Niech się klient uczy

Lina Szejner
Przed pójściem do sklepu na zakupy człowiek musi się do tego przygotować.

Będąc niedawno w Mediolanie, młoda Opolanka zaszła do sklepu z odzieżą. W stolicy mody nie brakowało na wieszakach sukienek, spódnic i bluzek w lansowanym na ten sezon przez projektantów kolorze ciała. Kiedy je oglądała, podeszła do niej sprzedawczyni i grzecznie, nie pytana o nic, zwróciła się do klientki:

- Madame, to nie są kolory dla pani.

Potem zrobiła króciutki wykład, jakie barwy podkreślą najlepiej urodę szatynki o niebieskich oczach i jasnej cerze, a następnie podprowadziła ją pod wieszaki z ciuchami w czystych, nasyconych barwach. Zakupy zostały dokonane, klientka jest bardzo zadowolona, a zasady, o których mówiła włoska sprzedawczyni stosuje poszukując ubrań w polskich sklepach.

Ten miły incydent przypomniał mi się, gdy byłam przed paroma dniami w jednym ze sklepów i przeglądając ofertę na wieszakach, miałam okazję poobserwować, jak obsługuje klientkę właścicielka butiku. Kobieta chciała kupić sobie garsonkę na komunię siostrzenicy. Takie klientki są w sklepach szczególnie lubiane, bo od razu wiadomo, że nie szukają okazji lub, co gorsza, nie przyszły, by tylko przymierzyć coś, co im się podoba.

Szefowa postanowiła nie wypuścić kobiety bez zakupu, wybrała jeden z fasonów i dawajże wmawiać kobiecie, jak jej w tym pięknie.

- Wygląda pani w tym elegancko i szczupło - zachwalała. W istocie nie było w tych pochlebstwach ani krzty prawdy. Kobieta bowiem wbiła się w ciuch o rozmiar za mały (większego nie było) i nie widziała, że spódnica z tyłu układa się w tzw. kaczy kuper. Podczas uroczystości klientka nie będzie się w tym mogła swobodnie poruszać.

Sprzedawcy, którzy nie są właścicielami sklepu, nie tylko nie bywają tak nachalni, ale im w ogóle nie zależy na tym, czy klient coś w ogóle kupi. Do takiego wniosku doszłam, obserwując zmagania klientki w markecie ze sprzętem agd. Chciała kupić elektryczny grill i miała do wyboru trzy egzemplarze w porównywalnych cenach.
- Musi sobie pani sama wybrać, bo ja naprawdę nie mam pojęcia, jak to działa i który jest najlepszy - przyznał bez żenady sprzedawca.
Nie inaczej zachowała się sprzedawczyni na stoisku mięsnym. Kobieta, która zastanawiała się, którą szynkę kupić, chciała skorzystać z porady, a usłyszała od ekspedientki: szynka kosztuje ponad 70 zł za kilogram. Degustować jej nie dają, a ja za mało zarabiam żebym sobie mogła kupić każdej po kilka deko do spróbowania.

Już nawet nie pytam sprzedawców, do czego można wykorzystać obco brzmiące przyprawy czy też egzotyczne owoce w puszkach - przyznaje bywalczyni nowych delikatesów.

Dawniej, kiedy w mięsnym były trzy rodzaje kiełbasy, w spożywczym jeden gatunek żółtego sera, a do tekstylnych rzucali zwykłe rajstopy - szkoły zawodowe dla sprzedawców uczyły towaroznawstwa. Na wszelki wypadek. Teraz, kiedy towarów na rynku tak wiele, towaroznawstwa muszą się uczyć klienci.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska