Nie handlujemy dziećmi

Redakcja
Z Janem Korzeniowskim, prezesem Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Romów w Rzeczpospolitej Polskiej z siedzibą w Kędzierzynie-Koźlu rozmawia Michał Wandrasz

- Kiedy dowiedział się pan, że policja w całym kraju poszukuje dziecka zabranego przez Romów od mieszkanki Górażdży?
- Dowiedziałem się tego z czwartkowej "NTO". Wcześniej nie pytała mnie o nic ani policja, ani prokuratura.
- Wiedział pan, że dziecko jest wśród kędzierzyńskich Romów?
- Kilka dni przed nagłośnieniem sprawy w gazecie byłem u kobiety, która miała być nową babcią tego dziecka i widziałem chłopca. Powiedziała mi, że wzięła go dla swojej córki, że była w sądzie załatwiać formalności i po 20 lipca sąd ma zadecydować o terminie rozprawy adopcyjnej. Więcej się nie dopytywałem, bo byłem przekonany, że wszystkie formalności są załatwiane zgodnie z prawem. Gdybym wiedział, że tak nie jest, to zareagowałbym natychmiast. Cała ta sprawa szkodzi całej społeczności romskiej. My naprawdę nie handlujemy dziećmi ani ich nie kradniemy.
- Co pan zrobił po przeczytaniu w czwartek gazety?
- Miałem telefon od kobiety, która miała być nową babcią chłopca, pojechałem do niej, ona wszystko mi opowiedziała i poprosiła o pomoc. Pojechałem na komendę do Kędzierzyna i powiedziałem, że wiem, gdzie jest dziecko i że osobiście z babcią zawieziemy je do prokuratury do Strzelec Opolskich. Pojechałem tam i powiedziałem pani prokurator, że do piętnastej przywieziemy dziecko. Po niecałej godzinie już tam było.
- Zdarzają się przypadki adopcji dzieci przez Romów?
- Oczywiście, i wszystko załatwiane jest zgodnie z prawem. Handel dziećmi jest absolutnie sprzeczny z tradycją romską, nie mówiąc już o pobieraniu od kogoś narządów do przeszczepów. Rodzina romska, która dopuściłaby się takiej haniebnej rzeczy, byłaby na zawsze napiętnowana. Społeczeństwo polskie uważa, że my żyjemy bez żadnych zasad i praw. To nieprawda, bo nami rządzi niepisana romska konstytucja, która dokładnie określa, co Rom może zrobić, a czego nie.
- Romowie, którzy wzięli dziecko, jednak za nie zapłacili.
- Oni nie zapłacili za dziecko. Niedoszła babcia chłopca tłumaczy się, że ta biologiczna matka płakała, mówiąc, że nie ma na jedzenie, więc ulitowała się i dała jej na życie. Obiecała jej też, że jeżeli przez sąd nie uda się wszystkiego załatwić, to wtedy dziecko wróci do swojej prawdziwej matki. Młodzi, którzy mieli być nowymi rodzicami dziecka bardzo dobrze się nim zaopiekowali. Popełnili tylko duży błąd, że za szybko je wzięli od matki.
- Czy zgłosili gdziekolwiek, że chcą adoptować chłopca?
- Tego samego dnia, w którym wzięli dziecko od biologicznej matki, pojechali do Sądu Rodzinnego w Strzelcach Opolskich i zgłosili chęć adopcji. Kazali im jednak przyjść po 20 lipca, bo sprawę adopcyjną można rozpocząć dopiero po sześciu tygodniach od urodzin dziecka. Tę wizytę Romów pamięta zresztą jedna z pań prokuratorek, która wówczas też była w sekretariacie sądu.
- Czy ci Romowie będą się dalej starali o adopcję?
- Tak. W poniedziałek niedoszła babcia chłopcazłoży w ośrodku adopcyjnym wszystkie konieczne dokumenty.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska