Klęska pokoju

Redakcja
W czwartek od rana Hisham Atwah śledził telewizyjne doniesienia z wojny.
W czwartek od rana Hisham Atwah śledził telewizyjne doniesienia z wojny.
Hisham Atwah nie budził się nocą i nie nasłuchiwał radia, aby dowiedzieć się, czy USA zaatakowały o wyznaczonej godzinie Irak.

Wstał jak zwykle o 7.00 i włączył tę samą, co codziennie, stację radiową - RMF FM. Wtedy usłyszał o wojnie. Poczuł zawód.
- Z jednej strony wojna była nieuchronna, z drugiej strony nadzieję na pokój i na przedłużanie dyplomatycznych zabiegów pokojowych dawało stanowisko Watykanu i papieża Jana Pawła II - mówi Hisham Atwah. - Do ostatniej chwili miałem tę nadzieję, bo Papież jest przecież wielkim autorytetem.
Hisham pochodzi z Syrii. Od 20 lat mieszka w Polsce. Jest konstruktorem i właścicielem pracowni projektowo-wykonawczej oraz rzeczoznawcą budowlanym. Polska to dla niego druga ojczyzna. Najbliższa rodzina mieszka w Syrii, a dalsza w Stanach Zjednoczonych.
- Podczas ataku na WTC, gdy istniało zagrożenie kolejnymi aktami terrorystycznymi na Stany Zjednoczone, martwiłem się o mych krewnych, że także mogą paść ofiarami ataków - mówi.
Rodzice oraz rodzeństwo Hishama żyją w Damaszku, stolicy Syrii, która jest zachodnim sąsiadem Iraku. Hisham dostał od nich kilkanaście dni temu list, nie było w nim ani słowa o napiętej sytuacji w tym regionie Azji i o możliwości wybuchu wojny. Być może dlatego, że wtedy jeszcze w Iraku pracowali inspektorzy ONZ.

Hisham odczuwa zawód, że odwołano inspektorów rozbrojeniowych, nie pozwolono im na zakończenie prac. Nie przedstawiono dowodu na to, że iracki dyktator dysponuje bronią masowego rażenia, podobnie - na związki Saddama z Bin Ladenem.
- O dowody dopominali się Niemcy i Francuzi i z powodu ich braku nie poparli agresji Stanów Zjednoczonych - podkreśla Hisham Atwah. - Organizacja Narodów Zjednoczonych poniosła klęskę, bo nie udało się problemu rozwiązać pokojowo. Słabość ONZ widoczna jest nie od dziś, nie wyegzekwowano przecież rezolucji 242. ONZ z 1967 roku o wycofaniu wojsk izraelskich z zachodniego brzegu Jordanii i strefy Gazy.
Stany Zjednoczone mają o wiele węższe grono sojuszników w porównaniu z rokiem 1991, kiedy doszło do pierwszej wojny irackiej.
- Dlaczego wtedy podczas pierwszej wojny irackiej wojska USA nie doprowadziły do ostatecznej klęski Saddama? - zastanawia się Hisham Atwah. - Skoro Stanom zależy na zwalczeniu tyrana, można to było zrobić dwanaście lat temu. Sądzę, że o drugiej wojnie irackiej zadecydowały tak naprawdę względy gospodarcze i interesy ekonomiczne, dokładnie chodzi o przejęcie kontroli nad zasobami ropy naftowej.

Trudno jest przewidzieć, jakie będą konsekwencje działań wojennych. Według naszego rozmówcy możliwe jest nawet pojawienie się nowym konfliktów zbrojnych.
- Nie wykluczam, że Izrael wykorzysta fakt skierowania uwagi całego świata na Irak i zwiększy represje w Autonomii Palestyńskiej - dodaje.
Ta część świata jest jak stóg siana. Konflikt w Iraku może rozpętać wielki pożar. Trudno jest też przewidzieć decyzje wojenne Husajna.
- W obecnej sytuacji Saddamowi jest wszystko jedno. Nie ma już nic do stracenia, może użyć najgroźniejszej broni, jaką posiada, nie bacząc na konsekwencje, w myśl zasady: zginę ja, ale również moi wrogowie - obawia się Hisham Atwah.
Ofiarami irackiej broni masowego rażenia padną zarówno żołnierze iraccy, jak i USA i sojuszników oraz ludność cywilna.
Wśród wielu komentarzy, które pojawiły się tuż po rozpoczęciu wojny, pojawiły się i takie, że dla świata arabskiego Saddam może być teraz bohaterem, szczególnie jeśli straci życie w walce z Amerykanami. Hisham Atwah irytuje się, gdy je słyszy: - Świat arabski nie jest jednorodny. Kuwejt, Oman, Zjednoczone Emiraty, Arabia Saudyjska nie uczynią z Saddama swego bohatera. Stany Zjednoczone przecież korzystają z baz w krajach arabskich.

Od godziny 10.00 w mieszkaniu Hishama włączona jest telewizja BBC. Spiker relacjonuje przebieg działań wojennych w Iraku, odwołuje się do przemówienia prezydenta Stanów Zjednoczonych, który zapewniał, że Ameryka darzy szacunkiem naród i kulturę iracką, a po zwycięstwie nad Saddamem, pomoże Irakijczykom budować w tym kraju nowy ład i demokrację.
- Chciałbym, aby tak było, bo naród iracki i tak już wiele wycierpiał w reżimie Husajna - mówi Hisham. - Chciałbym, aby w tamtym rejonie świata była demokracja i dobrobyt, ale przecież to nie jest takie proste. Po pierwsze nie wystarczy sama śmierć Husajna. On nie rządził sam, równie groźni albo nawet groźniejsi są jego synowie oraz najbliżsi współpracownicy. Ich także należy odsunąć, inaczej istnieje groźba przedłużania się walk partyzanckich. Po wojnie Stany Zjednoczone powinni pozwolić Irakijczykom budować samodzielnie demokrację, a o to trudno w realiach okupacji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska