Młodzi nie potrzebują obrączek

Krzysztof Ogiolda
Krzysztof Ogiolda
sxc.hu
Małżeństwa wokół się rozpadają, a państwo swoją polityką utwierdza w przekonaniu, że ślub się nie opłaca. W ciągu ostatnich 10 lat w Polsce i w regionie podwoiła się liczba młodych ludzi żyjących w nieformalnych związkach.

Lidka i Edward z Opola mieszkają razem od 10 lat. Z dwójką dzieci (jedno niepełnosprawne), bez ślubu kościelnego i bez cywilnego. - Nie odczuliśmy, że komukolwiek, Kościołowi czy społeczeństwu, naprawdę na naszym małżeństwie zależy. I tak już zostało - mówią.

Zjawisko par pozostających w konkubinacie - także żyjących w trwałych, wieloletnich związkach - nasila się, co zauważają i socjologowie, i duszpasterze.
Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego szacuje, że w Polsce od 2002 r. liczba takich par uległa prawie podwojeniu z 390 tys. do 643 tysięcy.

Nie inaczej jest na Opolszczyźnie. Księża na wioskach szacują, że w nieformalnych związkach żyje obecnie od pięciu, siedmiu do kilkunastu procent par. W parafiach miejskich od 15 do nawet 40 procent.

Par żyjących bez ślubu jest coraz więcej, zwłaszcza w młodym pokoleniu.
- O oszacowanie ich liczby prosiliśmy proboszczów w związku z przygotowaniami do jesiennego Synodu Biskupów poświęconego rodzinie - tłumaczy ks. Waldemar Musioł, dyrektor wydziału duszpasterskiego opolskiej kurii diecezjalnej.

Wyniki wskazują, że do przyjęcia sakramentu małżeństwa nie wystarcza wyniesiona z domu, szkoły, katechezy wiara tradycyjna. Potrzebna jest pogłębiona religijność. W innym razie to, że bez ślubu nie można przystępować do komuni świętej czy do spowiedzi, często nie jest dla pary żadnym problemem.

Lidka i Edward na mszę chodzą w każdą niedzielę. Żyją jak małżeństwo, dzielą się obowiązkami, wspólnie wychowują dzieci. Do życia bez ślubu zwyczajnie przywykli.

- Jak wszyscy myśleliśmy kiedyś o ślubie i pięknym weselu - przyznają - ale jak się uwikłaliśmy w kredyt, postanowiliśmy te plany odłożyć. Przyszło nam to o tyle łatwo, że nie spotkaliśmy na szkolnej katechezie ani poza nią kogoś, kto by nam naprawdę uzasadnił, dlaczego mielibyśmy ślub brać. Odwrotnie. Pełno małżeństw zawartych - także w kościele - przez naszych rówieśników się rozpadało. Znamy nawet dziewczyny 22-letnie po rozwodzie. To najbardziej zniechęciło nas do wzięcia ślubu.

Zdaniem prof. Anny Śliz, socjologa z Uniwersytetu Opolskiego, związkom nieformalnym sprzyja fakt, iż życie razem bez ślubu zwyczajnie spowszedniało, szczególnie w miastach, i nikogo nie stygmatyzuje.
Młodzi ludzie są dziś indywidualistami - podkreśla prof. Anna Śliz. - Każde z nich ma własne zabezpieczenie finansowe i poczucie, że nie ma sensu brać ślubu, skoro bez niego fajnie być razem. Przygotowanie do małżeństwa, ślub, wesele - to wszystko wymaga czasu i wysiłku. Ewentualny rozwód, gdyby nie wyszło, także. Więc przy współczesnym tempie życia zwyczajnie łatwiej być razem, nie formalizując związku.

Jerzy Grzybowski, lider Spotkań Małżeńskich - kościelnego stowarzyszenia pomagającego budować wzajemną więź między małżonkami oraz z Bogiem - potwierdza, że młodzi ludzie coraz częściej deklarują, iż w relacji z drugą osobą liczy się dla nich uczucie, więź, a nie tzw. papier.

- Często się okazuje, że pary, które po kilku latach mieszkania razem biorą ślub kościelny, dość szybko się rozpadają - mówi. - Do społecznej świadomości zaczyna się przebijać teza, że ślub szkodzi. Młodzi często są też zrażeni poziomem szkolnej katechezy, formalnym przygotowaniem do bierzmowania. Wreszcie zniechęcają ich opowieści o niskim poziomie tzw. katechez przedmałżeńskich. Ale najważniejsze jest niezrozumienie, że ślub kościelny to nie jest zniewalająca przysięga, tylko otwarcie się na łaskę Bożą. Tu potrzebny jest jakiś ewangelizacyjny wstrząs.

Psycholog dr Tomasz Grzyb zwraca uwagę, że problem z przygotowaniem do małżeństwa ma i Kościół, i szkoła.

- Często najsilniej w pamięci po kursie przedmałżeńskim zostają wykresy temperatury i obserwacja śluzu - podaje przykład. - Szkolne przygotowanie do życia w rodzinie łatwo sprowadzić do pokazu, jak założyć prezerwatywę. Pierwsze ujęcie stawia w centrum małżeństwa prokreację, drugie seks, a młodzi ludzie zwyczajnie nie potrafią rozmawiać ze sobą.

Zajęcia z psychologii kontaktu są, prowadzi je w diecezji opolskiej choćby ks. Jerzy Dzierżanowski, ale to nie jest powszechne. Skutkiem jest niezrozumienie, że ślub to nie tylko papier. Że to jest, a przynajmniej może być wydarzenie, po którym mąż i żona stają w nowej roli i ze szczerą wolą, że chcą być razem na zawsze.

Decyzjom, by nie brać ślubu, "sprzyja" dziś państwo. Przekonał się o tym każdy, kto próbował zapisać dziecko do szkoły. Ani miejsce pracy, ani zamieszkania, ani żaden inny warunek nie zapewni kandydatowi na ucznia tylu punktów co niepełna - przynajmniej formalnie - rodzina. Także inne formy pomocy, w tym socjalna, promują takie postawy.

- Kiedy przyszły na świat dzieci - opowiada Lidka - w tym jedno niepełnosprawne, okazało się, że zwyczajnie nie opłaca się nam brać ślubu. Jako samotna matka miałam pierwszeństwo w przyjęciu dziecka do przedszkola integracyjnego, a także szybszy dostęp do programu terapeutycznego w renomowanym centrum neurologii.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska