Lekarstwo albo śmierć

Krzysztof Zyzik
Krzysztof Zyzik
Chorzy na białaczkę Opolanie nie mogą się leczyć nowoczesnym glivekiem, bo kasa chorych odmawia im refundacji leku. W innych województwach takie kuracje są finansowane.

Kazimierz Konik, 52-letni Opolanin, zachorował na białaczkę sześć lat temu. Przez długi czas choroba miała charakter przewlekły, chory przyjmował leki, w miarę normalnie funkcjonował.
- W styczniu tego roku choroba przeszła w stan ostry - mówi Bogumiła Konik, żona chorego. - Kiedy chemioterapia już nie skutkowała, a mąż ginął w oczach, specjaliści z Wrocławia wskazali nam ostatnią deskę ratunku.

Dr Tomasz Wróbel, konsultant Kliniki Hematologii Akademii Medycznej we Wrocławiu, napisał do Opolskiej Regionalnej Kasy Chorych:
"(...) wobec braku efektu spowodowanego odpornością na stosowane dotychczas leki i młodego wieku pacjenta proponujemy zgodnie z aktualnymi standardami hematologicznymi kurację preparatem Glivec jako jedyną ratującą życie".
7 marca Kazimierz Konik wystosował pierwsze pismo do opolskiej kasy z prośbą o zrefundowanie leku, gdyż koszt jego zakupu znacznie przewyższał możliwości finansowe rodziny (miesięczna kuracja kosztuje ok. 10 tys. złotych).
"Z przykrością informujemy, że (...) nie ma podstaw prawnych do refundacji ww. leku przez kasę chorych" - odpisał Stanisław Janus, z-ca dyrektora kasy ds. medycznych.
O refundację leczenia glivekiem starało się w tym czasie siedmiu innych chorych. Wszystkim odmówiono.

- Z każdym kolejnym dniem błagania urzędników o okazanie serca stan męża pogarszał się - mówi Bogumiła Konik. - Ponieważ czas nieubłaganie biegł, a wszyscy lekarze powtarzali mi, że glivec jest nowoczesnym i bardzo skutecznym lekiem, zdecydowałam się wziąć kredyt 30 tysięcy złotych, aby ratować życia męża.
Kiedy Kazimierz Konik przyjmował pierwsze dawki leku na kredyt (pod hipotekę mieszkania), Andrzej Nejwer, szwagier chorego, stoczył prawdziwy bój z opolską kasą chorych, słał pisma do Warszawy.
- Kilka razy rozmawiałem osobiście z szefami kasy, m.in. z dyrektorem Łukawieckim - mówi Nejwer. - Najpierw robiono mi nadzieję, potem kolejne posiedzenia zarządów odrzucały prośbę o refundację leku. Wtedy skontaktowaliśmy się z kierownikiem Katedry Hematologii Akademii Medycznej w Warszawie, prof. Konopką. Ze zdumieniem usłyszeliśmy, że nie istnieją żadne przeszkody prawne w refundacji leku, na jakie powoływało się kierownictwo opolskiej kasy. Przeciwnie: wiele innych polskich kas chorych finansuje leczenie glivekiem, m.in. mazowiecka, śląska, małopolska...

Po tej informacji Bogumiła Konik, żona chorego, zdecydowała się na wystosowanie dramatycznego listu otwartego:
"Przechodząc cierniową drogę nadziei na uratowanie mojego męża i ojca dwójki dzieci, przekonałam się, że w Polsce zdeptane są postanowienia konstytucji mówiące o równym prawie każdego obywatela do leczenia. Przekonałam się również, że o życiu ludzkim decydują nie lekarze, a politycy...".

Robert Urbańczyk, dyrektor ds. medycznych opolskiej kasy chorych, tłumaczy, że kasa nie refunduje gliveku, bo nie ma na to pieniędzy.
- To nie dotyczy tylko pana Konika - mówi Urbańczyk. - Decyzje odmowne wydaliśmy w przypadku siedmiu innych pacjentów, którzy występowali do nas o refundację leczenia glivekiem. Jednocześnie zwróciliśmy się do ministra zdrowia z prośbą, aby glivec został objęty specjalnym programem ministerstwa, można by wtedy uzyskać niższe ceny zakupu. Zrzucanie finansowanie gliveku na kasy regionalne powoduje, że ceny zakupu są większe, a my naprawdę nie mamy pieniędzy. Minister odpisał nam jednak, że z powodu braku środków nie jest w stanie uruchomić takiego programu i że wszelkie decyzje w sprawach gliveku należą do kas.

Tymczasem już po miesięcznej kuracji glivekiem kupionym na kredyt stan zdrowia Kazimiera Konika znacznie się poprawił.
- Stał się cud - mówi Bogumiła Konik. - Wyniki męża się poprawiły, nastąpiła całkowita remisja komórek rakowych, pojawiła się szansa na przeszczep szpiku. Mąż przed kuracją glivekiem był już niemal w krytycznym stanie i nie wstawał z łóżka, chodziliśmy wokół niego w maseczkach. Teraz wyszedł ze szpitala, jest w stanie wsiąść do samochodu...

Anna Rudkowska-Kazanowska, lekarz prowadzący pana Kazimierza w Szpitalu Wojewódzkim w Opolu, zwróciła się do krajowego konsultanta hematologii z prośbą o zaopiniowanie dalszego przebiegu leczenia. Profesor nie tylko potwierdził celowość leczenia glivekiem, ale w bardzo stanowczych słowach skrytykował postawę opolskiej kasy chorych odmawiającej refundacji leku.
"W mojej opinii, którą w razie potrzeby gotów jestem przedstawić w sądzie - napisał profesor - podane przez państwa uzasadnienia prawne odmowy zgody na finansowanie leczenia ze wskazań życiowych lekiem zarejestrowanym w Polsce są niewłaściwe i w związku z tym skutki dla zdrowia i życia wynikające z tych decyzji będą Państwa obciążać, tym bardziej, że nie byli Państwo uprzejmi zwrócić się o opinię merytoryczną przed wydaniem decyzji odmownej".
Bogumiła Konik: - W tej chwili mąż kończy przyjmowanie drugiej partii leku, cała rodzina pomaga mi spłacać kredyt, bo nie jestem w stanie sama udźwignąć tego ciężaru. Nie poddaję się jednak, bo wierzę w wyzdrowienie męża.
Dyrektor Robert Urbańczyk mówi, że szefostwo kasy zapoznało się z pismem profesora Jędrzejczaka.
- W związku z jego opinią zarząd kasy jeszcze w tym miesiącu po raz kolejny rozpatrzy możliwość refundacji leku - mówi Urbańczyk.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska