Mniejszości w kraju stu narodowości

Krzysztof Ogiolda
Krzysztof Ogiolda
Reprezentanci mniejszości narodowych z całej Europy nie tylko dyskutowali na tematy związane z prawem do języka. Starali się także zwiedzić Moskwę. Tym bardziej, że większość z nich odwiedziła stolicę Rosji pierwszy raz.
Reprezentanci mniejszości narodowych z całej Europy nie tylko dyskutowali na tematy związane z prawem do języka. Starali się także zwiedzić Moskwę. Tym bardziej, że większość z nich odwiedziła stolicę Rosji pierwszy raz.
W Moskwie obradował, z udziałem przedstawicieli MN w Polsce, kongres Federalnego Związku Europejskich Grup Etnicznych (FUEV).

Ponad 150 przedstawicieli mniejszości narodowych z ponad 20 krajów europejskich (mniejszość niemiecką w Polsce reprezentowali Bernard Gaida, lider VdG i Rafał Bartek, dyrektor generalny Domu Współpracy Polsko-Niemieckiej) zajmowało się m.in. jednym z kluczowych dla FUEV i w ogóle dla mniejszości praw - prawem do języka. Spotkanie w Moskwie - najważniejsze dla mniejszości w Europie wydarzenie w tym roku - odbywało się pod hasłem: Rosja - nieznane państwo wielonarodowościowe.

- To było, myślę, że nie tylko dla mnie, duże przeżycie - przyznaje Rafał Bartek, który odwiedził Moskwę po raz pierwszy - że FUEV, który ma siedzibę we Flensburgu - przekroczył granice nie tylko jednego regionu czy kraju, ale całej Unii Europejskiej. Znaleźliśmy się w Federacji Rosyjskiej, państwie, w którym mieszkają 143 miliony obywateli i ponad 100 narodowości. Uświadomiliśmy sobie, że my o tych mniejszościach wiemy niewiele albo nic. Wiele z tych mniejszości - niemiecka także - zostały w okresie komunistycznym przesiedlone, np. na Syberię lub do Kazachstanu. Dla owych mniejszości w Rosji FUEV jest bardzo ważną płaszczyzną przyglądania się życiu mniejszości narodowych w Europie.

Miejsce spotkania było nieprzypadkowe także z innego powodu. Rosja wciąż stoi przed historycznym dla jej mniejszości krokiem, tj. ratyfikacją Europejskiej Karty Języków Regionalnych i Mniejszościowych.
- Dyskutowaliśmy sporo o tym, jak narodowość rosyjska, w pewnym sensie polityczna, ma się mieć w Rosji do narodowości mniejszości. Podczas kongresu pojawiały się refleksje krytyczne, iż Rosja odwleka moment ratyfikacji, gdyż po niej musiałaby poddać swą politykę wobec mniejszości i ich języków międzynarodowej kontroli - zauważa Bernard Gaida. - Ale trzeba pamiętać, że sytuacja w Rosji, także językowa, jest zupełnie inna od tej, którą znamy z krajów Unii. Na przykład w Dagestanie jest w użyciu aż 12 równoległych języków, żaden nie jest pierwszym ani głównym. W wielu miejscach w Rosji mniejszości są większością i tam rosyjski musiałby być uznany za język mniejszościowy. Być może więc w Rosji powinna zostać przyjęta jakaś specjalna postać karty języków. Nasza w niektórych regionach raczej ograniczałaby niż poszerzała prawa.

Obradująca w sobotę Rada Delegatów FUEV zaproponowała, by skorzystać z możliwości, jakie daje Traktat Lizboński. Zgodnie z nim Komisja Europejska jest zobowiązana zająć się taką inicjatywą obywatelską, dla której uda się zebrać co najmniej milion podpisów przynajmniej w siedmiu różnych krajach europejskich. FUEV będzie zabiegał, aby tą drogą ustalić standardy praw mniejszości, w tym praw językowych w krajach Unii Europejskiej i polityki wobec mniejszości. Tekst petycji będzie redagowany w przyszłości.

- Dyskutowaliśmy na temat możliwości skorzystania z tej formy - relacjonuje Rafał Bartek - mając świadomość, że status prawny mniejszości narodowych w Unii jest bardzo zróżnicowany. Inaczej do praw mniejszości narodowych podchodzą Grecja czy Francja nieuznające na swym terytorium żadnych mniejszości, a inaczej choćby Niemcy, Czechy czy Polska. Więc pewnie o tę wspólną płaszczyznę nie będzie łatwo.
Zdaniem Bernarda Gaidy, najważniejszym z punktu widzenia mniejszości niemieckiej w Polsce postanowieniem FUEV jest kontynuowanie kampanii na rzecz wielojęzyczności w Europie. Wkomponowuje się ona w promowanie przez mniejszość niemiecką na Śląsku Opolskim dwujęzyczności.

- FUEV, aby dać szansę językom mniejszościowym prowadzi od kilku lat politykę promowania wielojęzyczności - podkreśla Bernard Gaida - i jest w tej sprawie jedną z instytucji eksperckich Parlamentu Europejskiego. Promuje tym samym model jeden plus dwa, czyli znajomość języka kraju, w którym się mieszka, plus jeszcze dwóch. Najlepiej, by jeden z nich był językiem mniejszości. Trzeba tę kampanię konsekwentnie prowadzić, gdyż w wielu krajach taki model na razie nie funkcjonuje. Tymczasem w świetle badań każdy język, którym mówi na danym terenie mniej niż 300 tysięcy osób, jest zagrożony. W tej perspektywie także język niemiecki w Polsce może być takim właśnie językiem zagrożonym, choć w Niemczech ma się i będzie się miał świetnie.

Przyjęte przez kongres uchwały pośrednio pokazują, jak zróżnicowana jest sytuacja mniejszości narodowych w Europie. Duńczycy mieszkający w Niemczech wnieśli rezolucję, w której skarżyli się, iż jedna z duńskich stacji telewizyjnych, która dotychczas była powszechnie dostępna, zakodowała swój program. Aby ją oglądać, przedstawiciele mniejszości muszą wnosić opłaty, co potraktowali jako ograniczenie dostępności do ojczystego języka.
Z kolei Turcy w Grecji w ogóle nie mogą funkcjonować jako mniejszość narodowa. Z konieczności rejestrują więc swoje stowarzyszenia jako greckie organizacje społeczne. Miarą tego, że nie mają łatwo, jest choćby fakt, że ich reprezentantami na kongresie w Moskwie byli wprawdzie Turcy z Grecji, ale na co dzień mieszkający w Niemczech.

Obaj przedstawiciele mniejszości niemieckiej w Polsce przyznają, że w Moskwie spotkało ich wiele bardzo ciekawych doświadczeń. Część z nich skutecznie przełamywała nasze sterotypy dotyczące Wschodu.
- Mogliśmy na własne oczy przekonać się, że Moskwa jest metropolią (oficjalnie w mieście mieszka około 12 milionów osób, ale według niektórych szacunków nawet 17 mln). Nie tylko my, także delegaci z Niemiec, Francji i innych krajów Zachodu przyznawali, że pierwszy raz w życiu zdarzyło się im stać w korku na ośmiopasmowej jezdni i to nie z powodu wypadku, tylko ze względu na liczbę jadących samochodów. A było to po północy z soboty na niedzielę. Wszędzie widać też ogromne tłumy pieszych. Miasto żyje do późnych godzin.

Pozytywnym zaskoczeniem dla reprezentantów MN była także czystość Moskwy. Sprzątających można zobaczyć na ulicach i w metrze, w ciągu dnia i w nocy w dzień powszedni, jak i w niedzielę.
- Powszechnym i trochę szokującym zwyczajem jest powszechne ustępowanie miejsca w zatłoczonym metrze - opowiada Bernard Gaida. Na taki sympatyczny gest mogą liczyć nie tylko osoby starsze. Czymś naturalnym jest ustępowanie młodym dziewczynom przez ich rówieśników. No i zwraca uwagę, że mnóstwo ludzi w metrze czyta - jedni tradycyjne książki, wielu także e-booki.
- Natomiast wszystkim wybierającym się do Moskwy radzę, by uczyli się języka rosyjskiego - dodaje Rafał Bartek - alfabet łaciński jest w przestrzeni publicznej prawie nieobecny. Kto nie umie czytać rosyjskich liter, będzie miał kłopot z odszyfrowaniem choćby nazw stacji w metrze.

Dla przybyszów z Polski zaskoczeniem - niekoniecznie miłym - była obecność symboli przypominających komunizm - gwiazd, sierpa i młota, a także licznych pomników Lenina i Stalina.

- W hotelu, gdzie mieszkaliśmy, można było kupić namalowany przez miejscowego artystę portret Stalina przy biurku. A na nim napis: Każdym z nas Stalin się zajmuje - mówi Bernard Gaida. - Nie ukrywam, że na jego widok ciarki przechodziły człowiekowi po grzbiecie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska