Jan Mokrzycki: - Na Wyspach kryzys jest najgorszy

fot. Archiwum
Jan Mokrzycki
Jan Mokrzycki fot. Archiwum
- Najbardziej w Anglii ucierpiał sektor finansowy, a przecież to on jest i był głównym towarem eksportowym Anglików - mówi Jan Mokrzycki, prezes Zjednoczenia Polskiego w Wielkiej Brytanii.

- Światowy kryzys dotarł już do Polski, firmy zwalniają pracowników, wzrasta nam bezrobocie. Jak wygląda sytuacja w Wielkiej Brytanii?
- Sytuacja jest tragiczna i odczuwalna w całym kraju. Najbardziej ucierpiał sektor finansowy, a przecież to on jest i był głównym towarem eksportowym Anglików. A skoro jest recesja w finansjerze, to i cały kraj nie może się mieć dobrze. Właśnie dlatego przypuszczam, że skutki kryzysu będą najbardziej odczuwalne w Wielkiej Brytanii w porównaniu ze wszystkimi innymi państwami Europy.

- A Polacy? Emigracja go już odczuwa?
- Neofaszystowska partia brytyjska zaczyna krzyczeć do cudzoziemców "wracajcie do domu!".

- I wracają?
- Niektórzy tak, wielu jednak zostaje. Po naszej stronie są brytyjskie związki zawodowe, a we współpracy z nimi możemy zostać, walczyć i przetrwać.
- Recesja bardziej dotyka emigrantów czy rdzennych Anglików?
- Wszystkich bez wyjątku. Emigranci może odczuli go pierwsi, ale przyszedł już również czas na pozostałych. Istniejące od dawna fabryki zwalniają ludzi, przestają pracować. Nie wygląda to dobrze. Mieszkam w środkowej Anglii, gdzie jeden po drugim zakłady zamykają się. Fabryka jaguara zrobiła 2-miesięczny przestój, hondy 4-miesięczny, a niektóre całkiem plajtują. Na pewno łatwo nie będzie.

- Rząd brytyjski ma jakąś receptę?
- Twierdzi, że ma. Ale czy to prawda i na ile okaże się skuteczna, wyjdzie dopiero w praniu.

- Pewnie coraz więcej Polaków ma ochotę wziąć nogi za pas i wrócić do kraju...
- Jest różnie. Jakieś dwadzieścia procent zostaje na stałe. A jak już zostaną, to wiedzą po co. Ważne jest, żeby Polska tych ludzi całkiem nie straciła. Jeśli oni osiągną tam wysokie stanowiska, mogą stworzyć pomost między Ojczyzną a Wielka Brytanią, ułatwić kontakty, rozszerzyć w przyszłości współpracę.
- Jak wygląda ich szara tam codzienność?
- Około tysiąca Polaków żyje w skrajnym ubóstwie, w tragicznych warunkach. Oni dziękują Bogu za wszelkie organizacje charytatywne, które nad nimi czuwają. Są jednak też ci, którzy zapuścili tutaj korzenie i żyją normalnym życiem, jak każdy inny Anglik. Chodzą do brytyjskich szkół i najczęściej kończą je jako prymusi. Mają ambicję, chcą się uczyć, czegoś dokonać.

- To znaczy, że zmienia się stereotyp Polaka na zmywaku?
- Powoli idziemy do przodu. To zabiera trochę czasu, bo trzeba poznać ich język, zwyczaje, ale faktycznie jest lepiej. Mamy świetnych lekarzy, finansistów. Zaczynamy być doceniani.

- A opinia Brytyjczyków o nas? Jest lepiej niż było?
- Media zawsze będą donosić o pojedynczych szokujących wybrykach, bo to tania sensacja. Prawda jest jednak tak, że jesteśmy coraz lepiej postrzegani dzięki pozytywnym przykładom zachowania, jak chociażby naszego sławnego piłkarza Boruca w Glasgow, który uratował dziewczynę od gwałtu. Takich przykładów ostatnio mamy coraz więcej, co znaczy, że chyba wreszcie dorastamy do życia na emigracji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska