I tak wiadomo, kto wygra

Agata Jop [email protected] - 077 44 32 600
- Gorzej już nie bedzie - uważają (od lewej) Henryk Jędryszik, Jerzy Majsner i Franciszek Pietrzyk.
- Gorzej już nie bedzie - uważają (od lewej) Henryk Jędryszik, Jerzy Majsner i Franciszek Pietrzyk.
Jest takie miasto w Polsce, gdzie nie działają żadne partie. Ta szczęśliwa kraina to Leśnica. Przed wyborami samorządowymi nikt nawet plakatów nie wiesza. Nie ma po co.

"Szanuj szefa swego, możesz mieć gorszego" - dowcipnie doradza gipsowa tabliczka nad wejściem do burmistrzowego gabinetu. Hubert Kurzał, włodarz miasta i gminy Leśnica, pija tylko herbatę. Czarną. Bez cukru. Kawa raz na ruski rok. Dorota Kwoczała, sekretarka, musi o tym pamiętać. W gabinecie żadnych prywatnych przedmiotów - ani zdjęcia rodziny, ani ulubionego kubka. Tylko przedmioty oficjalne, z pełnioną funkcją związane, gromadzone przez szefa od 17 lat, czyli od początku polskiej demokracji. Po najbliższych wyborach w gabinecie nic się nie zmieni. Ani kwiatki, ani burmistrz. Bo Kurzał w Leśnicy nie ma konkurencji.
Miał, cztery lata temu - przypomina sobie Danuta Kolender, nauczycielka w leśnickim Specjalnym Ośrodku Szkolno-Wychowawczym (podlega pod powiat, ale z gminą żyje jak najlepiej). - Tyle że wybór mieliśmy pozorny, bo tamten kontrkandydat do władzy się nie nadawał.
Inni chyba też tak sądzili, co wyszło przy urnach. Kurzał wygrał w cuglach, w pierwszej turze, dostał 2 tysiące 307 głosów, czyli 86,8 procent. Konkurencję poparło tylko 269 osób. Znaczy się: Kurzał nawet jak ma rywala, to jakby go nie miał.
- Pokazał ludziom, co potrafi - uważa Danuta Tadewicz, też nauczycielka z ośrodka. - Chodniki powymieniał. Współpracuje z zagranicą. Swobodnie się wypowiada i dobrze wypada w mediach. Reprezentacyjny jest.
Ta jesień w Leśnicy jest piękna, złocista i spokojna. Do wyborów dwa tygodnie, ale gorączka jedynie w telewizyjnych relacjach z innych miast. W Leśnicy nawet jeden plakat nie wisi. Ani jednej ulotki nie gania po rynku wiatr. Bo i po co? Tu karty są już prawie rozdane. I burmistrz, i dwie trzecie kandydatów na radnych może już odbierać gratulacje z powodu wejścia do gminnych władz.
Z dołu czy z góry?
Henryk Jędryszik, Jerzy Majsner i Franciszek Pietrzyk, choć już starsi panowie, to polityka prawdziwego - w garniturze, jak w telewizji - nigdy na oczy nie widzieli.
Gomułka kiedyś u nas był! - przypomina sobie pod jesiennym drzewem ich kolega, Stanisław Gmyz. - A jak Kaczory wybierano, stanął na rynku duży baner, na lawecie go przywieźli.
Pan Staszek orientuje się i w demokracji, i w polityce, także tej lokalnej, choć pochodzi z Zamościa, a w Leśnicę się wżenił.
Miłość i sraczka przychodzą znienacka! - żartuje Henryk Jędryszik i starsi panowie wybuchają gromkim śmiechem.
Weselej robi się też, jak człowiek wspomni dawne czasy.
Koledzy od bajtla jesteśmy - komunikują z dumą panowie Jurek i Henryk, bo mieszkali ongiś obydwaj w kamienicy, gdzie teraz na parterze znajduje się sklep "Odzież i Obuwie".
Ale - tak naprawdę - do śmiechu mało jest powodów. Bo dzieci i wnuki (u pana Henryka aż czternaścioro!) w większości za granicą mieszkają.
Najważniejsze, żeby gorzej nie było - chmurzy się pan Franciszek.
- Gorzej już chyba być nie może, skoro w Opolu ze 30 osób ostatnio zamknęli - zauważa Karol
Misky, przytrzymując swój rower (po Leśnicy wielu na rowerach jeździ). - Jakubowską na przykład. Oglądam dzienniki.
Przykład - zdaniem starszych panów - idzie z góry, do gminy.
- U góry każdy pod siebie robi, o ludziach nie myśli - uważa pan Karol. - Cyganią nas politycy, a ci z dołu się tego od nich uczą.
Na dole też nie jest lepiej - uważa pan Franek. - Dam przykład: ta kamienica z zegarem. Coś z nią było nie tak. Jedna pani była w to zamieszana, ale awansowała, znaczy się - poszła z dołu do góry. Tak to już u nas jest.
A kiedyś lepiej bywało? - dyskutuje pan Staszek, za komuny kierowca, co do jedynej masarni towar przywoził. - Dwa korytka mięsa dziennie - uściśla. - Cała Leśnica na nie od trzeciej w nocy czekała. Jak człowiek jakieś ochłapy dostał, to się cieszył.
Dlatego trzeba chodzić głosować, mimo że wynik do gminy z góry jest przesądzony. Burmistrz... chyba dobry, a już na pewno się stara. Parking zrobił, kanalizację...
Za śmieci dziś płacić trzeba, w remizie kasują - przypomina sobie pan Staszek i już go nie ma.
Wejdą "automatem"
12 listopada, kiedy w różnych Warszawach, napięcie wyborcze osiągnie krytyczny punkt po wyczerpującej i krwawej kampanii, w mieście Leśnica będzie tak: do władz się dostają reprezentanci Mniejszości Niemieckiej - Froń Ryszard (dotychczasowy przewodniczący rady), Gajda Rudolf i Mincer Hubert (także radni) oraz Paisdzior Piotr (nowy). I jeszcze Józef Garbacz, człowiek z doświadczeniem, bo cały czas wiceprzewodniczący rady. Pięciu kandydatów - pięć mandatów do obsadzenia, nudy na pudy, żadnej niespodzianki.
To samo w aż sześciu z dziewięciu wiejskich okręgów wyborczych. "Automatem" przechodzą Górecki Piotr z Góry św. Anny, Rudol Stefan z Wysokiej i Bednarek Waldemar z Łąk Kozielskich - wszyscy byli już radnymi. Zmiany drobne szykują się w Dolnej, gdzie z powodu stanu zdrowia zrezygnował Joachim Sładek i radnym w jego miejsce zostanie (to pewne) Barteczko Wiktor. To samo w Lichyni - był Jerzy Dragon, będzie Teodor Wyschka. Wystarczyło tylko się zgodzić na kandydowanie. W tych sześciu okręgach wyborczych nie ma sensu wydawać wyborcom kart do głosowania na radnych. Dostaną karty na burmistrza (żeby Kurzał nie przeszedł, połowa wyborców musiałaby oddać głosy nieważne, a to już by zakrawało na sabotaż albo cud), do powiatu i do sejmiku wojewódzkiego.
Anna nas chroni
Wielkie partie polityczne - PO, PiS, LPR, Samoobrona, SLD - omijają gminną Leśnicę z daleka, kandydatów nie wystawiają, typują swoich ludzi do komisji wyborczych i tyle. Cztery lata temu próbował coś tu wywalczyć wspólny komitet SLD-UP, a i tak - jak zawsze - w Leśnicy wygrała niemiecka mniejszość.
Ryszard Froń, radny, który jak burmistrz pamięta początki demokracji, domyśla się, dlaczego partie sobie odpuściły.
Kto by się chciał bić o biedę? - mówi. - Jesteśmy małą biedną gminą, ale może - z powodu braku działań partii politycznych - szczęśliwą. Mamy Górę Świętej Anny. Ona nas chroni.
Szczęśliwa ta nasza gmina, bo przynajmniej nie ma tego, co na górze - burmistrz Kurzał ma na myśli wzajemne przedwyborcze opluwanie. - Kampania mija, a urazy pozostają. Ja uważam, że na poziomie wyborów gminnych w ogóle żadne szyldy partyjne nie powinny mieć znaczenia. Na konkretnych ludzi powinno się głosować.
Ale żeby tak bez konkurencji?
To nie nasza wina, że jej nie ma - zauważa Kurzał.
Niby mamy taki komfort, ale ja sobie myślę, że milej byłoby z kimś wygrać - dodaje Froń.
Panowie mają świadomość, że przyczyn braku konkurencji może być kilka. Po pierwsze - tak duża społeczna frustracja, że ani na wybory, ani do władzy nikomu się nie pali. Po drugie - z Leśnicy mnóstwo ludzi na Zachód do pracy wyjeżdża. Po trzecie (najbardziej optymistyczne) - ludzie są, być może, zadowoleni z tych, co nimi do tej pory rządzą. Nie oczekują zmian tylko kontynuacji. Czy wszędzie?
W trzech wsiach zaiskrzy
W środę wieczorem Marcin Murlowski z Raszowej przygotowywał ulotki. Takie nieprofesjonalne - przyznaje - domowej roboty. Jest studentem piątego roku ekonomii Uniwersytetu Opolskiego (dojeżdża na uczelnię pociągiem, bo z wioski nie zamierza się wyprowadzać). Ma 24 lata, jest najmłodszym kandydatem do rady gminy i jednym z nielicznych "nowych".
Przez cztery lata byłem gospodarzem w naszej OSP i odpowiadałem za cały inwentarz - tłumaczy. - Od roku jestem prezesem straży. Kandydujemy razem z Rajmundem Murlowskim, moim dalekim krewnym, który w OSP jest naczelnikiem. Wymyśliliśmy wspólne hasło: "Zaufajmy wynikom, a nie obietnicom".
W Raszowej dobre hasło może mieć znaczenie. Tu, wyjątkowo jak na Leśnicę, na dwa mandaty przypada "aż" czterech kandydatów. Murlowscy chcieliby wejść do rady obydwaj. Pokonać w wyborach Ewę Czeczor (łatwo nie będzie) i Leonarda Reinerta (dotychczasowy radny). Kampania wkrótce się rozpocznie. Podobizny strażaków zawisną w centrum wioski, do skrzynek pocztowych trafią domowe ulotki.
- Konkurencja i świeża krew są potrzebne - uśmiecha się pan Marcin. - Mamy szanse. W Raszowej jest 150 strażaków.
Roland Nowak, działacz sportowy z Kadłubca, założył własny komitet i zagroził radnej Marii Heiter, więc tam też może być ciekawie.
Chciałem startować z Mniejszości Niemieckiej, ale mi nie pozwolono, więc inaczej sobie poradziłem. Mieszkańcy mnie do startu namówili razem z sołysem - mówi pan Roland i zastanawia się, czy robić kampanię, czy nie. Pewnie skończy się na spotkaniu z sąsiadami.
Małe iskrzenie spodziewane jest w Zalesiu Śląskim, gdzie dwóch mocnych kandydatów wystawia mniejszość, a jednego miejscowa OSP. Centrum wsi, czyściutko tak, że asfalt i kostka brukowa lśnią w słońcu. Monika Niesłony, przez trzy lata bezrobotna, od dwóch tygodni sklepowa w nowo powstałym butiku (ciuchy i artykuły przemysłowe, oby się utrzymał) poprawia ekspozycję sztucznych kwiatów, idealnych na groby przed Wszystkich Świętych. Zofia Kaszta i Hildegarda Cholewa właśnie jadą rowerami na cmentarz. Zatrzymują się, żeby pochwalić wszystkich trzech kandydatów do rady. Mocni są.
Guttmann Joachim - imprezy organizuje, dla seniorów, dla mniejszości, miło jest, tańce, poczęstunek, to ważne - znaczy, że jako radny o ludzi dba.
Mierzejewski Kazimierz - załatwił jako radny oświetlenie i chodniki we wsi, nauczyciel, troszczy się o dzieci.
Golly Ryszard - "nowy", strażak, to dzięki niemu przystanek, centrum Zalesia tak estetyką przyjezdnych uwodzi.
Tylko dwóch na trzech do rady wejść może. Na kogo głosować? Od nadmiaru głowa boli. Monika Niesłony wpada na pomysł:
Niech Leśnica jedno krzesło Zalesiu odda!
Ich nie zamiotą
Urzędniczki i urzędnicy w gminie (w sumie 30 osób) uwijają się po cichych korytarzach.
Najważniejsze, że szef się nie zmieni - mówi z satysfakcją Róża Nizioł, "od zawsze" leśnicka sekretarz.
Tu, w Leśnicy, pracownicy urzędu mają to, czego w Opolu mogą im tylko zazdrościć - stabilizację, komfort, że nie przyjdzie nowa miotła i nie zmiecie niewygodnych, żeby zrobić miejsce dla swoich.
U nas od lat ci sami ludzie w urzędzie pracują - mówią panowie na rynku. - Przynajmniej wiadomo, co u kogo załatwić.
Gdyby przyszła nowa ekipa, minęłoby wiele czasu, zanim by się wgryzła. Poza tym w ciągu jednej kadencji trudno coś zrobić. Dlatego dla mieszkańców dobra jest ciągłość - uważa pani sekretarz.
I tylko jedno może być rysą na tym sielskim leśnickim krajobrazie. Frekwencja. Cztery lata temu wyniosła 39 procent. Burmistrza Kurzała wybierał co trzeci uprawniony do głosowania. Bo też po co przychodzić na wybory, skoro i tak wiadomo, kto wygra.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska