- Przespaliśmy pierwszą połowę, rywal nas zaskoczył, a moi obrońcy popełnili dziś zbyt poważne błędy, aby je naprawić - ocenił Marek Malewicz, opiekun Startu Bogdanowice. - Jeszcze przy stanie 0-0 uderzał Wiesław Frydryk i to mogło ustawić mecz po naszej myśli. Jednak spudłował.
Gospodarze rozpoczęli sobotni mecz z animuszem i przeprowadzili dwie niemal bliźniaczo podobne akcje. Rozpoczynały się w środku pola, następnie piłka wędrowała na skrzydło, skąd "szło" dośrodkowanie. Jacek Przybył, a następnie Michał Zboch, przyjmowali piłkę na 15. metrze i strzałami z woleja zdobywali bramki.
- Bardzo ładnie rozprowadziliśmy akcję, a strzelcy nie byli przez nikogo atakowani
- relacjonuje Lasota. - Do pełni szczęścia zabrakło jeszcze jednego gola, który powaliłby rywala na "kolana". Najlepszą okazję miał Maciek Goncik, ale przegrał pojedynek sam na sam z bramkarzem. Poza tym mieliśmy jeszcze dwie niezłe okazje, ale zabrakło decyzji, albo chcieliśmy z piłką wejść do bramki.
Start poderwała bramka Marcina Gużdy. W 25. min wykonywał on rzut wolny z 20 metrów i popisał się precyzyjnym strzałem, po którym 20-letni Patryk Kupilas musiał wyciągać piłkę z siatki.
Po przerwie częściej w posiadaniu piłki byli goście, to oni prowadzili grę, ale pozycyjny atak nie przyniósł im choćby remisu. Gospodarze z kolei wyprowadzali szybkie akcje, a w ostatniej minucie wynik powinien podwyższyć Łukasz Leś. Rezerwowy Swornicy z 5 metrów trafił jednak wprost w bramkarza.
- Nasza gra nabrała wyrazu, niby prezentowaliśmy się zgodnie z założeniami, ale nie potrafiliśmy przełamać się w ataku - zakończył Malewicz. - Mamy jeszcze sporą przewagę i zachowujemy spokój. Za tydzień bez Frydryka musimy jednak ograć słabszy Motor.
- Walczymy o awans, zrobiliśmy dobry wynik i będzie nam łatwiej - ocenił Lasota.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?