- Wyliczyli mi prawnicy, komornicy i wszyscy razem wzięci, że prócz tych dziesięciu tysięcy do spłacenia mam jeszcze pięć! Bo jakieś odsetki, koszty egzekucji - denerwuje się 65-letnia dziś opolanka. - Toż ja już pięć razy spłaciłam to, co wzięłam!
Barbara Pokotyło pożyczkę w wysokości 3 tys. zł otrzymała w listopadzie 2001 r. w opolskim SKOK-u Stefczyka przy ul. 1 Maja. Na rękę przelewem dostała 2106 zł. Resztę z pożyczonych trzech tysięcy pochłonęły prowizja (12,5 proc., czyli 375 zł), naliczone od razu 23-procentowe odsetki (kolejne 372 zł) i koszty przekazu.
- Zapożyczyłam się, bo chciałam kupić węgiel i potrzebowałam na ubrania zimowe dla syna - tłumaczy kobieta. - W domu mi się nie przelewało. Mąż zmarł lata temu, syn jest chory, a ja miałam wtedy 600 złotych renty.
Zaciągniętą pożyczkę pani Barbara miała spłacić w ciągu roku w ratach po 250 zł miesięcznie. W podpisanej przez nią umowie SKOK zastrzegł sobie prawo, że w razie choćby jednodniowego opóźnienia w spłacie którejkolwiek z rat przeniesie tę kwotę na tzw. rachunek zadłużenia przeterminowanego. A od przeterminowanego zadłużenia będzie pobierał odsetki w wysokości... 80 procent.
- Nie płaciłam od samego początku - bije się w piersi pani Barbara. - Już sama nie pamiętam, dlaczego. Wypadły mi z końcem roku jakieś opłaty, miałam jeszcze jakieś raty, leki trzeba było wykupić. A za 600 złotych renty nie poszaleję...
Dlatego trzy miesiące później SKOK wypowiedział pani Barbarze umowę. Zaproponował jej jednak, że jeśli w tydzień spłaci zaległe wtedy 790 zł, to może wrócić do planu spłat.
- Ale ja nie miałam pieniędzy - ucina pani Barbara.
- Bez dwóch zdań, pani Basia popełniła po drodze masę błędów - przyznaje Krzysztof Borkowski, który od kilku miesięcy pomaga jej przebijać się przez gąszcz przepisów, spraw sądowych i dokumentów dotyczących jej sprawy. - Wzięła pożyczkę na niekorzystnych dla siebie warunkach, nie spłacała rat, a potem nie odwoływała się od nakazów sądowych.
SKOK sprzedaje dług
Bo w końcu oczywiście SKOK podał Barbarę Pokotyło do sądu, a ten nakazał jej spłacić pożyczkę z odsetkami i obciążył kosztami procesu. Gdy za sprawę zabrał się komornik i wystąpił do ZUS o potrącanie należności z renty, dług rozrósł się też m.in. o koszty egzekucji. Do ściągnięcia było już więc ponad 6,8 tys. złotych...
- I do tego momentu można powiedzieć, że pani Barbara sama sobie i swoim kłopotom jest winna
- podkreśla Krzysztof Borkowski. - Przestała płacić, złamała umowę i poniosła tego konsekwencje. Ale potem w tej historii zdarzyło się kilka niewyjaśnionych dotąd zagadek.
Dług pani Barbary wobec SKOK-u przejęła w międzyczasie sopocka spółka Asekuracja. Według danych z ZUS z sierpnia 2008 roku z renty pani Barbary komornik ściągnął na spłatę długów ponad 17 tys. zł, w tym ponad 10 tys. na rzecz Asekuracji. Pozostałe ściągane pieniądze szły na spłatę kilku innych, niespłacanych przez nią pożyczek.
- Pani Barbara popadła w klasyczną pętlę kredytową - wyjaśnia Krzysztof Borkowski. - Brała jedną pożyczkę, żeby spłacić drugą, potem brała kolejną i tak dalej. To niestety przykład osoby, której można wcisnąć najgorszy produkt i zapisać drakońskie warunki małym druczkiem z tyłu strony. Albo nie wiadomo kiedy i dlaczego zmienić coś w dokumentach tak, by zadłużenie zamiast maleć - rosło...
Z dokumentów ZUS wynika, że w 2006 roku zmienił się tryb windykacji długu. Problem w tym, że nie wiadomo, na czyj wniosek i dlaczego. Zamiast ściągać należność główną, czyli owe trzy tysiące wzięte ze SKOK-u, komornik zaczął ściągać tylko narosłe przez lata odsetki. Efekt jest taki, że od nie spłacanej kwoty głównej narastają kolejne odsetki.
- To błędne koło! - kwituje Krzysztof Borkowski. - Dług pozostaje, odsetki rosną, a że są ściągane w małych ratach, to mogą rosnąć w nieskończoność! Dopatrzyliśmy się tego dopiero niedawno, bo nikt nie raczył poinformować pani Barbary o tej zmianie. W aktach sądowych też nie ma żadnego dokumentu, który by mógł odpowiedzieć na pytanie, dlaczego nastąpiła taka zmiana. A to już godzi w dobre imię sądu, bo przecież ten wydał kilka lat temu inny wyrok.
Odsetki bez końca
Tomasz Waszczyński, adwokat z kancelarii prawnej H.T.P. Puniewska z Wrocławia, która reprezentuje sopocką Asekurację, powołując się na umowę pożyczki oraz kodeks cywilny twierdzi, że wierzyciel może wyegzekwowane pieniądze zaliczać w pierwszej kolejności właśnie na koszty postępowania i odsetki, a dopiero po ich spłacie na dług główny.
- I takiego sposobu rozliczania wpłat oczekiwała Asekuracja, wysyłając wniosek egzekucyjny i nie składała w tej sprawie żadnych innych wniosków - dodaje Tomasz Waszczyński.
- Ależ pani Barbara odsetki za wziętą pożyczkę zapłaciła już na samym początku! - podkreśla Krzysztof Borkowski. - SKOK, zanim wypłacił jej wspomniane 2106 złotych, naliczył i potrącił prawie 400 złotych odsetek za cały okres zadłużenia i tyle samo prowizji. Więc tylko na podpisanym papierku zarobił 800 złotych.
Powołany w tej sprawie biegły stwierdził, że gdyby komornik ściągał dług tak, jak na początku - czyli w pierwszej kolejności windykował 3 tys. zł pożyczki - to pani Barbara spłaciłaby ją już w... kwietniu 2005 roku. A do kwietnia 2006 r. oddałaby państwu koszty procesu, egzekucji itd.
- Dziś to już sama nie wiem, ile pieniędzy ściągnął mi komornik. Dług na pewno spłaciłam z pięć razy
- mówi Barbara Pokotyło. - Renty mam teraz 1134 złote. Komornik zabiera trzysta i zostaje mi 800. Leki kupię, rachunki zapłacę, czasem po różnych posłach i radnych chodzę, i na chleb proszę, bo kradła nie będę! Ja wiem, że nie spłacałam pożyczek, że nabrałam ich za dużo. Ale jak się ma na utrzymaniu chore dziecko i kilkaset złotych na życie, to człowiek się chwyta każdej możliwośc... - mówi załamującym się głosem.
Zabrali, to niech oddadzą
Przez ostatni rok pani Barbara z pomocą Krzysztofa Borkowskiego usiłowała dojść, dlaczego ściągnięto z niej aż tyle pieniędzy. W końcu zdecydowała się oddać sprawę do sądu i skorzystać z pomocy prawnika.
- Plan jest taki: chcemy najpierw przekonać sąd, by wstrzymano egzekucję, bo przecież nie wiadomo, na jakiej podstawie po ośmiu ratach ściągniętych zgodnie z nakazem sądowym zmieniono tryb windykacji
- wyjaśnia Krzysztof Borkowski. - Rozprawa dotycząca tego wniosku ma się odbyć we wrześniu.
Jeśli uda się przekonać do tego sąd, to pani Barbara chce dochodzić zwrotu choć części ściągniętych z jej renty pieniędzy. Tym bardziej, że przed laty sąd nakazał spłatę długu na rzecz SKOK-u, a należności od dłuższego czasu przelewane są na konto spółki Asekuracja.
- A z dokumentów sądowych nie wynika, że Asekuracja miała uprawnienia, by ten dług przejmować
- mówi Krzysztof Borkowski. - Nie ma na to żadnego dokumentu, choć powinien być.
Ta wątpliwość również ma być wyjaśniana sądownie.
Pan Krzysztof wątpliwości nie ma: - Barbara Pokotyło najpierw dała się złapać na koszmarną pożyczkę. Potem coś się rozegrało nad jej głową i - po szeregu swoich błędów - od lat nabija kiesę komuś, kto się taką kobieciną jak ona nie przejmuje. Ale przecież wszystko ma swoje granice!
- Póki nie wpadłam w tę pętlę kredytową, jakoś sobie w życiu radziłam - irytuje się pani Barbara. - Tu się dałam jak dziecko złapać, a teraz słono za to płacę. Ostatnią koszulę ze mnie zedrą i do śmierci się z tego długu nie wykaraskam...
Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?