II liga. Jarota Jarocin - MKS Kluczbork 4-1

Marcin Sabat
Marcin Sabat
Marcin Adamczyk (z lewej) i Tomasz Jagieniak (z prawej) mieli kłopoty z zatrzymaniem piłkarzy z Jarocina.
Marcin Adamczyk (z lewej) i Tomasz Jagieniak (z prawej) mieli kłopoty z zatrzymaniem piłkarzy z Jarocina.
Zespół z Kluczborka "rozsypał" się po godzinie gry. W II lidze MKS tak wysoko nie przegrał.

Niedzielne spotkanie w Jarocinie fatalnie zaczęło się dla MKS-u, który po 60 sekundach przegrywał 0-1. Gospodarze przeprowadzili szybką akcję prawą stroną, którą "szczupakiem" zakończył Kamil Stefaniak.

- Byliśmy tak zaskoczeni, że rywal jest w naszym polu karnym, iż nic nie zrobiliśmy - przyznał trener Andrzej Polak. - Jarota grała agresywnie, szybko i prostymi środkami nas rozbijała.

W kolejnych minutach na boisku niewiele się działo, a goście jakby dochodzili do siebie po dość nieoczekiwanym ciosie. Chcieli to wykorzystać piłkarze Jaroty i szukali okazji do szybkiego ataku. Po jednym z nich nasi obrońcy wybijali piłkę z pustej bramki.
Wreszcie w 39. min nasz zespół przeprowadził akcję z jakich jesienią słynął. Michał Glanowski "wypatrzył" Kamila Nitkiewicza, a ten strzałem z 8 metrów doprowadził do remisu.
- Powoli, ale uporządkowaliśmy poczynania na boisku, zaatakowaliśmy i padło wyrównanie - dodaje Polak. - Wydawało się, że będzie lepiej. Rozmawialiśmy dużo w szatni, ale nie znalazło to przełożenia na boisku.
Gdy zaczynała się druga połowa na trybunach doszło do przepychanek między pseudokibicami obu drużyn, ale po kilku minutach sytuacja została opanowana przez policję. Kiedy można było skupić się wyłącznie na wydarzeniach czysto piłkarskich powody do zadowolenia mieli tylko miejscowi. Po godzinie gry za starcie Tomasza Jagieniaka z rywalem sędzia podyktował rzut karny i Krzysztof Stodoła po raz drugi, ale nie ostatni, wyciągał piłkę z siatki.
- Walczyliśmy bark w bark, a rywal wpadł na mnie i wywalił się bardzo efektownie - przekonywał Jagieniak.
Minęło zaledwie 10 minut, a dośrodkowanie w pole karne MKS-u "główką" na gola zamienił Gościniak. Ten sam napastnik pogrążył MKS, który mógł się uratować przed najwyższą porażką w sezonie. "Setkę" zmarnował jednak Piotr Sobotta. W doliczonym czasie gry po faulu na Sobotcie był karny, ale strzał Glanowskiego obronił bramkarz.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska