III liga. Start Namysłów - Ruch Zdzieszowice 0-1

fot. Sławomir Jakubowski
Mateusz Sobota (z lewej) z Ruchu stara się dogonić Piotra Kluzka.
Mateusz Sobota (z lewej) z Ruchu stara się dogonić Piotra Kluzka. fot. Sławomir Jakubowski
Przez własną nieskuteczność zespół ze Zdzieszowic do ostatnich minut drżał o końcowy wynik. Miejscowi strat jednak nie odrobili.

Wpierwszej części przyjezdni dominowali, a dwa razy, po doskonałych podaniach Dawida Kilińskiego, w sytuacji sam na sam z bramkarzem był Tomasz Damrat. Jednak dwa razy przegrał pojedynek z Damianem Rozmusem, zaliczając jeszcze poprzeczkę po uderzeniu głową.

- W obydwu sytuacjach popatrzyłem na bramkarza, a on dwa razy wystawił nogę do boku i w nią trafiłem
- przyznał T. Damrat. - Wyszedł brak doświadczenia z mojej strony. Przy uderzeniu głową miałem wysoką piłkę, do której musiałem wyskoczyć z miejsca. To była trudna sytuacja i nie mam do siebie pretensji.
Mogliśmy strzelić 4-5 bramek, ale zawiodła nas skuteczność. Najważniejsze jednak, że dogodne sytuacje potrafimy sobie stwarzać.

Rozstrzygnięcie padło tuż przed zakończeniem pierwszej połowy, gdy na strzał z 25 metrów zdecydował się Mariusz Kapłon.

- Dostałem piłkę od kolegi i postanowiłem uderzać na bramkę - przyznał M. Kapłon. - Później pomyślałem o podaniu na skrzydło do Marcina Rogowskiego, ale pierwsza myśl okazała się najlepsza.

Po jego uderzeniu piłka odbiła się od poprzeczki wylądowała w okolicach linii bramkowej i wróciła do gry. Znalazł się przy niej Roland Buchała i skierował do pustej bramki. Pierwotnie też to temu zawodnikowi przypisywano autorstwo gola. Zawodnicy i kibice gospodarzy mieli pretensje do sędziego liniowego, domagając się sygnalizacji pozycji spalonej Buchały.

- Zorientowałem się, że to była moja bramka, a nie kolegi po reakcji sędziego bocznego - wyjaśnił sytuację M. Kapłon. - Po moim uderzeniu dźwignął on chorągiewkę do góry i wskazał na środek boiska. Główny nie widział wszystkiego dobrze i czekał z oceną.

Druga część gry upłynęła pod znakiem walki o każdy metr boiska. Żadna ze stron nie stworzyła sobie dogodnej okazji do zmiany wyniku. Zmagania swoich kolegów z Namysłowa obserwował z ławki rezerwowych zawodnik Startu Tomasz Kozan. Choć stwierdzenie "z ławki" jest niewłaściwe, gdyż Kozan wprost wychodził z siebie przy linii bocznej.

- Serce chciałoby wyjść na boisko, ale złamany palec wskazujący lewej ręki nie pozwala mi grać - żałował Kozan. - Bardzo ciężko jedynie obserwować kolegów. Aż straciłem głos. Dobrze, że chłopcy chociaż podjęli walkę, ale nie jesteśmy przygotowani na 90 minut takiej gry, dlatego pod koniec meczu łapały nas skurcze. Zabrakło nam ogrania. Gdybyśmy nie cofnęli się w pierwszej połowie tak głęboko, to Ruch nie miałby tak lekko.

- Za dużo kopaliśmy jedynie piłkę do przodu - podsumował grę Startu Piotr Józefkiewicz. - Nie staraliśmy się przejść płynnie z obrony do ataku. Pokazaliśmy jednak, że nie będziemy chłopami do lania. W każdym spotkaniu będziemy walczyć jeszcze mocniej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska