Grzyby halucynogenne na Wigilię? O tych zwyczajach nie słyszałeś

Mirela Mazurkiewicz
Mirela Mazurkiewicz
sxc.hu
Wbrew temu, co wielu z nas sądzi, karp nie zawsze pojawiał się na wigilijnym stole. Zobacz jak dawniej spędzano ten dzień.

Wigilijną kolację poprzedzał post. Dzień zaczynał się od śniadania, na które zwykle składała się kawa zbożowa i chleb. Smalec, masło, a nawet mleko tego dnia wypadały z jadłospisu. Do wieczora był też czas na to, aby posprzątać dom. - Należało wynieść wszystkie brudy, bo czystość w pomieszczeniach miała przekładać się na czystość duchową - wyjaśnia Elżbieta Oficjalska, etnograf z Muzeum Wsi Opolskiej.

Kolacja rozpoczynała się wraz z pojawieniem się na niebie pierwszej gwiazdki. Gospodyni musiała zadbać o to, aby na stole niczego nie zabrakło, ponieważ wstanie od kolacji, było złą wróżbą na przyszłość. To, ile potraw pojawiało się na stole zależało od zamożności rodziny, ale również od regionu. Na Śląsku było ich dwanaście, czyli tyle ile apostołów, ale za szczęśliwe uchodziły też liczby siedem i dziewięć.

Potrawy z półproduktów nie wchodziły w grę. Gospodynie odpowiednio wcześniej nastawiały buraki do zakiszenia, aby później móc ugotować z nich barszcz. - Zresztą do dziś wiele gospodyń, nawet tych które na co dzień gotują barszcz z torebki, wychodzi z założenia, że barszcz wigilijny musi być szczególny. Taki ugotowany na gotowym zakwasie to jest minimum - opowiada Oficjalska,

Do gotowania używano składników niepoliczalnych, takich jak mak, pszenica czy siemię lniane, co miało zapowiadać obfitość. Nie mogło też zabraknąć miodu, który kojarzył się z pracowitością i symbolizował życie mlekiem i modem płynące. Dziś niewiele osób już o tym pamięta, ale również grzybom przypisywano działanie magiczne. - Grzyby, oczywiście nie te, które dzisiaj przyrządzamy, mogły wywoływać halucynacje, więc były symbolem kontaktu z siłami nadprzyrodzonymi - mówi etnograf.

Na śląskim stole była makówka albo zupy siemiotka, czasami zastępowana grzybową. Przed wojną karp wcale nie był tak popularny, jak nam się dzisiaj wydaje. Częściej na wigilijnej wieczerzy podawano szczupaka, bo uważano, że jego układ ości przypomina narzędzia, którymi przybito Chrystusa do krzyża.

Zwyczaj łamania się opłatkiem upowszechnił się wraz z napływem kresowiaków. Wcześniej na Śląsku nie był on tak popularny. Rzadkością było też dodatkowe nakrycie, czekające na niezapowiedzianego wędrowca, który mógł zapukać w trakcie wieczerzy.

- Mimo to ludzi, którzy nie mieli gdzie się podziać na święta, przyjmowano z otwartymi ramionami, bo wierzono, że oni przynoszą w szczęście. Niedopuszczalne było przepędzenie tzw. dziadów sprzed drzwi - wyjaśnia Elżbieta Oficjalska.

Niewiele osób pewnie dziś pamięta, ale podczas Wigilii, podobnie jak w wieczór andrzejkowy, ludzie próbowali odczytywać, co ich spotka w przyszłości. - Panny na wydaniu nasłuchiwały na przykład z której strony zaszczeka pies, bo wierzyły, że z tego kierunku nadejdzie ich przyszły luby - opowiada etnograf z Muzeum Wsi Opolskiej.

Wigilię i pierwszy dzień świąt spędzano w gronie najbliższych. Drugiego dnia można było pójść z wizytą do dalszych krewnych i znajomych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska