Nie żyje Jacek Korniak, znany wykładowca z Opola, dla którego zbierano osocze. Przegrał z koronawirusem

Mirela Mazurkiewicz
Mirela Mazurkiewicz
Jacek Korniak zmarł w czwartek (26.11) w nocy. Miał 48 lat i wydawało się, że nie jest w grupie ryzyka. Przed zakażeniem koronawirusem nie chorował poważnie, nie miał tzw. chorób współistniejących.
Jacek Korniak zmarł w czwartek (26.11) w nocy. Miał 48 lat i wydawało się, że nie jest w grupie ryzyka. Przed zakażeniem koronawirusem nie chorował poważnie, nie miał tzw. chorób współistniejących. archiwum prywatne
Zdrowy dotąd 48-latek przez ponad 3 tygodnie toczył nierówną walkę z śmiertelnie groźnym koronawirusem. Zmarł w czwartek (26 listopada) w nocy. Nie pomógł najlepszy sprzęt i specjaliści oraz zaangażowanie Opolan, którzy oddawali dla niego osocze.

- Jacek miał talent do przedmiotów ścisłych, ale muzyka była miłością jego życia - wspomina Ewa Kosowska-Korniak, żona Opolanina. - Pianino stoi w salonie. Czasami szykowaliśmy się do wyjścia, a on - już ubrany w kurtkę i buty - siadał jeszcze do niego, by zagrać choć parę dźwięków. Trudno sobie wyobrazić, że już nie usłyszymy jego muzyki...

48-letni Jacek Korniak był wykładowcą akademickim. Uczył studentów na Politechnice Opolskiej oraz w Wyższej Szkole Bankowej. Był lubiany, dlatego gdy okazało się, że życie może mu uratować osocze ozdrowieńców, błyskawicznie ruszyła zbiórka. Do stacji krwiodawstwa zgłaszali się zarówno ci, którzy znali go osobiście, jak i nieznajomi. Historia zdrowego, silnego mężczyzny, któremu koronawirus w ciągu kilku dni zrujnował zdrowie, przemawiała do wyobraźni.

Najpierw wydawało się, że to zwykłe przeziębienie. Na początku listopada objawy jednak zaostrzyły się.

Dalej już wydarzenia potoczyły się błyskawicznie. Okazało się, że koronawirus dokonał spustoszenia w płucach. 48-latek trafił pod respirator, a później pod ECMO - zaawansowane urządzenie do ratowania życia osobom ze skrajnie ciężkimi chorobami płuc.

- Stan męża był już na tyle poważny, że lekarze zdecydowali, by nie podawać osocza. W jego ratowanie zaangażowało się mnóstwo osób i im wszystkim chciałabym podziękować. To były trzy tygodnie nierównej walki. Niestety - przegranej - mówi Ewa Kosowska-Korniak.

Jacek Korniak mieszkał w Ozimku. Był organistą w tamtejszym kościele, angażował się również w działalność ozimskiego chóru (w sekcji męskiej był tenorem).

Osierocił dwóch synów: 20-letniego Kubę oraz 17-letniego Michała.

- Młodszy syn odziedziczył po tacie talent matematyczny, starszy - oprócz ścisłego umysłu - również zacięcie muzyczne - wspomina wdowa. - Jacek uwielbiał grać na pianinie "Między ciszą a ciszą" Grzegorza Turnaua. Po jego śmieci usiedliśmy z synami do klawiszy. Próbowaliśmy odtworzyć melodie, które lubił, ale dźwięki nie chciały układać się w całość. Do końca wierzyliśmy, że on jeszcze dla nas zagra. Kibicowało mu tyle osób... To dzięki ich wsparciu jakoś przetrwaliśmy te trudne tygodnie.

Jacek Korniak za dwa miesiące obchodziłby 49. urodziny. Był bratem byłego burmistrza Ozimka Marka Korniaka.

Msza żałobna rozpocznie się w poniedziałek (30.11) o godz. 13 w kościele parafialnym w Ozimku. Z uwagi na ograniczenia epidemiczne wewnątrz może przebywać 112 osób (rodzina i delegacje). Pogrzeb będzie transmitowany online. Jacek Korniak spocznie na cmentarzu ewangelickim w Ozimku.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska