Opinia
Opinia
Tadeusz Cielecki, kryminolog, dziekan Wydziału Prawa i Administracji UO:
- Nie mieści mi się w głowie, że coś takiego mogło się wydarzyć. Ci policjanci powinni wykonać prosty, podstawowy obowiązek - zabezpieczyć ślady przestępstwa, a nie doprowadzać do sytuacji, w której właściciel baru sam je znajduje. Jeśli nie czuli się kompetentni, mogli wezwać pomoc - techników do wykrycia i zabezpieczenia śladów. Jestem przekonany, że było ich mnóstwo. Można było bez trudu ustalić, jaką substancję rozsypano na spłuczce. Policja jest instytucją o jednym z największych wskaźników społecznego zaufania. Bardzo łatwo to zaufanie, choćby przez taką, zdawałoby się, drobną sprawę, utracić.
Nie pozwolę, żeby mój bar zamienił się w jakiś coffee shop - denerwuje się Adam Hurek, który kilka miesięcy temu otworzył lokal w Antoniowie koło Ozimka. - Nie chcę tu narkotyków.
W niedzielny wieczór do jego baru weszły trzy kobiety w wieku 18-19 lat (jedna w widocznej ciąży) i dwaj mężczyźni ok. 26 - 30 lat. Hurek usłyszał, że zbierają na "białe" i wtedy zaczął ich obserwować. W barze rozmienili pieniądze, potem zadzwonili do jakiegoś kolesia.
- Podjechał escort z charakterystycznym białym zderzakiem - mówi szef lokalu. - Numeru rejestracyjnego nie widziałem. Jedna z dziewczyn wsiadła do auta, a kiedy wróciła, cała piątka weszła do damskiej toalety.
Adam Hurek już podejrzewał, co się święci. Zawołał swojego ochroniarza i otworzył drzwi ubikacji.
- Stali wokół sedesu - opowiada. - Widzieliśmy wyraźnie, jak jedna z dziewczyn wciąga do nosa przez rurkę proszek rozsypany na spłuczce. Długo się nie zastanawiałem, zamknąłem lokal i zadzwoniłem na policję.
Patrol z Ozimka przyjechał po niespełna 15 minutach. Policjant i policjantka przeszukali toaletę. Funkcjonariuszka obszukała też dziewczyny, jej kolega - mężczyzn. Ale nic nie znaleźli.
- I bezradnie rozłożyli ręce - mówi Adam Hurek. - Nie mieli nawet narkotesterów. Spisali tylko całą piątkę i wypuścili. Byłem zszokowany, że dwóch świadków zażywania narkotyków nie przekonało policji do podjęcia działania. Zamiast tego pytali mnie, skąd wiem, że ten w escorcie to był diler. I tłumaczyli, że to, co wziąłem za narkotyki, to mogła być polopiryna albo nawet tynk.
W poniedziałek rano właściciel baru sam przeszukał ubikację. I znalazł skarpetki, które dziewczyny prawdopodobnie zdjęły podczas przeszukania, a w nich plastikową rurkę, metalową folię i resztki białego proszku. Znów zadzwonił na policję i tym razem usłyszał, że ktoś po te dowody przyjedzie. Do wieczora nikt się jednak nie pojawił.
Wczoraj rano Bogdan Klimek, komendant wojewódzki policji w Opolu, obiecał nam, że sprawę skomentuje, gdy się z nią zapozna. Po godzinie jego rzecznik Maciej Milewski zadzwonił z informacją, że wszystkiego dowiemy się od komendanta miejskiego, któremu podlega komisariat w Ozimku. Ostatecznie wyjaśnień udzielił nam Sławomir Szorc z wydziału dochodzeniowo-śledczego KMP:
- Dostaliśmy sygnał, że w barze w Antoniowie ktoś może mieć narkotyki. Wysłani na miejsce funkcjonariusze niczego nie znaleźli. Wykonali prawidłowo czynności. Nie było podstaw do zatrzymania kogokolwiek. Prowadzimy intensywne działania w sprawie handlu narkotykami w tym rejonie i dalsze informacje mogą zaszkodzić śledztwu.
Szorc stanowczo zaprzeczył, by policjanci byli informowani, że ktoś przyłapał gości na zażywaniu narkotyków.
- Jak to? Przecież powiedzieliśmy im o tym od razu! - dziwi się Adam Hurek. - O potwierdzenie tego faktu prosił zresztą policjant, który we wtorek wreszcie przyjechał po dowody, które ja sam znalazłem.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?