Mężczyźni pięknie płaczą

fot. Sławomir Mielnik
Położna Dorota Kudaś współtworzyła pierwszą salę do porodów rodzinnych.
Położna Dorota Kudaś współtworzyła pierwszą salę do porodów rodzinnych. fot. Sławomir Mielnik
Rozmowa z Dorotą Kudaś, położną-oddziałową w Szpitalu Ginekologiczno-Położniczym i Noworodków w Opolu.

- Spójrzmy przez okno, właśnie idzie ciężarna pani...
- Ósmy miesiąc - na moje oko.

- No właśnie. Gdy widzi pani na ulicy kobietę w ciąży, to robi jej pani coś na kształt usg?
-Patrzę przede wszystkim na nogi, czy są opuchnięte, czy nie. Co do płci: istnieją takie przesądy, że jak ciężarna ma mocno okrągły brzuszek i wypukły pępek to nosi chłopaka. Bywa, że się sprawdza, ale nie zawsze.

- Jak pani rodziła?
- Szczęśliwie. Ale poza emocjami związanymi z macierzyństwem, muszę przyznać, ze to był poród z... niewłaściwej bajki. Na sali porodowej były cztery łóżka, nie było zachowanej intymności.. Nie mogła być ze mną bliska osoba. Lewatywę wykonywano obligatoryjnie. Musiałam leżeć na plecach. Gdy położne odchodziły na chwilę, natychmiast kładłam się na boku, bo tak było mi wygodniej. Gdy wracały - przyjmowałam pozycję horyzontalną, bardzo dla mnie niewygodną.

- I wtedy powiedziała pani sobie: dość, czas stworzyć salę porodów rodzinnych na miarę współczesnych czasów?
- Wtedy nie miałam do tego głowy, ale wkrótce pojechałam do Skandynawii, gdzie miałam możliwość zwiedzania szpitala o profilu ginekologiczno-położniczym. To tam zobaczyłam sale do porodu rodzinnego, mężów spacerujących z żonami, noszących noworodków. Pomyślałam sobie: Nie jesteśmy gorsi, mamy świetnych lekarzy i położne, wystarczy stworzyć im tylko odpowiednie warunki. Dużo o tym rozmawialiśmy w szpitalu. Początkowo obawiano się że przy porodach rodzinnych jest za duże ryzyko zakażeń. Aż tu w 1995 roku pani dyrektor szpitala dała mi 3 dni na stworzenie pokoju do porodów rodzinnych.

- Jakim cudem pani zdążyła?
- Bez kłopotu. Zgłosiłam się do sponsorów z prośbą o sprezentowanie mebli: kanap, foteli, piłek, drabinek rehabilitacyjnych... Nikt nie odmówił. Każdy chciał by jego żona, córka, siostra miały szansę rodzić w tym pokoju. W 1995 roku odbyło się u nas 250 porodów rodzinnych , teraz 750. Ostatnio na poród rodzinny przyszedł mąż z dzieckiem. Ale chłopczyk nie wszedł do pokoju. Zdecydowałyśmy, że to może być za trudne dla niego. Za to, gdy jego braciszek przyszedł na świat, mógł go jako pierwszy poprzytulać, nawet przed ojcem. Był ogromnie dumny.

- Jak panowie wytrzymują poród?
- Mężczyźni pięknie płaczą. Gdy widzę, że "rodzący" ma oczy pełne łez i zaczyna często przełykać ślinę, po prostu - podaję mu ligninę. Niech wie, że ma prawo płakać. Niedawno szczęśliwy ojciec potrząsał mną i krzyczał: "Czy pani rozumie, że mam syna?" Trochę się przestraszyłam a potem krzyknęłam: "Ma pan syna!". Dotarło. Uwielbiam patrzeć jak ojcowie biorą na ręce noworodki. Udowodniono, że kobiety mają zakodowany instynktownie odruch kolebania dziecka. Okazuje się, że mężczyźni również! Większość z nich kolebie, choć nikt im nie podpowiada, żeby to robili.

- Ponoć mdleją?
- Jestem położną od 24 lat i tylko jednemu panu, podczas porodu, zrobiło się słabo. Szkoda, że panowie nie mdleją, bo my - wszystkie położne - jesteśmy po kursach reanimacji i chętnie byśmy naszą wiedzę sprawdziły w praktyce. Wracając do porodów rodzinnych - w dzisiejszych czasach kobiety rodzą nie tylko ze swymi partnerami. Coraz więcej rodzi wraz z mamami, przyjaciółkami.

- Z teściową też?
- Nie zdarzyło się.

- Ma pani syna i sama kiedyś zapewne zostanie teściową. Chciałaby pani "rodzić" swego wnuka?
- Byłabym szczęśliwa, gdybym dostała od synowej taką możliwość. Jeśli jednak wybrałaby inne rozwiązanie, uszanowałabym je.

Portret

Portret

Dorota Kudaś pracuje w Szpitalu Ginekologiczno - Położniczym i Noworodków w Opolu. Współtworzyła pierwszą salę do poródów rodzinnych (teraz jest ich 6). Niedawno została powołana przez ministra zdrowia na stanowisko wojewódzkiego konsultanta ds. położnictwa i ginekologii. Jest pierwszą w historii, do tej pory konsultantów w tej specjalności nie było.

- Gdy na salę porodową przychodzą babcie rodzących się maluchów, to są one zapewne zaskoczone realiami na opolskiej porodówce, bo pamiętają zupełnie inne, siermiężne czasy?
- Ostatnio rodziłyśmy wraz z babcią, która tkwiła w dawnych czasach do tego stopnia, że troszeczkę blokowała nasze poczynania. Gdy proponowałam rodzącej, aby usiadła na piłce, babcia uznała, że to zły pomysł bo córka powinna leżeć. Podobnie, gdy koleżanka zaproponowała rodzącej ciepły prysznic.

- Wyproszono babcię z sali?
- Oczywiście, że nie. Porozmawiałam z nią, wyjaśniłam. Potem była pomocna i szczęśliwa, że przyjęła na świat wnuczka.

- Nie zawsze wszystko na sali porodowej idzie po myśli położnej?
- Największy smutek czuję, gdy wiem, że rodzi się dziecko niechciane. Kilka dni temu jedna z rodzących nie chciała przeć. Skupiła się na swoim bólu i odmówiła współpracy. Nie umiałyśmy z koleżanką położną naturalnie urodzić dziecka, a za późno było juz na podjęcie decyzji o innym rozwiązaniu. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło...

- Mówi pani "rodziłyśmy z położną". Kto w końcu rodzi: matka, ojciec, położne?
- Rodzimy wspólnie, to partnerski układ. Jak się mnie ktoś pyta ile mam dzieci, to odpowiadam - tysiące! Niektóre z moich "dzieci" też mają już dzieci. Rodziły już po ludzku. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że nie we wszystkich szpitalach jest tak, jak w naszym. Mamy teraz na oddziale ciężarną niepełnosprawną, oddaliśmy jej do dyspozycji izolatkę, w której jest razem z mężem. On się nią opiekuje, pielęgnuje, wspiera. Są zdumieni, bo wcześniej, podczas pobytu w jednym ze szpitali, wypraszano go po godzinach odwiedzin, nocował w parczku przyszpitalnym, na ławce.

- Co pani powiedziała komisji podczas egzaminu do studium medycznego, "chcę być matką tysięcy dzieci"?
- Nie! Powiedziałam, że mam 5 sióstr i chciałabym być przy każdej z nich, gdy będą rodzić.

- Pięć sióstr, żadnego brata?
-Dokładnie. Babiniec. Ojciec przy każdej ciąży miał nadzieję, że to się zmieni. Ale niestety. Mówi się, że teraz pojawia się moda na porody w domu. To nieprawda, nie ma takiej mody, kobiety chcą rodzić w szpitalach, bo czują się tam bezpieczniej. Natomiast ja i moja najmłodsza siostra rodziłyśmy się w mieszkaniu jednego z bloków w Opolu. Na czas porodu sąsiadka wzięła mnie do siebie. Wtedy sąsiedzi znali się, przyjaźnili, szanowali i wspierali. Teraz każdy skupia się na sobie, nawet w jednej rodzinie. Dobrze, że są porody rodzinne, bo takie wspólne przeżycie bardzo scala partnerów.

- Potrafi pani żyć bez swojej pracy?
- Wie pani jak najchętniej spędzam wolny czas? Jeżdżąc na szkolenia z zakresu położnictwa.

- Jest pani pracoholiczką.
- Umiem jeszcze inaczej, niż w pracy, spędzać wolny czas. Uwielbiam być w naszym domku letniskowym w Turawie. Nawet jak jezioro kwitnie i niezbyt ładnie pachnie, umiem tam odpocząć. Lubię jazdę na rowerze, lubię taniec. Kocham sporty zimowe. Nieźle jeżdżę na łyżwach, do dziś chodzę na ślizgawki.

- Woli pani, aby zrobić jej zdjęcie na ślizgawce czy w szpitalu, z dziećmi?
- W pracy.

Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska