Pod wnioskiem, który trafił do rady nadzorczej, podpisało się ponad 100 osób.
Jego autorzy uważają, że prezes złamał prawo m.in. poprzez zabranie nadwyżek z funduszy remontowych dwóch osiedli i przekazanie ich na ogólne potrzeby spółdzielni (tę sprawą bada też prokuratura).
Kolejny zarzut dotyczy utraty działek mieszkaniowych, na których miały powstać bloki.
Spółdzielnia nigdy nie podjęła inwestycji i większość terenów - przekazanych przez miasto - wróciła do gminy. Co więcej spółdzielnia przegrała procesy sądowe, które wytoczyły jej władze Opola.
Wnioskodawcy zarzucają także prezesowi Jarochowi, że w "dobie kryzysu gospodarczego nie prowadzi gospodarki oszczędnościowej".
Potwierdzeniem tego ma być przydzielenie specjalnych taryf telefonicznych pracownikom spółdzielni, a także premie finansowe, jakie otrzymywał zarząd firmy i pracownicy. Spółdzielcy podpisani pod wnioskiem twierdzą również, że prezes nie współpracuje z radą nadzorczą, a co więcej skłóca jej członków i podburza przeciwko sobie.
Wniosek wpłynął w maju do rady nadzorczej spółdzielni nieprzypadkowo.
Dziś odbędzie się pierwsza tura walnego zgromadzenia, które jest najwyższym organem spółdzielni.
Wniosek o odwołanie prezesa Jarocha nie będzie jednak głosowany. I to mimo że jego wprowadzenie pod obrady zaleciła zarządowi Regina Kamińska, szefowa rady nadzorczej.
- Wniosek jest bezprawny, na tym etapie walne zgromadzenie nie ma możliwości jego głosowania, najpierw musiałbym nie otrzymać absolutorium - twierdzi Jaroch i dodaje, że odwołać może go obecna rada nadzorcza, ale takiego pomysłu nie ma.
Prezes ocenia, że zarzuty grupy spółdzielców są nieprawdziwe. - To zwykłe oszczerstwa! - twierdzi Jaroch i zapowiada, że odpowie na nie podczas obrad.
Więcej o tej sprawie dzisiaj w Nowej Trybunie Opolskiej
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?