Jestem typem konia

Redakcja
Z Tadeuszem JARMUZIEWICZEM, posłem Platformy Obywatelskiej, maratończykiem, rozmawia Krzysztof ZYZIK

- Jest pan jedynym człowiekiem, jakiego znam, który jada na śniadanie całe kopce pierogów i nie wygląda przy tym jak Helmut Kohl.
- To prawda. Co gorsze, rozwinąłem to upodobanie do kiełbasek i tłustych galaretek. Ale pierogi są i będą na pierwszym miejscu.

- Tak z rańca?
- Skoro świt. Lwy i lamparty, które zajadają się mięsem, biegną szybko i krótko. Antylopy i konie, które żrą węglowodany, biegną wolno i bez końca. Ja jestem typem konia - opycham się węglowodanami i biegam. W nomenklaturze motoryzacyjnej - jestem dieslem.

- Ale pan sobie przykadził.
- He, he.

- A co by pan polecił świeżo upieczonym posłom opolskim - gdzie warto zjeść i wypić w Warszawie?
- Mam osobistą radę dla młodej posłanki Samoobrony, z którą pan niedawno robił "rozmowę nieparlamentarną". Sądząc ze zdjęcia, pani poseł ma świetną figurę, więc na pewno powinna omijać szerokim łukiem restaurację "Adler" pod Sejmem. Jest tam typowo niemiecka, tłusta kuchnia, w dodatku dają monstrualne porcje.

- A restauracja sejmowa?
- Wie pan, z nią jest problem. Od kiedy w Polsce za każdą osobą publiczną chodzi paparazzi, posłowie przestali jeść i pić w Sejmie. Za to okupują restauracje wokół. Wspomniany Adler, Sheraton, Buffo...

- A jak tam pana legendarne sejmowe sznapskomando?
- Ależ ja łomot dostałem od Donalda, że się panu wygadałem o tym komandzie. Lał mnie dechą po plecach. A tak w ogóle, to było dawno i nieprawda. Teraz w Sejmie chodzimy spać po dobranocce.

- Nie macie w partii dobrego przykładu. Tusk, który przed laty lubił wypić, zrobił się święty. Do tego stopnia, że po latach wziął ślub kościelny z własną żoną. A Rokita to typowy krakowski centuś. Nie postawi sznapsa, bo akurat zapomniał portfela.
- Trudno z tym polemizować. My się zmieniliśmy, Sejm się zmienił. Dziś można by ewentualnie zaimplantować sznaps-liderów z pewnej partii agrarnej.

- Tej od krawatów w ukośne pasy?
- W rzeczy samej. Już chyba tylko oni podtrzymują tradycję biesiadowania w parlamencie. Choć czasem się zagalopują i kończą mało estetycznie. Kiedyś, jak wychodziłem z Sejmu, dwóch takich pasiastych turlało się po schodach. Kiedy już spadli na trawę, zaczęli się gryźć i kopać.

- Może walczyli o miejsce na liście wyborczej?
- Niewykluczone.

- A w hotelu sejmowym już spokojniej? Bo pamiętam, że przed laty z okien ludowców wypadały prostytutki.
- Nie wiem, kto teraz wypada z okien ludowców, ale prostytutek jest w Sejmie zdecydowanie mniej. Bo, proszę pana, Sejm się cywilizuje.

- Uwierzę panu, bo dlaczegóż by nie.
- Dziękuję.

- Napiłby się pan wódki z Januszem Kowalskim?
- Jesteśmy w jednej partii. Więc prędzej czy później będziemy musieli rozmawiać. Oczywiście, możemy to zrobić bez alkoholu. Choć trzeba pamiętać, że od czasów naszych pradziadów, dziadów i ojców, nikt nie wynalazł lepszej metody na pojednanie, jak wspólne biesiadowanie.

- Ze Szteligą pan pił, to i z "Kowalem" może.
- A, owszem, piłem ze Szteligą, nie będę teraz udawał, że nie. Bo ja nie dzielę ludzi na czarnych i czerwonych, tylko na głupich i mądrych. A Szteligę akurat uważam za mądrego.

- Kiedy będziemy mieli tańszy internet?
- Chciałbym powiedzieć - szybko. Ale to zależy od tego, czy minister od informatyzacji będzie dobrze podczepiony w rządzie, np. pod ministra finansów.

- Minister od informatyzacji, czyli pan?
- A gdzie tam, mówię ogólnie.

- Czy Sejm przyszłości będzie Sejmem wirtualnym?
- To nie jest wykluczone. Niech pan sobie wyobrazi, że byłem niedawno świadkiem wirtualnego głosowania rady ministrów Słowenii. Stoję sobie z moim kolegą, słoweńskim ministrem, a on wyciąga z kieszeni komórkę i coś stuka. Pytam go: Zoran, co robisz? A on do mnie: biorę udział w posiedzeniu rządu, właśnie mamy głosowanie. Okazało się, że wszyscy ci faceci byli gdzieś rozsiani po Europie.

- Dzięki wirtualnemu Sejmowi można by zaoszczędzić setki milionów złotych. Sprzedać budynek Sejmu, hotel, restaurację. Siedziałby pan sobie w wannie z laptopikiem i przemawiał do 460 uczestników sejmo-czata.
- Nie wątpię, że tak kiedyś będzie. W Estonii już za rok będą mieć wybory samorządowe w internecie. Potrwają cztery dni, żeby każdy wyborca zdążył kliknąć swojego kandydata.

- Dziękuję za rozmowę, gratuluję ponownego wyboru na posła i proszę się dobrze zaopiekować naszymi nowymi parlamentarzystami.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska