Konflikt o unijne projekty w Lubszy

Jarosław Staśkiewicz
Jarosław Staśkiewicz
- Zaproponowałem, że za sam projekt zapłacę 3 tys. zł - mówi wójt Bogusław Gąsiorowski.
- Zaproponowałem, że za sam projekt zapłacę 3 tys. zł - mówi wójt Bogusław Gąsiorowski. Jarosław Staśkiewicz
Właścicielka firmy przygotowującej unijne projekty zarzuca wójtowi Lubszy wyłudzenie wniosków o dotacje. I żąda 160 tys. zł. Wójt twierdzi, że umowa była inna. A kasa dla gminy ucieka.

Magdalena Majorczyk prowadzi w Krakowie firmę Book-Cafe, która specjalizuje się w pisaniu wniosków o dotacje. Od pięciu lat współpracuje też z Lubszą, dla której napisała i rozliczyła trzy projekty - edukacyjne i szkoleniowe.

- Na początku ubiegłego roku na prośbę gminnych władz zaczęłam przygotowywać dwa kolejne: dla szkół i przedszkoli z gminy Lubsza - opowiada Magdalena Majorczyk. - W marcu spotkałam się z wójtem Bogusławem Gąsiorowskim. Tłumaczył, że gmina nie ma pieniędzy, żeby mi zapłacić za samo napisanie wniosków. Zgodziłam się więc, że zapłatą będzie zlecenie mi kompleksowego zarządzania projektami, co byłoby zgodne z przepisami i korzystne dla obu stron.

Oznaczałoby to, że krakowska firma za napisanie wniosków, zarządzanie trwającymi ponad rok projektami i rozliczenie ich, na finał otrzyma w sumie około 160 tysięcy złotych - taka kwota była we wniosku o dofinansowanie przeznaczona na zarządzanie projektami. To około 10 procent całości dotacji, jaką miała otrzymać Lubsza.

- Wten sposób gmina nie dołożyłaby ani złotówki, a miałaby gwarancję dobrze wykonanej pracy - tłumaczy Magdalena Majorczyk.

Problem w tym, że strony nie spisały tej umowy, a wójt dziś twierdzi, że brzmiała ona inaczej. - Zaproponowałem tej pani nieodpłatne wykonanie wniosku ze względu na to, że zamierzała brać udział w przetargu na realizację projektu - mówi Bogusław Gąsiorowski. - Nie wyraziła na to zgody, wobec czego powiedziałem, że jeżeli nie wygra przetargu i nie będzie zarządzała projektem, zapłacę jej 3 tysiące złotych za sam projekt. Rozmowy te prowadziłem w obecności sekretarza gminy, pani Kariny Ciszewskiej.

Jak dodaje wójt, wkrótce po podpisaniu umowy z WUP gmina ogłosi przetarg na realizację projektu oraz przetarg lub zapytanie ofertowe na zarządzanie nim.
- Lubię przejrzyste sytuacje, a przecież jeśli ta firma wystartuje i wygra przetarg, to będzie miała możliwość realizacji projektu lub zarządzania nim - zapewnia wójt.

Magdalena Majorczyk czuje się jednak oszukana, a na dowód pokazuje bogatą korespondencję e-mailową z gminą. Jest tam m.in. przysłany w grudniu z urzędu projekt umowy, podpisany przez wójta, w którym wynagrodzenie dla krakowskiej firmy za zarządzanie projektami miałoby wynieść około 40 tys. zł.

- To pokazuje, że pan wójt był gotowy zlecić mi zarządzanie i w ten sposób zapłacić za moją pracę przy wnioskach. Nie zgodziłam się, bo proponowana kwota była kilkakrotnie niższa niż nasza ustna umowa, ale to dowód, że chodzi tu wyłącznie o pieniądze - przekonuje właścicielka Book-Cafe.

Na sporze mogą ucierpieć projekty. Pierwszy, dzięki któremu przedszkola miały być zmodernizowane i doposażone, już w zasadzie przepadł, terminy minęły. Teraz poważnie zagrożony jest drugi projekt, który od początku stycznia powinien być realizowany w gimnazjum.

Majorczyk o sporze z gminą poinformowała bowiem m.in. Urząd Marszałkowski Woj. Opolskiego i Wojewódzki Urząd Pracy. W pismach podkreśla, że wykorzystywanie przygotowanego przez nią wniosku będzie oznaczało łamanie prawa autorskiego.
Wójt nie widzi takiego zagrożenia. - Beneficjentem wniosku jest gmina, a ta firma tylko brała udział w jego opracowaniu - przekonuje Gąsiorowski.

Sprawą zajęli się już prawnicy WUP-u. - Będziemy ją badać w zakresie kompetencji kadry, która miałaby poprowadzić projekt - wyjaśnia Milena Piechnik, wicedyrektor WUP ds. Europejskiego Funduszu Społecznego. - Ale kwestie dotyczące zapłaty za wniosek to już sprawa między gminą a firmą.

Wicedyrektor WUP przyznaje, że nigdy wcześniej nie zetknęła się z takim sporem. Podobnie jak Marek Szymański, szef portalu Europejskie Fundusze.

- Przede wszystkim ta umowa powinna być spisana, bo choć ustnych umów również trzeba dotrzymywać, to bez potwierdzenia na piśmie trudno je wyegzekwować - przyznaje.

- Co do sporu o wysokość zapłaty - dobra i stosowana dość często praktyka mówi, że za wniosek, który przeszedł etap formalny oceny, płaci się niewielką kwotę, rzędu kilku tysięcy złotych. A główną częścią zapłaty jest wynagrodzenie za sukces, czyli zdobycie dotacji. To oscyluje między 5 a 15 procent uzyskanego dofinansowania.

Trudno mi mówić o tej konkretnej sprawie, ale w mojej ocenie w Polsce pokutuje traktowanie firm doradczych jako zła koniecznego. Są one dość często lekceważone, a tymczasem bez tych firm nie wykorzystalibyśmy ogromnej części pieniędzy unijnych, bo urzędnicy w gminach nie są przygotowani do pisania dużych, skomplikowanych wniosków.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska