Żeby zobaczyć meble Piotra Klera, nie trzeba nawet jechać do salonu firmowego, wystarczy włączyć telewizję. Na kanapach z Dobrodzienia siedzą prezenterzy prowadzący "Dzień Dobry TVN", "Miasto Kobiet" w TVN Style czy "Polsat Cafe". Sofy firmy Kler SA można było oglądać m.in. podczas jednej z konferencji prasowych Roberta Kubicy. Cały komplet - 10 foteli i dwie kanapy zamówił Władimir Putin do swojego kina domowego.
- O tym najczęściej dowiadujemy się dopiero z telewizji, bo projektanci wnętrz nie mówią przy zakupie, że to dla prezydenta - tłumaczy Piotr Kler.
Simson i Seszele
Kiedy Piotr Kler był małym chłopcem, obiektem jego marzeń był motorower AWO Simson. Gdy już zaczął pracować, składał pieniądze i kupił sobie takie cacko. Dzisiaj Piotra Klera stać na wszystko, więc nie ma takich marzeń.
- Zwiedziłem już cały świat, byłem w Australii, Kenii i na Seszelach - opowiada milioner z Dobrodzienia, do 2004 roku z majątkiem szacowanym na 140 mln zł, stały bywalec listy stu najbogatszych Polaków tygodnika "Wprost". Ostatnio wyleciał z setki, lecz nadal należy do elity polskich biznesmenów, a na Opolszczyźnie to absolutny top. - Tego lata wybrałem się na daleką Syberię, bo zawsze chciałem zobaczyć Kamczatkę - zdradza Piotr Kler.
Można było jednak spotkać go także na Górze Świętej Anny podczas obchodów kalwaryjskich.
- Jestem człowiekiem wierzącym - wyznaje biznesmen. - Byłem biedny, wszystko, do czego doszedłem, nie jest moją zasługą, to dar od Boga - podkreśla.
Chociaż firma Klera zatrudniająca tysiąc ludzi stała się małym koncernem, jej właściciel stara się, żeby nadal był to rodzinny zakład. I nie chodzi tutaj tylko o to, że szefem produkcji i eksportu jest syn Sebastian, dyrektorem marketingu - zięć Rafał i że w firmie pracują również żona Gizela, córka Sabina i synowa Renata.
- Mamy bardzo małą rotację pracowników. Chcemy, żeby pracujący dla nas ludzie czuli się tu jak w rodzinie - mówi Piotr Kler.
Kilka lat temu biznesmen z Dobrodzienia postawił nowy okazały dom. W budynku zbudował kompleks sportowy z basenem, masażami wodnymi, sauną, siłownią, salką do tenisa stołowego, bilardem i kortem tenisowym. Przy basenie postawił szafki, żeby korzystać z niego mogli także... pracownicy fabryki.
- Mało ludzi jednak przychodzi, chyba trochę się boją - przyznaje biznesmen.
Z kompleksu sportowego korzysta za to właściciel. Cztery razy w tygodniu biega po 10 kilometrów, cztery razy pływa po godzinie. Ma 58 lat, a waży tyle samo, ile w zawodówce - 78 kg.
Odpuścisz raz, odpuścisz i drugi
Żeby zrozumieć, dlaczego pochodzący z Kadłuba Wolnego tapicer odniósł tak wielki sukces, trzeba poznać jego charakter. A poznać go można choćby z takiej anegdoty: Piotr Kler jest zapalonym biegaczem, cztery razy w tygodniu pokonuje w ten sposób po 10 kilometrów.
Jakiś czas temu zmogło go mocne przeziębienie. Przyjechał z pracy i położył się wykończony na kanapie. Postanowił jednak, że zrobi sobie samochodową przejażdżkę. Ubrał dres i pojechał do lasu, gdzie zwykle biega. Na miejscu postanowił, że przespaceruje się trochę. Za chwilę, że potruchta. W końcu przyśpieszył i przebiegł jak zwykle 10 kilometrów. Do domu wrócił ledwo żywy, ale nazajutrz po przeziębieniu nie było śladu.
- Bo jak raz sobie odpuścisz, to odpuścisz drugi i trzeci raz - przestrzega 58-letni biznesmen z Dobrodzienia. - A ja jestem z twardego wychowu - zapewnia. I ciągle nie odpuszcza, stawiając sobie coraz nowe cele i wyzwania.
Mistrz Aptyka: szef i mentor
Kler wychowywał się bez ojca. Kiedy miał rok, o mało nie trafił do domu dziecka. Od bidula wyratował go wujek Piotr Biskup, który przygarnął pod swoją opiekę samotną matkę z trzema synami: Piotrem, Jerzym i Henrykiem. W wieku 13 lat Piotrek skończył podstawówkę. W sobotę odbierał świadectwo, w poniedziałek musiał zameldować się już w swojej pierwszej pracy.
Trafił pod skrzydła Antoniego Aptyki, starego mistrza tapicerskiego z Dobrodzienia. Do dzisiaj wspomina go nie tylko jako swojego pierwszego szefa, ale i mentora. Spędził u niego dziesięć lat: uczył się zawodu, dostał także kąt do spania, wikt i opierunek.
- Mistrz Aptyka nigdy nie był zadowolony ze swojej pracy, ciągle chciał ulepszać tworzone meble - opowiada Piotr Kler. - Zaraził mnie tym podejściem i swoją pracowitością.
Nowy czeladnik szybko stał się ulubionym uczniem mistrza Antoniego. Kiedy szef zlecił mu pierwszą samodzielną robotę (obszycie fasonu), chciał pokazać, na co go stać. Inni pracownicy mieli już fajrant, ale Piotr został po godzinach, żeby skończyć swoje dzieło. O 20.00 Aptyka przyszedł zajrzeć do warsztatu.
- Piotrek, skończ już tę pracę! - powiedział.
- Jeszcze trochę... - odpowiedział chłopak.
O 22.00 właściciel zakładu kategorycznie kazał chłopcu iść do łóżka.
- Poszedłem, ale nie mogłem zmrużyć oka, a o szóstej rano byłem z powrotem w warsztacie! - opowiada pan Piotr.
Nie obyło się jednak i bez kryzysów.
- Kiedyś po trudnej dniówce wróciłem potwornie zmęczony, zakurzony, miałem dość tej ciężkiej pracy - opowiada Kler. - Pomyślałem, że muszę wybierać: albo zmienić zajęcie, albo je polubić. Wtedy zrozumiałem, że do swojej pracy trzeba mieć serce.
Stop tandecie
Kiedy pytam, czy jest pracoholikiem, zaprzecza. Ale zaraz potem przyznaje, że nigdy w życiu nie pracował po 8 godzin. Wiele razy za to po 16 i więcej.
- Roboty było dużo, więc nieraz robiłem meble cały piątek, później całą noc i sobotę, bo wiedziałem, że przecież w niedzielę się wyśpię - opowiada właściciel Mebli Kler.
Dzięki tej harówce 23-letni Piotr zaoszczędził na zakup maszyn stolarskich i otworzył własny zakład. Wynajął warsztat w dobrodzieńskim rynku, naprzeciwko kościoła parafialnego św. Marii Magdaleny. Startował zaledwie z jednym pracownikiem - Józkiem Dylongiem.
Był rok 1973, w Polsce sprzedawano masowo tandetne wersalki i meblościanki.
- Od razu powiedziałem sobie, że ja tandety i badziewia robił nie będę - opowiada Piotr Kler. - Opracowałem pierwszy autorski zestaw: wersalki i fotele "leniwce".
Po meble młodego tapicera zaczęli przyjeżdżać klienci z Zielonej Góry i Warszawy.
- Chcieli mebli, które są wygodne i mają ciekawy design, a takie oferowała tylko moja firma - opowiada Piotr Kler.
Tapicer z Dobrodzienia jako pierwszy w Polsce zaczął produkować komplety wypoczynkowe ze skóry. Na takie meble trzeba było u niego czekać w kolejce... trzy lata. Zbudował swój pierwszy dom i zakład, który wkrótce zwiększył zatrudnienie do sześciu osób.
Prawdziwy rozwój firmy nastąpił jednak dopiero po 1989 roku. Minęło niespełna dwadzieścia lat, a Meble Kler SA to największy w Polsce producent ekskluzywnych kompletów wypoczynkowych i marka rozpoznawana na całym świecie.
Dziś Meble Kler to wielka firma, zatrudniająca ponad 800 pracowników (razem z przedsiębiorstwami kooperującymi dla Piotra Klera pracuje tysiąc osób). Swoje wyroby producent z Dobrodzienia sprzedaje na całym świecie.
Jest jednak i druga strona medalu - luksusowe meble na potęgę podrabiają firmy z całego świata. Niedawno wierne kopie sprzedawał pośrednik z Białegostoku, który sprowadzał je... z Chin. Sprawa skończyła się w sądzie.
- Z jednej strony to satysfakcja, bo podrabiają się tylko najlepsze wzory, ale nie możemy sobie na to pozwolić - mówi stanowczo Piotr Kler. To kolejny dowód, że mimo spektakularnego sukcesu, jaki udało mu się odnieść - wciąż nie odpuszcza.
Czy "self-made man" z Dobrodzienia doczeka się ekranizacji swojej niezwykłej biografii? Tego nie wiadomo, gdyby jednak ktoś nakręcił o nim film, byłby on dowodem, że amerykańskie marzenie może się spełnić nawet w Polsce. Ale i potwierdzeniem rodzimego przysłowia, że bez ciężkiej pracy nie ma kołaczy.
Strefa Biznesu: Coraz więcej chętnych na kredyty ze zmienną stopą
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?