Mimo kryzysu operacje plastyczne cieszą się nie słabnącą popularnością

kolaż: Tomek
kolaż: Tomek
To mit, że z usług chirurgów plastycznych korzystają wyłącznie kobiety. Zabiegom coraz częściej poddają się panowie.

- Panowie wprawdzie ciągle są w mniejszości. Na dziesięciu moich pacjentów w Opolu jest ich 2-3. Ale jednak się pojawiają - mówi Krzysztof Czopkiewicz, specjalista chirurgii plastycznej od lat praktykujący na Opolszczyźnie, były wojewódzki konsultant ds. chirurgii plastycznej, członek Polskiego Towarzystwa Chirurgii Plastycznej Rekonstrukcyjnej i Estetycznej (PTChPRiE). - Panowie najczęściej operują sobie nosy i uszy. Czasem korygują powieki albo poddają się liposukcji, czyli odsysaniu tłuszczu - głównie na brzuchu.

W ostatnich 2-3 latach pojawiła się też nowa grupa amatorów chirurgii
- 20-25-letni mężczyźni z ginecomastią, czyli przerostem gruczołów piersiowych.
- Są to najczęściej panowie, którzy uprawiali kulturystykę na skróty, z pomocą hormonów anabolicznych - wyjaśnia doktor Czopkiewicz. - To one spowodowały przerost piersi. Teraz przychodzą, by je zmniejszać.

Coraz więcej panów funduje sobie też zabiegi medycyny estetycznej, czyli takie, w których urodę koryguje się bez użycia skalpela, wstrzykując botoks lub kwas hialuronowy.

- W moim gabinecie codziennie pojawiają się mężczyźni - zapewnia dr Andrzej Ignaciuk, prezes Stowarzyszenia Medycyny Estetycznej. - Przychodzą korygować zmarszczki czy kształt twarzy, na przykład pozbywają się tak zwanej drugiej brody. Z naszych wyliczeń wynika, że w Polsce mężczyźni stanowią około 10 procent pacjentów przychodni chirurgii plastycznej. We Włoszech jedną trzecią.

Biusty często przerabiane

Kobiety chcą głównie powiększyć lub wymodelować biust.
- Z takim zamiarem trafiają do mnie pacjentki w wieku 22-39 lat - wyjaśnia Krzysztof Czopkiewicz. Panie 45-50-letnie przychodzą, by zrobić korektę opadających powiek czy lifting twarzy i szyi.

Dr Jacek Jarliński, ordynator Oddziału Chirurgii Plastycznej i Rekonstrukcyjnej Szpitala Kolejowego we Wrocławiu i członek prezydium PTChPRiE, specjalizuje się właśnie w operacjach piersi.

- Tym, którym chodzi o delikatne uzupełnienie czy wymodelowanie, podpowiadam, by zamiast implantów wypróbowała prawdziwą nowość: nie wymagający ingerencji skalpela zabieg Macrolane - mówi. - Tak jak przy korygowaniu zmarszczek czy powiększaniu ust wykorzystuje się tu kwas hialuronowy, który wstrzykuje się w piersi. To poprawia ich jędrność i odrobinę powiększa. To zwykle wystarcza, bo niewiele Polek chce mieć wielkie piersi. Odrobinę większe - owszem.

- Zdarzały mi się pacjentki, które mówiły wręcz: niech pan podniesie albo powiększy moje piersi, ale tak, żeby nie było to bardzo widoczne - mówi dr Czopkiewicz. - Chodziło im o to, by nie budzić zainteresowania otoczenia.

Znacznie mniej pań chce pomniejszać biusty. Decydują się na to głównie te, które z powodu dużego biustu mają np. problemy z kręgosłupem. - Trzeba pamiętać, że ten zabieg, w przeciwieństwie do powiększania, wyklucza karmienie piersią
- wyjaśnia dr Jacek Jarliński.

Coraz częściej do chirurgów plastycznych trafiają też dzieci, głównie po to, by specjalista zoperował im odstające uszy.

- Rodzice przyprowadzają nawet 4-letnie maluchy - mówi Krzysztof Czopkiewicz.
- Chcą, by ich dziecko przeszło zabieg, zanim pójdzie do przedszkola czy szkoły, by nie narażać pociechy na docinki kolegów.

Idą pod skalpel dla mody i... pracy

Z przeprowadzonych niedawno badań Amerykańskiego Towarzystwa Chirurgów Plastycznych wynika, że panie coraz częściej decydują się na operacje plastyczne, by być bardziej atrakcyjnymi... na rynku pracy. 73 proc. badanych kobiet w wieku 18-64 lata stwierdziło, że kto wygląda młodziej, ten ma większe szanse na znalezienie dobrej posady albo awans.

Czy Polki myślą podobnie?
- Wygląd fizyczny na pewno ma wpływ na to, jak jesteśmy odbierani przez otoczenie - odpowiada Jacek Jarliński. - Ale zdecydowanie największą rolę pełni tu nasze samopoczucie. Kiedy jesteśmy zadowoleni ze swojego wyglądu, stajemy się bardziej otwarci, łatwiej nawiązujemy relacje. Niektóre pacjentki mówią, że operacja dodała im pewności siebie, co miało pozytywny wpływ na ich życie zawodowe.
- Pacjenci decydują się na zabiegi, bo chcą poprawiać swój wizerunek - dodaje Andrzej Ignaciuk.

W ręce chirurgów plastycznych kobiety pcha także moda. Niektóre przychodzą wręcz ze zdjęciami idolek, do których chciałyby się upodobnić. - Wielu moich kolegów to krytykuje i twierdzi, że świadczy to o zbyt dużych wymaganiach pacjenta wobec chirurgii plastycznej - mówi dr Czopkiewicz. - Dla mnie zdjęcie bywa punktem wyjścia w rozmowie o tym, jak pacjent widzi zmiany.

Ale - podkreśla lekarz - gabinet chirurga plastycznego to nie zakład krawiecki.
- Tu nie można przyciąć na miarę - żartuje. - Pracujemy w granicach anatomii człowieka. A pacjent, który chce w sobie zmienić wszystko, bardziej nadaje się do psychologa niż chirurga.

Modny bywa też określony kształt ust czy piersi.
- Swego czasu na przykład w pewnych kręgach modne były piersi mocno zaokrąglone, w kształcie piłki - mówi dr Czopkiewicz. - Jedna z moich pacjentek, modelka, chciała, by tak właśnie zoperować jej biust, bo widziała to u koleżanek. Udało mi się jej ten pomysł wyperswadować, bo miała ładne, naturalne piersi.

Droga przyjemność

Komentarz

Hanna Bakuła, malarka, pisarka, publicystka:
- Wobec chirurgii plastycznej jestem niezwykle krytyczna, bo mam za sobą przykre doświadczenia. Od 6 lat sądzę się z lekarzem, który operował mi nos zniekształcony po wypadku i twarz. Jemu zawdzięczam to, że najpierw miałam krwiaki, potem stan zapalny, a w końcu blizny. Mimo że toczy się przeciw niemu 9 spraw, a ja wygrałam z nim proces w sądzie lekarskim, ten człowiek nadal operuje, bo nie ciąży na nim prawomocny wyrok sądu. Dlatego na każdym kroku przestrzegam: jeśli rzeczywiście komuś mocno przeszkadza jego wygląd, niech wybierze lekarza, którego efekty pracy widział. Koniecznie trzeba też sprawdzić dyplom, który potwierdza specjalizację z chirurgii plastycznej. W Polsce niestety zdarza się, że operacje plastyczne przeprowadzają zwykli chirurdzy, a nawet interniści. Jeśli nie jesteśmy pewni specjalisty, nie operujmy się u niego. Lepiej odłożyć trochę pieniędzy i zoperować się na przykład w Szwecji, gdzie nie ma możliwości, by operował ktoś bez specjalizacji. I jeszcze jedno: operacja plastyczna nie może być tylko kaprysem.

W Europie najwięcej pracy mają chirurdzy plastyczni w Hiszpanii. Rokrocznie wydaje się tam na zabiegi 800 mln euro. Według szacunków Polskiego Stowarzyszenia Medycyny Estetycznej operacjom plastycznym w Polsce poddaje się ok. 500 tys. rodaków.

Kolejne pół miliona korzysta z zabiegów mniej inwazyjnych, typu zastrzyki z botoksu. Jak ogromne jest zainteresowanie tego typu zabiegami, pokazał reality show "Chcę być piękna", w którym panie na oczach widzów poddawały się zabiegom chirurgów plastycznych. Do udziału w tym programie zgłosiło się ponad 100 tys. chętnych!

- W naszych gabinetach też wtedy zrobiło się bardziej tłoczno - przyznaje dr Jacek Jarliński. - Choć program przyczynił się też do wielu nieporozumień. Do dziś musimy tłumaczyć pacjentom, że w 6 tygodni nie można przeprowadzić trzech zabiegów. Między jednym a drugim muszą upłynąć przynajmniej 3 miesiące. Rany muszą mieć czas na zagojenie, a organizm - na regenerację. Im mniejszy odstęp czasowy, tym większe ryzyko powikłań.

Za chirurgiczne korekty urody trzeba słono płacić. Powiększenie piersi to koszt ok. 10 tys. złotych. Plastyka nosa kosztuje od 4 do 7 tys. zł, lifting twarzy i szyi od 6-7 tys. w górę, a liposukcja (czyli odsysanie tłuszczu, pierwszej części ciała) 4-6 tys. zł. Za zoperowanie ginekomastii trzeba zapłacić 4-6 tys., a korektę powiek - ok. 3 tys. zł. Mimo to rodzimi chirurdzy plastyczni kryzysu nie odczuwają.

- Co miesiąc przeprowadzam kilkanaście różnych zabiegów - stwierdza dr Czopkiewicz. - Nie widzę, by zainteresowanie nimi w ostatnim czasie zmalało.
Na kryzys nie narzekają też gabinety medycyny estetycznej.

- Pewnie także dlatego, że te zabiegi są tańsze niż w chirurgii plastycznej, a więc i bardziej dostępne - tłumaczy dr Ignaciuk. - Ceny zaczynają się od kilkuset złotych. Poza tym 70 procent naszych pacjentów to stali klienci, którzy wracają regularnie. Nie da się też ukryć, że Polacy coraz częściej zaczynają poprawiać urodę od mniej inwazyjnego botoksu czy kwasu hialuronowego. Skalpel odkładają na później.
Recesja dotknęła natomiast brytyjskich chirurgów plastycznych. 15 procentom gabinetów na Wyspach grozi zamknięcie. Tam zabiegi są jeszcze droższe niż w Polsce. Dlatego wielu obcokrajowców decyduje się na usługi polskich gabinetów.

- Ponad 40 procent moich pacjentów to osoby mieszkające za granicą albo obcokrajowcy - mówi dr Krzysztof Czopkiewicz. - Trafiają do mnie mieszkańcy Niemiec, Wielkiej Brytanii czy Skandynawii.

Sporą grupę pacjentów stanowią też Polacy pracujący za granicą.
- Zgłasza się do mnie dosyć dużo młodych kobiet, które za granicą, choćby w wakacje, zarabiają na wymarzony zabieg - opowiada dr Jacek Jarliński.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska