Makroszaleństwo

Fot. Witold Chojnacki
Wczoraj o piątej rano otwarto Makro w Opolu. Już kilka godzin wcześniej przed hipermarketem gromadził się kilkusetosobowy tłum znęcony promocjami i samochodami do wygrania.Do godziny 18 przez Makro przewinęło się 5,5 tysiąca ludzi. Przez większość dnia ul. Partyzancka, przy której znajduje się hipermarket, była zakorkowana.
Wczoraj o piątej rano otwarto Makro w Opolu. Już kilka godzin wcześniej przed hipermarketem gromadził się kilkusetosobowy tłum znęcony promocjami i samochodami do wygrania.Do godziny 18 przez Makro przewinęło się 5,5 tysiąca ludzi. Przez większość dnia ul. Partyzancka, przy której znajduje się hipermarket, była zakorkowana. Fot. Witold Chojnacki
4.30 rano. Za pół godziny mają się otworzyć drzwi Makro. Przed sklepem nieprawdopodobne tłumy, brakuje już koszy. Partyzancka zakorkowana. "Świątynia promocji" przeżyje za chwilę atak.

Przy drzwiach ścisk. Ogromne wózki, które udźwignęłyby towar do niewielkiego spożywczaka, tarasują wejście. "Ludzie, opamiętajcie się!" -krzyczy ktoś z tłumu. Ale tłum nie ma na to ochoty. Kto pierwszy, ten lepszy. Szampana od firmy wystarczy tylko dla 500 osób. - Pewnie, że mógłbym trochę zaczekać - mówi Feliks Kowal. - Ale nie dziś, wpadam do sklepu, łapię jakieś byle co i gonię do losowania matizów. Potem sobie wrócę i już zrobię zakupy normalnie. Jak człowiek...

W pierwszym dniu Makro zwabiło do siebie klientów grą w oczko. Każdy, kto zrobił zakupy, nawet za kilka złotych, mógł rzucić kostkami. Dwadzieścia jeden oczek (opolski hipermarket jest 21. sklepem sieci w Polsce) oznaczało wygraną - samochód matiz.
Kilka minut przed piątą robi się coraz goręcej. Atmosferę podgrzewa konferansjer: - Jesteśmy dla was, codziennie nowe promocje, a dziś bez liku konkursów i niespodzianek!
Tłum napiera. Żeby dostać się do drzwi, skaczemy po wózkach.
Równo o godz. 5 otwiera się "opolska świątynia promocji". Pierwsza do sklepu wchodzi, a raczej wbiega młoda kobieta. Jest tajemnicza, nie chce się przedstawić. Za to, że jest pierwsza, otrzymuje ogromny bukiet róż, a jej towarzysz - butelkę szampana. Spłoszona ucieka między półki, skutecznie umykając dziennikarzom. - Od której czekałam? Od północy i nic więcej nie mam do powiedzenia - mówi.
Przed wejściem nadal kłębią się ludzie.
- Dlaczego zarwałam noc? A dlaczego nie. Zresztą liczę na to, że kupię coś w promocji. Pewnie, że mogłabym przyjść po południu albo jutro. Ale niech pani patrzy, to fajne przeżycie, jak za dawnych lat, gdy się nocami stało po pomarańcze czy dywan - tłumaczy Leokadia Porczak z Opola. - Wstałam już o trzeciej i wzięłam wolne. Do południa to chyba tu mi zejdzie...
- Luuuuudzie, co jest?! Posuwajcie się, już ktoś zgarnął jednego matiza! - znowu krzyczy ktoś z tłumu. W tym momencie, aby usprawnić komunikację, do koszyka wskakuje Klaudia Wieczorek z Opola. - Dobra pchaj, aby szybciej - nakazuje mężowi. Za chwilę są już w sklepie. Za nimi biegną inni, pchając przed sobą olbrzymie wózki.

Tymczasem przy stoisku z kostkami słychać: - Jest 5.13, pierwszego matiza wygrał Jerzy Halupczok z Opola.
- O Jezu, nie wierzę! Żona marzyła o takim - krzyczy starszy pan. Pod Makro przyjechał o czwartej rano tylko po to, by wygrać. - Wleciałem do sklepu, za 30 zł kupiłem ptasiego mleczka i rzuciłem kostkami - mówi oszalały ze szczęścia. Po załatwieniu formalności wyciągnął z kieszeni listę z zakupami. - Muszę kupić córce zestaw do makijażu, bo tu podobno taniej - dodaje.
O 5.17 kolejny matiz trafia się Piotrowi Pawłowiczowi z Rzymkowic, który przed Makro był dopiero o godz. 4.30. - Byłbym szybciej, ale drogówka złapała. Za szybko jechałem - wyjaśnia. Po czterech minutach trzeci matiz "wyrzuca" Jadwiga Wolińska z Opola.
Tymczasem w środku hali trwa szaleństwo zakupów. Na, obleganym stoisku ze sprzętem elektronicznym przeraźliwy pisk. Za dużo osób podnosiło słuchawki telefonów, kabelki odmówiły posłuszeństwa. Na "owocach" w błyskawicznym tempie znikają mandarynki. Właściciel niewielkiego sklepu w Kluczborku załadował na swój wózek 50 skrzynek. - Cena okazyjna, wyjdę na swoje nawet po odliczeniu benzyny - prorokuje.
Okazyjnie jest też na zbożach. - Mama, mama, słyszysz? Cukier bardzo tani, dziewięć złotych za zgrzewkę kasują, lepiej niż w Realu. Ile brać? - krzyczy do komórki dwudziestoparolatek (skóra, sygnet, złota bransoleta i najnowsza nokia).
- Cholera jasna, co za pomysł z tą gotówką? - denerwuje się Paweł Zaczyk, który przyjechał zrobić duże zakupy do swojego sklepu. - Mam po tak wielkiej hali chodzić spokojnie z grubą gotówką w kieszeni, to jakaś paranoja! (w Makro nie można płacić kartami płatniczymi, gdyż to spowodowałoby wzrost cen o ok. 2,3 procent).

Około godz. 4 z Kup do Opola wyjechali Krysta i Richard Slotta. - Wie pani, jak to jest z emerytami, liczą każdy grosz. Dobrze, że taki sklep otworzyli, niektóre rzeczy można kupić taniej, no i przeżycie duże dzisiaj mamy - mówią. Po hali chodzą z kartką: proszki, kości, karma dla psa. Chcą tu przyjeżdżać dwa razy w miesiącu.
- Takie sceny dzieją się w całym kraju - przyznaje Robert Majewski, rzecznik sklepu. - Ludzie mają okazję do zrobienia dobrego biznesu, drugi raz taka okazja może im się nie zdarzyć.
Do godz. 18.00 opolskie Makro odwiedziło 5,5 tys. ludzi, wydano około 8 tys. faktur. 200 osób otrzymało bony po 200 zł. Do zamknięcia były jeszcze trzy godziny. A na Partyzanckiej i obwodnicy paraliż komunikacyjny. Sznur aut zmierza na hiperzakupy...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska