekcie paplali po wódce rzeczy, o których nie mieli prawa rozmawiać.

- Ktoś kiedyś pana przepił?
- Nie, bo ja uchodziłem za osobę trzymającą się sztywno swoich zasad i to pozwalało mi nie brać udziału w zbyt suto zakrapianych imprezach albo opuszczać je, gdy decydowałem, że już czas.

- Z tego, co wiem, uchodził pan za dżentelmena, niemal jak James Bond.
- Znajomi z pracy często mówili: Gromek, jesteś taki elegancki i szarmancki, i to w robocie, która nie ma reguł i wymaga, żeby czasem być sukinsynem. Bo agent wywiadu czy innych służb specjalnych musi być bezwzględny, zdystansowany i w pełni opanowany. Ale równie ważną cechą, wręcz podstawową w tej robocie jest umiejętność sprawiania dobrego wrażenia.

- To szczególnie ważne w stosunkach z kobietami. Czy one często bywają "obiektami"?
- W służbach panuje równouprawnienie i kobiet tu nie brakuje. One polują na mężczyzn, na inne kobiety, a często także mężczyźni na nie. To jest wolnoamerykanka i każdy używa wszelkich do-stępnych środków, by osiągać własne cele i zabezpieczać interesy swojego kraju. Ale gdy ktoś robi złe wrażenie, nawet współpraca z nim, będąc po tej samej stronie, jest kłopotliwa, co dopiero, gdy ma on wzbudzić zaufanie kogoś obcego.
- Czyli agent Tomek, który rozkochał w sobie byłą posłankę Beatę Sawicką, a ponoć próbował uwieść także Weronikę Marczuk-Pazurę, postąpił profesjonalnie.

- Umiejętne granie na emocjach osoby rozpracowywanej jest w służbach specjalnych rzeczą normalną.

- Tak jak w normalnym życiu...
- Ale w świecie agentów jest znacznie więcej cynizmu, szczególnie w wywiadzie i kontrwywiadzie.

- Po ujawnieniu działań CBA wobec Sawickiej i Marczuk-Pazury pojawiły się głosy, że stosowanie wobec własnych obywateli takich metod jak wielomiesięczne uwodzenie jest naganne. Co pan na to?
- Nie wiemy, czy ten człowiek z CBA rzeczywiście rozkochiwał w sobie kobiety, a dopiero potem kusił je do złego, gdyż to jest relacja tych kobiet, a trzeba pamiętać, że one są dziś w sytuacji procesowej. Opowieści drugiej strony nie znamy, Gdyby jednak okazało się, że poszczególne operacje były prowadzone bez wcześniejszej wiedzy o korupcyjnych skłonnościach tych pań i agent prowokował je do niezgodnych z prawem działań, mimo że one nigdy dotąd takich działań nie podejmowały - to byłby skandal. Ale w służbach, w tym w CBA, zapowiedziano audyt i bez trudu będzie można to wszystko ustalić.

- Kobiety rozpracowuje albo werbuje się łatwiej niż mężczyzn?
- Jestem najlepszym możliwym przykładem, że absolutnie nie. Jako czynny agent polskich służb poniosłem w zasadzie tylko jedną porażkę, za to bardzo dotkliwą i doznałem jej właśnie ze strony kobiety. Było to w Szwajcarii, gdzie prowadziłem działania wobec pewnej pani. Chciałem ją pozyskać dla polskich służb i wszystko szło jak z płatka, byłem pewien, że mam całkowitą kontrolę nad sytuacją, a w finale okazało się, że było zupełnie inaczej: ona także była agentką, do tego świetną, dawno wyczuła moje intencje i to ona miała pełną kontrolę nad zdarzeniami, co sprowadziło na mnie nie lada kłopoty. Ale o szczegółach - z oczywistych względów - mówić nie mogę.

- A kiedy bał się pan najbardziej w życiu?
- W Iraku, podczas operacji, która przez wszystkich wtajemniczonych uważana była za skazaną na niepowodzenie, a na miejscu jej klęska wisiała na włosku.

- Mówimy o wydarzeniach pokazanych później w filmie "Operacja Samum"?
- O tych samych (chodziło o wyciągnięcie amerykańskich agentów z Iraku na chwilę przed wybuchem I wojny w Zatoce Perskiej - red.). To był potworny stres, gdy nas trzepano na granicy i przypłaciłem to krótkotrwałą ucieczką w alkohol. Ale jakoś musiałem odreagować tamte wydarzenia, bo trudno po czymś takim od razu wrócić do psychicznej równowagi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska