Katastrofa nam nie grozi

Redakcja
Z prof. dr hab. inż. Jerzym Wiktorem NIEWODNICZAŃSKIM, prezesem Państwowej Agencji Atomistyki, rozmawia Krzysztof ZYZIK

- W nocy z czwartku na piątek wybuchł groźny pożar w japońskim eksperymentalnym kompleksie atomowym Fugen. Skoro w Japonii, kraju słynącym z perfekcyjnej technologii i dyscypliny pracy, zdarzył się tak niebezpieczny wypadek, trudno nie zadać pytania: czy w Świerku, gdzie pracuje mniej nowoczesny reaktor, może się zdarzyć podobna historia?
- Pożar może się zdarzyć w każdym zakładzie, gdzie np. biegną przewody elektryczne. Nie ma jednak absolutnie żadnego zagrożenia dla reaktora, który ma szereg zabezpieczeń - w jego obudowie nie ma żadnych palnych elementów, funkcjonuje automatyczne zalewanie itp. Reaktor "Maria", który pracuje w Świerku, jest całkowicie bezpieczny.
- Gdzie, najbliżej granic Polski, pracują reaktory atomowe?
- Polska jest otoczona wianuszkiem elektrowni. W pasie o szerokości 300 kilometrów pracuje aż 26 atomowych bloków energetycznych. Najbliżej nas pracują słowackie elektrownie Mochowce i Bohunice, w Czechach jest elektrownia Dukowany. Na Ukrainie, 140 kilometrów od granicy, pracuje elektrownia Równieńska, blisko są też szwedzkie elektrownie.
- Opolanie mogą spać spokojnie?
- Tak, choć macie blisko elektrownię Dukowany i - nieco dalej - Bohunice. Te elektrownie jednak w 100 procentach odpowiadają zachodnim standardom. W Bohunicach pracują co prawda dwa reaktory starszego typu, ale i tak są one bezpieczne i w niczym nie przypominają tego z Czernobyla. Mimo to rząd Słowacji, pod presją polityczną Unii Europejskiej, zgodził się zamknąć te reaktory w latach 2006-2008.
- Wyklucza pan dziś możliwość takiej katastrofy jak w Czernobylu?
- Wykluczam. W Czernobylu palił się grafitowy rdzeń reaktora, który rozgrzał się do tego stopnia, że stopił wszystkie części metalowe. Żaden reaktor, który pracuje w pobliżu polskich granic, nie ma grafitowego rdzenia, wszystkie wykonane są z materiałów niepalnych.
- Największym zagrożeniem dla elektrowni atomowych jest dziś jednak terroryzm. Pikujący samolot albo terrorysta, który wnika do centrum kierowania elektrownią - czy takie scenariusze są realne?
- Pikujący samolot wywoła znacznie więcej szkody spadając np. na fabrykę proszku do prania niż na elektrownię atomową, gdyż rdzenia reaktora samolot nie przebije. Pożar, który wybuchłby po takiej katastrofie, nie wywołałby uwolnienia materiałów radioaktywnych. Natomiast po wydarzeniach z 11 września 2001 wprowadzono nowe zabezpieczenia w elektrowniach atomowych, które polegają m.in. na tym, że nawet gdyby główny operator reaktora okazał się terrorystą, to on sam nie byłby w stanie doprowadzić do katastrofy.
- Mimo to w wielu krajach na świecie odchodzi się od energii atomowej, tak jest np. w Niemczech.
- To wynika z przyczyn politycznych. W Niemczech mają aż 19 elektrowni atomowych, i oni faktycznie zdecydowali się je wszystkie zamknąć do 2020-2030 roku. Ale już we Francji czy Szwecji takich planów nie ma. Tak samo w Szwajcarii, gdzie zdecydowano o tym w referendum. Na świecie, w przeciwieństwie do Europy, panuje wręcz renesans energetyki jądrowej. W Stanach i na Dalekim Wschodzie powstają nowe elektrownie atomowe. Dlatego wiadomości o śmierci energetyki atomowej należy uznać za cokolwiek przesadzone.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska