Napastnicy do wzięcia

Juliusz Stecki
Mamy więc w kraju nadprodukcję. Szkoda, że tylko piłkarzy. Nadwyżkę najlepiej sprzedać. Komu jednak, komu? Komu upchnąć bramkarzy, obrońców, pomocników? Nawet napastnicy są do wzięcia. Towar jednak, niestety, felerny...

I. Polski ligowy piłkarz ma się teraz bardzo dobrze - zarabia dużo, wielokrotnie więcej niż przeciętny zjadacz chleba uszczęśliwiony choćby państwową posadą, żyje sobie bogato i godnie, a w dłuższych przerwach od świadczenia boiskowej roboty - wypoczywa. Oczywiście, jak prawdziwy zawodowiec - w ciepłych krajach.
Wakacje, zwłaszcza na łonie rodziny, nie każdemu jednak futboliście są dane. Coraz więcej bowiem piłkarzy, zamiast leżeć bykiem na gorącym piasku egzotycznych plaż, musi przemierzać także i nasz kraj w poszukiwaniu nowej, świetnie płatnej - bo do wysokiego standardu przyzwyczaili ich hojni pracodawcy - posady. A o te coraz trudniej, choć przecież w wielu, nawet najlepszych, klubach nie gasną tęsknoty za pewnym bramkarzem, solidnym obrońcą, porządnym rozgrywającym, a przede wszystkim za skutecznym w podbramkowych sytuacjach golowych napastnikiem.
Coraz też jednak trudniej w wielkich także klubach o wolne pieniądze. Pieniądze na transfery i kontrakty. A przecież ceny za porządnych grajków jakby jednak spadły. Brakuje więc nie tylko dolarów czy euro na afrykańskie lub południowoamerykańskie młodociane gwiazdki, ale i rodzimych środków płatniczych na zatrudnienie w kwiecie wieku obrońcy za choćby jedyne 60 tysięcy złotych rocznego kontraktu, a przecież do wzięcia jest nawet reprezentacyjny uniwersalny - bo i potrafiący, w zależności od potrzeby, grać w pomocy lub w ataku - piłkarz, który chce zarabiać na rok raptem 500 tysięcy złociszów polskich. Lista bezrobotnych - tylko pierwszoligowych - futbolistów w te wakacje jest bogata i różnorodna w ofercie, a jednak chętnych do dania im roboty nie ma za wielu, choć każdy z tych sportowców jest dysponentem swojej karty zawodniczej i można go wziąć całkiem za darmo. Cóż jednak z tego, skoro potem ich granie trzeba słono co miesiąc opłacać.
II. Jeśli w kraju nie ma pracy, szukać jej trzeba u obcych. Emigracja za chlebem nie jest ani współczesnym, ani polskim wynalazkiem. Decydują się na nią od dawna też piłkarze, starając się przede wszystkim zaczepić na dobrze płatnym Zachodzie, gdzie wysoce opłacalne jest nawet na meczach notoryczne grzanie ławki graczy rezerwowych. Poznali się już na tym włoscy, francuscy, hiszpańscy i zwłaszcza niemieccy futbolowi pracodawcy i wolą także miejsca na niej rezerwować dla graczy ambitnych i nie nawykłych do robienia sobie odcisków na tyłkach nawet za duże pieniądze.
Z braku możliwości skorzystania z zachodniego kierunku, polskie futbolowe gwiazdki starają się odlecieć na południe Europy, gdzie życie jest lżejsze, weselsze, a ludzie mili i przychylni bliźnim swoim. Tamże jednak w stosunkach pomiędzy pracodawcą i pracownikiem, na dodatek na warunkach także handlu wymiennego ("my wam węgiel, a wy nam banana"), często stosuje się zasadę "jaka praca, taka płaca". Graczom - choć obiecuje się wiele - płaci się więc tak, jak ci grają, czyli od czasu do czasu i na dodatek skąpo, a raczej nie wszystko. Zatem też i z południa wraca do kraju polski piłkarz sfrustrowany i wyleczony z chęci zarabiania, ale nie wakacyjnego wypoczywania, pod greckim czy cypryjskim niebem.
III. Polscy pracowici menedżerowie polskich futbolowych emigrantów - aby zarobić na kawałek chleba dla siebie i swoich wymagających rodzin - szukają więc wciąż nowych kierunków. I znaleźli wschodni. Lokują zatem swoich klientów w klubach bliskiego wschodu, na Ukrainie czy Białorusi, gdzie po pierwszych śliwkach przychodzi kolej na robaczywki, bo i tamtejsi fachowcy szybko poznają się na "talentach" naszych nawet - o, zgrozo! - reprezentantów, których po boiskowych kiksach sadza się ciupasem na ławki rezerwowych, bez nadziei na rychłe ich opuszczenie. Chyba że przed powrotem do kraju nad Wisłą.
Do kraju, gdzie pracowity menedżer już szuka im posady, aby posłać ich "szlakiem zesłańców" - w krainę syberyjskich tajg, siarczystych mrozów i śnieżnych zamieci.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska