Kurzajewscy: - Rodzina cieszy, gdy jest

fot. Archiwum rodzinne
Rodzina Kurzajewskich jest ambasadorem akcji Stawiam na Rodzinę.
Rodzina Kurzajewskich jest ambasadorem akcji Stawiam na Rodzinę. fot. Archiwum rodzinne
- Gdy się pobieraliśmy, ustaliliśmy listę wartości i priorytetów. Ta lista wciąż jest aktualna. Podstawą jest wzajemna lojalność - mówią Paulina Smaszcz-Kurzajewska i Maciej Kurzajewski, dziennikarze TVP.
Paulina Smaszcz-Kurzajewska i Maciej Kurzajewski prowadzą program "Pytanie na śniadanie" w TVP2. On jest popularnym dziennikarzem sportowym. Ona - dziennikarką life-stylową (m.in. prowadziła w TVN STYLE program "Mamo, to ja"), napisała też książkę "Mama i tata to my!", w której, wspólnie z najlepszymi specjalistami w Polsce, obala mity o zdrowiu, rozwoju i żywieniu dzieci.

Pani Paulina wspomaga działania Komitetu Ochrony Praw Dziecka, Krajowego Stowarzyszenia Pomocy Szkole oraz inne akcje charytatywne. Rodzina Kurzajewskich jest ambasadorem prowadzonej w tym roku akcji społecznej Stawiam na Rodzinę.

- Łatwo było podjąć decyzję, że - wraz z rodziną - będzie pani ambasadorem tegorocznego Narodowego Dnia Życia przypadającego na 24 marca, a także akcji Stawiam na Rodzinę?
- Cała rodzina o tym zdecydowała podczas narady zorganizowanej przy wielkim, ustawionym w sercu domu stole. W domu mieszkają trzy pokolenia: dzieci - Franek i Julianek, ja z Maćkiem oraz dziadkowie, czyli rodzice Maćka. Zasiedliśmy i każdy się wypowiedział na temat pomysłu. No, może poza Juliankiem, który ma niespełna trzy latka i bardziej był zainteresowany zabawką niż familijnymi obradami. Franek stwierdził, że pomysł jest super i należy w to wejść. "Za" byli dziadkowie...
Najważniejszy był cel akcji: przysłużymy się propagowaniu idei życia w rodzinie i dla rodziny.
- Zawsze była pani tak prorodzinna?
- Życie i dojrzałość przyniosły takie spojrzenie, spotkanie Maćka otworzyło mi oczy, że zbudowanie rodziny może być czymś niezwykłym. Odpowiedziałam sobie na pytania: czego oczekuję od życia, po co jestem na ziemi, kto lub co ma być moim azymutem?

- I z szalonej miłośniczki podróży zamieniła się pani we współczesną matkę Polkę, piszącą podręcznik o wychowywaniu i pielęgnacji dziecka?
P.K.: - Mam nadzieję, że wciąż jestem trochę szalona...
Maciej Kurzajewski: - Bo jesteś! Książkę pisałaś nocami, gdy dzieci już spały. Nad ranem dawałaś mi kolejne rozdziały do przeczytania, byłem twoim pierwszym recenzentem. Podziwiałem tę pasję!

- Skoro mowa o pasjach. Pan Maciej jest fanem skoków narciarskich...
M.K.: - I to wielkim. Myślę też, że warto podkreślić, że Paulinę poznałem właśnie pod Wielką Krokwią w 1996 roku, podczas Pucharu Świata. I to miejsce jest dla nas bardzo ważne.

- Dyskutujecie z żoną o formie Małysza, o tym, czy ma zakończyć karierę?
M.K.:- Tak jak cały kraj. Choć staramy się akurat w domu mówić więcej o sprawach rodzinnych.

- Nie ma wspólnego oglądania meczów w telewizji i dyskusji o spalonym?
M.K.: - Owszem, zdarza się. I muszę powiedzieć, że Paulina doskonale rozpoznaje spalonego, w końcu pracowała kiedyś jako komentatorka w Wizji Sport. Jesteśmy bardzo sportową rodziną. Wolimy jednak sami uprawiać sporty, niż je tylko oglądać w telewizji.
- Odkąd razem prowadzicie państwo telewizję śniadaniową TVP2 - jesteście bardzo popularnym w kraju małżeństwem. Rodzina Kurzajewskich wydaje się idealna. Naprawdę w tym wizerunku nie ma skazy?
M.K.:- Nie jesteśmy idealni, ale też dotąd nie dawaliśmy sobie powodu, by kończyć dzień niezadowoleni z tego, co sobie nawzajem dajemy...

- Kłócicie się?
P.K.: - Jeśli kłótnię rozumieć jako ostrą wymianę zdań podniesionym tonem - to nie kłócimy się. Ale mamy odmienne poglądy na wiele spraw. Oto pierwszy z brzegu przykład: 12-letni Franek chciał iść do kina, ja chciałam mu pozwolić, a Maciek - jako wymagający ojciec - był przeciwny, ponieważ Franek nie przeczytał lektury: "Chłopców z Placu Broni". Dyskutowaliśmy na ten temat, aż rozsądził nas sam Franek, obiecując, że pogodzi jedno z drugim, czyli po powrocie z kina zabierze się za książkę. Postawił sprawę po męsku, dotrzymał danego nam słowa. To dowód, że nie należy dyskutować z pozycji siły i z założeniem, że się nikomu nie ustąpi.

- Przeżywacie kryzysy?
P. K.:- Zdarzają się, jak w wielu kochających się rodzinach. Czasami los też wystawia nas na próbę...

- ... i szczerze opowiadacie o przykrych doświadczeniach losu. Gdy zaszła pani po raz drugi w ciążę, spodziewając się bliźniaków - doszło do tragedii.
P.K.:- Tak, urodziłam na przełomie piątego i szóstego miesiąca dwójkę martwych dzieci. Lekarze walczyli o moje życie. To była osobista tragedia, ale mówimy o niej publicznie, ponieważ osób podobnie doświadczonych w Polsce są miliony. Owszem, w książkach i w telewizji ciąża zwykle jest przedstawiana jako fantastyczny stan, który kończy się cudownym wydarzeniem, jakim są narodziny. I ciąża jest faktycznie cudem! Ale nie zapominajmy, że są też matki, które nie mogą ani po porodzie, ani nigdy później przytulić swych dzieci. Są rodzice, którzy przez wiele lat walczą o to, by mieć dzieci, poddają się zabiegom, operacjom, kuracjom hormonalnym, przeżywają huśtawki emocjonalne, ale pragnienie podzielenia się miłością z dzieckiem jest silniejsze, więc walczą o ciążę. Podziwiam i składam im słowa uznania. I doskonale rozumiem, bo kochać, to istnieć. Bez chichotu moich dzieci nie ma mnie, nie ma nas.
- A co z ojcami? Ich też ta tragedia dotyczy.
P.K.:- Maciej sprawdził się w tej traumatycznej sytuacji. Wsparcie partnera jest dla kobiety sprawą najważniejszą i nieocenioną.
M.K.:- To ja powiedziałem naszemu synowi Frankowi, że mama nie wróci ze szpitala z rodzeństwem. Ta rozmowa była dla mnie jednym z najtrudniejszych życiowych zadań. Postanowiłem powiedzieć wszystko jak najbardziej prostym językiem. Potraktowałem Franka, choć był przecież 8-latkiem, jak dorosłego partnera w trudnej rozmowie. Dla dziecka, którego wcześniej nie spotkało żadne nieszczęście, pojęcie tak dramatycznego zdarzenia - nie jest łatwe. Intuicyjnie wiedziałem, że ułatwić to może rozmowa bez owijania w bawełnę i zbędnych gestów. Miałem rację.

- Takie doświadczenie jeszcze silniej jednoczy rodzinę?
M.K.: - Powiedziałbym raczej, że przeszliśmy przez to doświadczenie, bo byliśmy zjednoczeni. Wciąż marzyliśmy o dziecku, Paulina ponownie zaszła w ciążę i choć przebiegała ona z komplikacjami - jesteśmy od dwóch lat i 8 miesięcy rodzicami wspaniałego Julianka. To skarb!
P.K.: - Gdy się pobieraliśmy, ustaliliśmy listę wartości i priorytetów. Ta lista wciąż jest aktualna. Podstawą jest wzajemna lojalność. Przykład: nie rozumiem, jak można się "obgadywać", na własnego męża skarżyć się innym. Mój mąż, moja miłość jest moim własnym, indywidualnym wyborem. Mówienie o nim źle świadczyłoby tylko źle o mnie.

- Znany mąż bywa oblegany przez kobiety. Jest pani zazdrosna?
P.K.:- Jak widzę obok niego długonogą modelkę, na dodatek taką, co ma też mózg
- to jestem bardzo zazdrosna. Ale zaraz potem sobie tłumaczę - to ja jestem jego żoną, a nie ona! Ja jestem jego przyjacielem i mamą jego synów, to ode mnie ma bezgraniczną miłość, a nie od niej...
M.K.: - Paulina nie daje mi powodów do zazdrości!
- Jak to jest być mamą i pracować w polskich mediach? Pytam, bo gdy zaszła pani w pierwszą ciążę, a była prezenterką publicznej telewizji, zniknęła pani z ekranu.
P.K:- Bo nie chciano wówczas zatrudniać prezenterki w ciąży. Nie miałam umowy o pracę, łatwo było się ze mną pożegnać. Zrobiono to, gdy byłam w trzecim miesiącu ciąży. Nie było mi łatwo, ale powiedziałam sobie: trudno, mam teraz inne priorytety. To życie, jakie noszę pod sercem, jest ważne, a nie kariera w telewizji.

- Po porodzie były telefony z pracy z gratulacjami czy też panowała cisza?
P.K.:- Zadzwoniono po paru miesiącach, ale z telewizji komercyjnej. Powiedziano: Pani Paulino, chcemy panią u nas, i to z dzieckiem! To był pomysł na mój powrót do zawodu. Realizuję go do dziś. Telewizja publiczna też się przez te lata zmieniła, prezenterka w ciąży już nie raz zaistniała na wizji. Historia zatoczyła koło: znów pracuję w telewizji publicznej, co więcej, prowadzę program.... z moim mężem, bywa, że w towarzystwie naszego syna. Na pomysł, abyśmy razem poprowadzili telewizję śniadaniową w programie 2, wpadła Alicja Resich-Modlińska, to ona zaprosiła nas na casting, przez który przeszliśmy z powodzeniem.

- Jak kreujecie swój wizerunek?
P.K.:- Nie zobaczy nas pani na imprezach. Jeśli jesteśmy z Maćkiem razem - to wolimy wykąpać Julianka, powtórzyć z Frankiem słówka angielskie - niż jechać na jakieś spotkanie promocyjne czy wernisaż. A jeśli zdarzy się, że chcemy być gdzieś tylko we dwoje - to urządzamy wieczorki kinowe: idziemy do kina, nawet na dwa seanse różnych filmów. Wszystko inne nadrobimy na emeryturze.


M.K.:- Pomysłów na program nie omawiamy jeszcze podczas porannej toalety albo podczas szykowania kolacji. Ale zdarzają się nam przegadane na ten temat noce.
P.K.: - Pamiętajmy, że nad tym programem, pomysłami i ich realizacją pracuje kilkudziesięcioosobowy sztab ludzi. Nam oczywiście także wpadają pomysły - z życia wzięte. Parę dni temu, po rozmowie z innymi mamami na placu zabaw - zrealizowaliśmy program o kłopotach ze znalezieniem miejsca w przedszkolu. Życie rodzinne to kopalnia tematów!.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska