Leczenie pogotowia

Redakcja
Pogotowie w całym województwie wymaga uzdrowienia.
Pogotowie w całym województwie wymaga uzdrowienia.
Do 1 października szefowie stacji pogotowia ratunkowego muszą dopilnować, aby w karetkach jeździli tylko uprawnieni lekarze.

Według przepisów w karetce reanimacyjnej może dyżurować tylko anestezjolog i specjalista od intensywnej terapii oraz specjalista medycyny ratunkowej. Tymczasem na 96 lekarzy jeżdżących w "erkach" w całym województwie - jedynie 51 jest anestezjologami i trzech ma specjalizację z medycyny ratunkowej. Pozostali to: chirurdzy, interniści, lekarze medycyny rodzinnej, ortopedzi. Wśród obsady "erek" jest dwóch lekarzy w trakcie robienia specjalizacji i jeden, który nie ma... żadnej.
Fundusz nie chce ujawnić, gdzie są największe uchybienia. "NTO" udało się ustalić, że najpoważniejsze zastrzeżenia dotyczą pogotowia w Głubczycach. Fundusz nie ma uwag tylko do obsady karetek reanimacyjnych w Strzelcach Opolskich i w Kędzierzynie-Koźlu.

- Część lekarzy dyżurujących w "erkach", jeśli nie ma wymaganej specjalizacji, to przynajmniej ma doświadczenie - podkreślił dr Roman Kolek, zastępca dyrektora ds. medycznych opolskiego oddziału Narodowego Funduszu Zdrowia. - Na pewno jednak 12 z nich nie ma żadnych kwalifikacji. Nieporozumieniem jest obecność w tego typu karetkach lekarzy medycyny rodzinnej. Dlatego kierownicy stacji muszą szybko zmienić ich obsadę. Chodzi o bezpieczeństwo pacjentów.
W karetkach "W" (wypadkowych) mogą jeździć: anestezjolog, specjalista medycyny ratunkowej, chirurg ogólny oraz internista. Na 177 dyżurujących w nich medyków jest 55 chirurgów i 21 internistów, a reszta to pediatrzy, ortopedzi, ginekolodzy, lekarze rodzinni. Aż 85 lekarzy w ogóle nie ma wymaganych kwalifikacji, z czego 21 nie posiada żadnej specjalizacji, a 29 jest dopiero w trakcie jej robienia.

Zapewne te wszystkie niedociągnięcia nie wyszłyby na światło dzienne, gdyby nie kontrola w opolskiej stacji z powodu zaistniałego tam konfliktu. Okazało się, że pogotowie w całym województwie wymaga uzdrowienia.
- Do tej pory kontrakty, jakie podpisywaliśmy, były zbyt liberalne - zapowiedział wczoraj dr Kolek na spotkaniu w siedzibie funduszu, z dyrektorami stacji pogotowia. - Lekarze w karetkach często się zmieniali. Myśmy tego nie sprawdzali, ale wyście też nie dopilnowywali, żeby obsada karetek była zgodna ze stawianymi wymogami.
Stacje pogotowia mają czas do października na zatrudnienie odpowiednich lekarzy. Będą oni musieli podpisać aneksy do wcześniejszych umów, co oznacza przyjęcie zaostrzonych warunków. W razie ich nieprzestrzegania, fundusz wprowadzi kary finansowe.

Dyrektorzy próbowali się bronić przed podpisywaniem aneksu, zwłaszcza już w tym roku, gdyż - ich zdaniem - zatrudnianie lekarzy w pogotowiu bez odpowiednich kwalifikacji wynika w ogóle z braku dostatecznej liczby lekarzy, którzy mogą i chcą w nim pracować.
- My możemy spełnić wymogi stawiane przez fundusz tylko w 50 procentach - powiedział dr Andrzej Marcyniuk, dyrektor ZOZ w Krapkowicach. - Jeżeli chcielibyśmy obsadzić karetki wyjazdowe tylko chirurgami i internistami, to jedni i ci sami lekarze musieliby dyżurować non stop przez tydzień lub dwa tygodnie.
- Powinien być okres przejściowy na dostosowywanie się do nowych standardów - zaproponował Andrzej Prochota, dyrektor ZOZ w Oleśnie. - Dlatego na przykład ortopeda z 15-letnim stażem powinien mieć możliwość nadal jeździć w karetce.
Doktor Kolek nie chciał uwierzyć, że brakuje lekarzy do pracy w pogotowiu. Jego zdaniem część z nich dyżuruje z powodu wieloletniego zasiedzenia, zasług, tymczasem nadszedł czas, aby dopuścić do dyżurów innych.
W końcu stanęło na tym, że jeśli ktoś nie ma wymaganej specjalizacji, a ma duże doświadczenie, wiele lat pracuje w pogotowiu i ukończył np. specjalistyczne kursy, to będzie musiał uzyskać zgodę na dyżurowanie od konsultanta wojewódzkiego ds. medycyny ratunkowej.
- Odium odpowiedzialności, za to, kto będzie jeździł w karetkach, spada teraz na mnie - stwierdził dr Piotr Jastrzębski. - Wydanie zaświadczenia, czy ktoś się nadaje czy nie, wymaga czasu, przeprowadzenia szczegółowego wywiadu. Mam nadzieję, że do października zdążę.

Fundusz chce też przeforsować w aneksie, aby dyżur jednego lekarza nie trwał dłużej niż 24 godziny. Część dyrektorów nie chciała się z tym zgodzić i wolała, aby trwał on co najmniej 48 godzin. Sprawa ta pozostała na razie rozstrzygnięta.
- Nie chciałbym, aby udzielał mi pomocy lekarz, który ma za sobą 50 godzin dyżuru - ripostował dr Kolek.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska