Mamy potrzebę pomagania innym

Mirosław Dragon
Mirosław Dragon
Piotrek Wicher z Olesna zachorował na białaczkę, gdy miał 14 lat. Ktoś podarował mu szpik i dzięki temu przeżył. Dziś sam pomaga innym, m.in. 4,5-letniemu Bartkowi, dla którego zbiera na protezy.
Piotrek Wicher z Olesna zachorował na białaczkę, gdy miał 14 lat. Ktoś podarował mu szpik i dzięki temu przeżył. Dziś sam pomaga innym, m.in. 4,5-letniemu Bartkowi, dla którego zbiera na protezy. Mirosław Dragon
Coraz więcej osób chce nieodpłatnie dzielić się z innymi swoim czasem, wiedzą i energią. W biurze pośrednictwa pracy dla wolontariuszy MOPR są adresy osób, które czekają na wsparcie.

Chętnych nigdy za wiele

Paulina Ogorzałek, studentka IV roku psychologii, jest wolontariuszką od trzech lat. Udziela nieodpłatnie korepetycji z angielskiego dziewczynce z IV klasy.

- Kiedy zdecydowałam się być wolontariuszką, po prostu zgłosiłam się do koordynatorki przy Ośrodku Interwencji Kryzysowej MOPR, która przedstawiła mi długi spis adresów dzieci potrzebujących korepetycji z różnych przedmiotów - opowiada Paulina. - Wybrałam tę, która miała sporo problemów z nauką języka obcego. Już po kilku tygodniach zobaczyłam korzyści wynikające z naszej wspólnej pracy. Moja uczennica zaczęła przynosić lepsze stopnie, przestała się bać lekcji, z większą pewnością siebie siada do zadania domowego. Korzyści z wolontariatu mam również ja. Kontakt z dziewczynką daje mi dużo pozytywnej energii, a dobre efekty pozytywnie wpływają na samoocenę.

Piotr Wicher z Olesna pomaga z wdzięczności.

- Kiedy miałem 14 lat, zachorowałem na białaczkę. Ktoś dał mi szpik, dzięki czemu żyję - przyznaje chłopak. - Teraz ja pomagam 4,5-letniemu Bartkowi, który potrzebuje protez rąk i nóg. Odbieram od ludzi plastikowe nakrętki, które oni zbierają i przekazuję do recyklingu. Chłopczyk rośnie i protezy trzeba wymieniać co roku, więc pomoc ludzi jest ciagle potrzebna. Ja będę robił swoje do końca świata i o jeden dzień dłużej.

Jacek Staniec stał się wolontariuszem przez przypadek.

- Dwa lata temu na naszej ulicy mijałem starszą panią, która z największym trudem zrzucała węgiel do piwnicy. Zaproponowałem pomoc - wspomina. - Teraz pomagam jej także przy kopaniu ogrodu, przycinaniu żywopłotu, a ostatnio także przy malowaniu mieszkania. Nie biorę pieniędzy, ale wtedy, gdy przychodzę, zawsze czeka na mnie ulubiony sernik.

Różne formy pomocy potrzebującym funkcjonowały od dawna, ale najczęściej były tylko akcyjne. Teraz się to zmienia.

- Od kilku lat obserwujemy, że znacznie wzrasta liczba osób, które chciałyby nieodpłatnie pomagać innym - informuje Zdzisław Markiewicz, dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Opolu. - Teraz jednak wolontariat ma zorganizowaną formę. My zbieramy informacje od osób potrzebujących, a wolontariusz podpisuje umowę, dzięki której ma automatycznie ubezpieczenie OC i NW. Chętnych kierujemy, w zależności od potrzeb, do szpitali, hospicjów, ośrodków dla niepełnosprawnych lub do pomocy konkretnym osobom wymagającym opieki.

- Te potrzeby są różne - mówi Tamara Tymowicz, szefowa Ośrodka Interwencji Kryzysowej MOPR w Opolu. - Starsi i chorzy proszą o pomoc w robieniu zakupów, sprzątaniu, przedświątecznym myciu okien. Niepełnosprawni potrzebują kogoś, kto będzie służył wsparciem podczas spacerów, bo - zwłaszcza zimą - niebezpiecznie jest wędrować z laską czy balkonikiem. Zdarza się, że osoby starsze, które mają kłopot z rejestracją do lekarza, proszą wolontariusza o taką przysługę.

Na liście wolontariuszy w opolskim OIK-u jest ponad 180 nazwisk.

- To głównie studenci i licealiści - dodaje Tamara Tymowicz - choć coraz częściej przychodzą do nas gimnazjaliści z rodzicami, ponieważ ci uważają, że pomoc innym to jeden z najlepszych sposobów uczenia młodych ludzi empatii.

W większych miastach ośrodki pomocy społecznej pełnią rolę centrów wolontariatu. Na wsiach "wiedzą sąsiedzi jak kto siedzi" i potrzebujący mogą liczyć na pomoc sąsiedzką.
Chęć pomagania zgłaszają coraz częściej zdrowi i energiczni emeryci, którzy w taki sposób zagospodarowują swój wolny czas.

- Przed świętami pani korzystająca z zajęć w Domu Dziennego Pobytu "Malinka" złamała rękę - mówi Katarzyna Sawicka, kierowniczka placówki. - Inne panie odwiedzały ją w szpitalu, a potem pomagały w czynnościach domowych. Ja jestem z nich dumna, a chora jest im bardzo wdzięczna.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska