„Kler” wiary nie odbierze. Zły proboszcz - może [RECENZJA]

Krzysztof Zyzik
Poszedłem na film, który w pierwszy weekend zobaczył milion Polaków i o którym mówi się, że porusza sumienia, ale może także przyspieszyć zmiany w Kościele. Wprawdzie nie dałem się ponieść histerii, że „Kler” to film antykatolicki, a nawet antypolski, ale miałem obawy, że najnowsze dzieło Wojciecha Smarzowskiego będzie taką „Drogówką 2”, czyli mocno przerysowanym obrazem, w którym policyjne mundury zastąpią sutanny.

Tak mógł sugerować zwiastun, w którym oglądamy wesołą popijawę księży na plebanii i bon moty w stylu „Oto wielka tajemnica wiary - złoto i dolary”. Szczęśliwie „Kler” okazał się filmem poważnym i głębokim, a część widzów, która przyszła na seans, by się pośmiać z „czarnych”, na dwie godziny milknie. Bo „Kler” jest filmem do bólu smutnym i prawdziwym.

Oczywiście, jeśli potraktujemy go jako obraz o grzechu w Kościele, a nie o Kościele w ogóle. To chyba jeden z najczęstszych zarzutów wobec Smarzowskiego - że skupia się na patologii tytułowego kleru, a przecież większość polskich księży jest dobra i czyni dobro. To prawda, problem jednak w tym, że o tym dobru i o księżach niosących dobro powstało już wiele obrazów, a o hipokryzji księży - żadnego znaczącego.

Oglądamy zatem film o patologii w Kościele na przykładzie życia zaprzyjaźnionych księży, funkcjonujących na różnych szczeblach kościelnej hierarchii. Bohaterowie okrutnie się gubią, gubią po drodze Boga, ale nie jest tak, że w filmie Boga nie ma, a jest tylko pazerna na pieniądze i inne doczesne uciechy hierarchia. Dla mnie Bóg jest na ekranie obecny, choćby w dręczących szczególnie dwóch księży wyrzutach sumienia, czy pustki, jaką odczuwają, kiedy oddalają się od dziesięciu przykazań. Może najmniej Boga jest w kurii metropolitalnej, gdzie pracują wspaniale zagrany przez Janusza Gajosa arcybiskup Mordowicz i jego diaboliczny sekretarz (równie dobry Jacek Braciak). W Kościele ryba psuje się od głowy - zdaje się sugerować reżyser. Jeśli arcybiskup Mordowicz opija deale z biznesmenami wywodzącymi się z komunistycznych służb, a setki tysięcy złotych wyciąga na pstryknięcie palcami z kantorku przy swym gabinecie, to i wiejski ksiądz grany przez Roberta Więckiewicza może wziąć „co łaska dwa tysiące” za ślub. Tym bardziej że dziecko już w drodze.

Przygnębiające wrażenie podczas emisji „Kleru” potęguje fakt, że łatwo w nim odczytać cytaty z życia. Z książek reporterskich, akt sądowych czy artykułów prasowych. Niestety, prawdziwa jest scena z prowadzonego przez siostry zakonne sierocińca, w którym maltretowane dzieci moczą w nocy prześcieradła, za co na komendę siostry przełożonej są katowane i gwałcone przez starszych kolegów. To historia siostry Bernadetty z Zabrza opisanej przez reportażystkę Justynę Kopińską. Z życia wzięty jest także arcybiskup Mordowicz. W tym klnącym jak szewc dostojniku łatwo rozpoznać m.in. aluzje do arcybiskupa Leszka Sławoja Głodzia. Choćby wtedy, gdy hierarcha podczas libacji każe pląsać i przygrywać na akordeonie klerykowi.

Mordowicz jest w filmie symbolem tej części kleru, która wielbi przepych, blichtr i celebry z udziałem władzy. W codziennym życiu amoralny, pomiatający podwładnymi, uwielbia puszyć się w otoczeniu dostojników państwowych. „Do ch… karmazyna, na mszy ma być głowa państwa!” - rozkazuje przez telefon jakiemuś politykowi i posunie się do wszystkiego, by helikopter z prezydentem i jego szykowną małżonką wylądował pod ołtarzem na uroczystym jubileuszu. Rozbudowany wątek kurii metropolitalnej i panujących w niej stosunków sprawia, że „Kler” jest także filmem o władzy i jej deprawującej mocy. I tylko pozostaje się cieszyć, że kuria Mordowicza jest zupełnym przeciwieństwem modelu, jaki znam od lat z naszej diecezji. I jaki głosi papież Franciszek.

Charakterystyczne, że to nie księża najgłośniej protestują przeciw „Klerowi”. Przeciwnie, ich liczne wypowiedzi sugerują, że uważają film za ważny głos w dyskusji o złu w Kościele. Najgłośniej na film pomstują ci politycy, którzy z bliskich relacji z częścią kościelnej hierarchii, z materialnego obłaskawiania jej uczynili sposób na utrwalanie swej świeckiej władzy. Szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego porównał obraz Smarzowskiego do dzieł hitlerowców o Żydach (i uczynił to, nie oglądając filmu). Redaktor naczelny kontrolowanej przez PiS „Gazety Polskiej” widzów „Kleru” pozdrowił powiedzeniem z czasów okupacji: „tylko świnie siedzą w kinie”. Cóż, wychodzi na to, że obejrzałem „Kler” w gronie ponad miliona świń, w tym wielu biskupów i księży, którzy sami chcą sobie wyrobić zdanie na temat nowego filmu jednego z najważniejszych portrecistów współczesnej Polski. I którzy nie lękają się, że obraz Smarzowskiego zdechrystianizuje Polskę. W tym kontekście aż cisną się na usta pamiętne słowa ks. prof. Józefa Tischnera: „W moim życiu filozoficzno-kapłańskim nie spotkałem kogoś, kto stracił wiarę po przeczytaniu Marksa, Lenina, Nietzschego, natomiast na kopy można liczyć tych, którzy ją stracili po spotkaniu z własnym proboszczem. Jest to bardzo przykre zjawisko, kiedy lekarz zaraża chorego”.

Jeśli z czymś mam problem w przypadku Smarzowskiego, to nie z samym filmem, który uważam za dobry i uczciwy, lecz z jego licznymi wywiadami, w których ponosi go polityczny temperament i mówi już nie tylko o krzywdzie molestowanych dzieci, lecz o religii w szkołach (usunąć) czy konkordacie (zerwać). Podobnymi wypowiedziami daje Smarzowski argumenty tej części sceny politycznej, która uważa „Kler” za element większego planu politycznego, zmierzającego do radykalnego ograniczenia wpływów Kościoła w Polsce. No, ale trudno coś tutaj radzić Smarzowskiemu. To ukształtowany artysta i obywatel, który od dwóch dekad snuje swoją opowieść o Polsce i który mimo wszystko nie daje się politycznie zaszufladkować. Wcześniej jego „Wołyń” pokochała prawica, teraz „Klerowi” przyklaskuje lewica. Tymczasem reżyser, począwszy od wspaniałego „Wesela”, nie pozwala nam pławić się w samozadowoleniu. Pokazuje rzeczywistość, którą na co dzień pudrujemy, ubieramy w nowoczesne szatki, a w kulminacyjnym momencie, jak na tytułowym weselu, gdzieś tam na zapleczu wybija szambo i stoimy tak umorusani po pachy, a kamera, jak to u „Smarzola”, odjeżdża w górę i w głowie nam kołacze „a to Polska właśnie”.

Krzysztof Zyzik
redaktor naczelny

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska