Łabędzie opanowały Kędzierzyn-Koźle. Do akcji wkroczyła Straż Miejska

fot. Daniel Polak
fot. Daniel Polak
Groźnie syczą i trzepoczą skrzydłami. Potrafią dać łupnia barczystemu mężczyźnie, sparaliżować komunikację w centrum miasta. Chyba że mamy chleb. Wtedy ptaki dają się głaskać, a nawet pozują do zdjęć.

Łabędzie wychodzą do ludzi

Wiesław Widelski, mieszkaniec kamienicy na kozielskiej starówce, bardzo dobrze pamięta to traumatyczne przeżycie z ostatniego poniedziałku.

- Szedłem ulicą Łukasiewicza, wzdłuż Odry. W jednej sekundzie tuż pod nogi wyskoczył mi wielki biały ptak. Miał ponad metr wysokości - pan Wiesław pokazuje, przykładając rękę do piersi. - Podskoczyłem z przerażenia. A on zaraz potem. I siup! - mnie dziobem w podbrzusze. Zaczął syczeć. Ja w nogi, on za mną. Odwróciłem się i szok. To skrzydlate bydlę ni to biegnie, ni to leci, nogami w powietrzu przebiera i się do mnie zbliża.

Łabędź ścigał uciekającego pana Wiesława mniej więcej 50 metrów. Dopiero gdy wystraszony mężczyzna zniknął za zakrętem, ptaszysko dało sobie spokój.

W Koźlu łabędzie na swojej drodze spotkał już niemal każdy. Pani Jadwiga jechała samochodem ul. Łukasiewicza i stanęła na pasach, by przepuścić pieszego.

- Nagle ktoś mi puka w szybę. Myślałam, że któryś z przechodniów prosi o podwiezienie. Nie podejrzewałam, że spotkam na szosie takiego ptaka. Prężył tę swoją szyję i stukał dziobem w szybę. A drugi, identyczny, spacerował mi przed maską - opowiada kobieta.

Pałką albo kurtką

Łabędzie już kilka razy sparaliżowały ruch w tej części miasta, bo kierowcy, widząc je, zatrzymują się. Ze strachu albo z zaciekawienia. Wielu obserwuje ptaki, jakby byli na safari.

W takich sytuacjach do akcji trzeba wysyłać miejskich strażników. Na wyposażeniu mają tonfy, czyli twarde pałki z poprzecznym uchwytem. Można nimi atakować i bronić się przed uderzeniami napastnika. Idealna broń na agresywnych osiedlowych pijaczków albo kiboli. Teraz przydaje się do pacyfikowania łabędzi.

- Boją się tych pałek - przyznaje Mirosław Dąbrowski, komendant Straży Miejskiej w Kędzierzynie-Koźlu. Ale od razu zaznacza, że strażnicy, broń Boże, nie biją nimi ptaków.

- Chodzi tylko o postraszenie i zmuszenie łabędzi do zejścia z lądu - mówi komendant.

Czyli wygląda to tak: idzie strażnik albo najlepiej dwóch i machają tymi pałkami. Widząc to, łabędzie cofają się powoli jeden za drugim. Akcja trwa tak długo, aż wszystkie zejdą do koryta Odry.
Gdy to nie pomaga, jako oręża można też użyć swojego odzienia. Odważne zazwyczaj ptaki wolą nie zadzierać z trzepoczącą kurtką (to też rada dla nieuzbrojonych, a zaatakowanych mieszkańców).

Strażnicy tłumaczą, że używanie gazu łzawiącego czy kajdanek nie wchodzi w grę. W pogotowiu zawsze jest jeden patrol, który ma opanować sytuację, gdy ptactwo oblega drogi i chodniki.

Jak nie łażą po ulicach, to siedzą w niewielkiej przerębli przy odrzańskiej śluzie. Codziennie tłoczy się ponad 20 łabędzi i blisko setka kaczek. Pani Maria przychodzi tam z wnuczką Natalią. Zabierają ze sobą aparat fotograficzny.

Lepiej nie solić im warzyw

- Wypstrykaliśmy już całą kartę. Jest super, Natka ma takie piękne zdjęcia - śmieje się pani Maria.

To cenne. Szczególnie, że gdy latem była z wnuczką w Turcji, nieuprzejmy Turek za możliwość zrobienia zdjęcia z obsranym wielbłądem żądał dwa euro.

- A tu kupujemy bułeczkę za 50 groszy i zabawy mała ma tyle, że hej. I pamiątkę na całe życie - opowiada babcia dziewczynki.

Problem w tym, że to faszerowanie ptaków pieczywem wzbudza kontrowersje. W Kędzierzynie-Koźlu rozgorzał nawet publiczny spór. Czy łabędzie powinno się karmić chlebem czy też zbożem? A może tylko gotowanymi warzywami?

- Na dodatek bez soli i drobno pokrojonymi - pan Antoni Zieliński z Koźla jest dietetykiem z wykształcenia. I wie, jak trzeba się odżywiać, żeby długo i zdrowo żyć. Też był już raz dokarmiać łabędzie.

- Mówiłem ludziom, żeby nie dawali im chleba, bo rzucanie pieczywa ptakom można porównać do żywienia cukierkami dzieci. Chleb nie ma takich składników odżywczych, jakie powinien mieć posiłek łabędzi - zaznacza pan Antoni.

Daniel Polak, redakcyjny fotoreporter, przywiózł im wafle ryżowe z Kauflandu.

- To w pełni naturalny produkt, nie zawierający konserwantów. Poza tym ma dużo błonnika, który przyśpiesza trawienie - opowiada Daniel. Wie o tym, bo jako stały bywalec siłowni już dawno wprowadził wafle z Kauflandu do swojej diety.

Ptaki męczy zgaga

Są i tacy, którzy uważają, że powinno się je w ogóle zostawić w spokoju.

- Jest zakaz karmienia dzików, to powinien być zakaz karmienia łabędzi. Będzie mi się tu teraz ptasia hołota mnożyć i terroryzować miasto - uważa pan Piotr, spacerujący nad Odrą.

Antoni Marczewski z Ogólnopolskiego Towarzystwa Ochrony Ptaków tłumaczy, że naturalnym pokarmem łabędzi są rośliny porastające dno płytkich wód.

- Łabędzie nie zostawałyby na zimę w naszym kraju tak licznie, gdyby nie całoroczne ich dokarmianie przez ludzi - wyjaśnia Marczewski.

Komendant kozielskiej straży miejskiej przyznaje, że to kolejne zwierzęta, z którymi są kłopoty na mieście.

- Mamy coraz więcej takich interwencji. Raz ktoś weźmie zaskrońca za jadowitego węża, innym razem jenot rozrabia na terenie zakładów chemicznych. Albo jastrząb zaplącze się w siatkę na ogródkach działkowych i trzeba go ratować - mówi komendant Dąbrowski.

Zwierzęta rzadko wyrządzają szkody materialne, częściej tylko straszą mieszkańców. Może poza sarnami, które latem obżarły z kwiatów cmentarz komunalny na kędzierzyńskim osiedlu Kuźniczka. Po tym, jak z grobów regularnie zaczęły znikać bratki, ludzie częściej ozdabiają mogiły bliskich sztucznymi kwiatami. Plastiku sarny nie zjedzą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska