Nie ma już domowej opieki pielęgniarskiej

fot. Daniel Polak
Elżbieta Bródka (pierwsza z lewej) i jej mąż czuli się bezpieczni pod opieką Małgorzaty Żyńczak.
Elżbieta Bródka (pierwsza z lewej) i jej mąż czuli się bezpieczni pod opieką Małgorzaty Żyńczak. fot. Daniel Polak
Pacjentom korzystającym z domowej opieki pielęgniarskiej, właśnie ją odebrano. - Ludzie stracili poczucie bezpieczeństwa - mówią siostry.

Wiadomość, że od 1 marca już nie będzie do nich przychodzić pielęgniarka, spadała na 3-osobową rodzinę Bródków z Kędzierzyna-Koźla jak grom z jasnego nieba. Pani Elżbieta ma 80 lat i jest po zawale. Jej mąż - 90 i cierpi na raka. Sami ledwo trzymają się na nogach, a muszą jeszcze opiekować się 37-letnią córką z zespołem Downa.

- Pielęgniarka przychodziła do nas 3 razy w tygodniu, robiła mężowi zastrzyki, załatwiała leki, mierzyła ciśnienie, czuwała nad nami - mówi Elżbieta Bródka. - Jak my sobie teraz poradzimy? Mieszkamy na 4. piętrze. Musiałam już sama iść do lekarza, upadłam na ulicy i strasznie się potłukłam.

Do 28 lutego w całym kraju pracowały na kontraktach tzw. pielęgniarki zadaniowe. Opiekowały się w domach osobami w ciężkich i bardzo ciężkich stanach. Przy kwalifikacji do tego typu opieki obowiązywała tzw. skala Bartel, oceniająca stan pacjenta ( np. czy chodzi, samodzielnie je, czy leży i wymaga karmienia).

- Każdy kto dostawał według tej skali do 60 punktów, miał przyznawaną opiekę - tłumaczy Katarzyna Macała, zastępca dyrektora NZOZ “Prima-Med."w Kędzierzynie-Koźlu. - Natomiast od 1 marca NFZ zmienił radykalnie tę zasadę. Przestała istnieć w nomenklaturze pielęgniarka zadaniowa, a zastąpiła ją pielęgniarka opieki długoterminowej. Przede wszystkim NFZ obniżył ilość punktów z 60 do 40, kwalifikujących do takiej pomocy.

W efekcie część pacjentów została nagle pozbawiona opieki, która wcześniej im się należała. - Do 28 lutego mieliśmy 240 podopiecznych w domach, a od 1 marca mamy o 36 osób mniej- podkreśla Krystyna Macała. - Musieliśmy też zwolnić część personelu i obniżyć pensje.
- To bardzo przykre, co się stało, bo dotknęło to ludzi schorowanych, bezradnych którzy stracili poczucie bezpieczeństwa - podkreśla Małgorzata Żyńczak, która opiekowała się m.in. rodziną Bródków. - My już im nie przysługujemy, a pielęgniarki środowiskowe nie chcą ich przejąć. Zasłaniają się nadmiarem obowiązków.

Roman Kolek, zastępca dyrektora ds. leczniczych opolskiego NFZ tłumaczy, że zmiana była konieczna. - Aż 30-40 proc. prac, które wykonywały pielęgniarki zadaniowe, to były czynności socjalne, czyli mycie, czesanie.A szły na to pieniądze z puli na leczenie. Opuszczonych pacjentów powinny przejąć pielęgniarki środowiskowe. One nie mogą odmówić pomocy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska