Niedziela z papieżem

Ewa Kosowska-Korniak
"Jesteś wspaniały", "Kochamy ciebie", "Zostań z nami" - tymi słowami żegnali Ojca Świętego pielgrzymi zgromadzeni na krakowskich Błoniach. Wśród nich 7 tys. Opolan.

Niedziela, dziesięć minut po północy. Z półgodzinnym opóźnieniem grupa stu trzydziestu pielgrzymów (3 autokary) wyjeżdża z Ozimka na spotkanie z Ojcem Świętym.

Według wyliczeń opolskiej kurii na Błonia pojechało ponad 7 tys. Opolan. Niektóre autokary z Opola wyjeżdżają już w sobotę, o godz. 23. Wszyscy boją się tłoku na drogach. Na godzinę przed przyjazdem papieża sektory mają być zamknięte.
- Proszę sobie zanotować numer rejestracyjny naszego autokaru i nr parkingu, na którym staniemy - ostrzega zawczasu kierowca.

Czwarta nad ranem. Jesteśmy w Krakowie. Na parkingu większość miejsc już zajęta. Pora wczesna, ale miasto nie śpi. Pielgrzymów dopadają uliczni handlarze.
- Śliczne chorągiewki za 2,50 zł, proszę się zaopatrzyć, bo na Błoniach nie będzie na to czasu! - przekonuje młody mężczyzna (potem okaże się, że na Błoniach kosztują 0,50 -1 zł).
Nie śpią także harcerze. Wręczają nam mapy z trasami dojścia do naszego sektoru (mamy do przejścia ok. 4 km), proponują wodę mineralną, wskazują drogę.
5.45. Wchodzimy na Błonia i chwalimy organizatorów. Wszystko przebiega tak sprawnie. Mijamy młodych ludzi i dzieci, śpiące na kartonach i foliach. Nie przeszkadza im chłód i mokra od rosy trawa. Czuwali na Błoniach całą noc.

W naszym sektorze D.V.2 jesteśmy jednymi z pierwszych. Zajmujemy niezłe, jak nam się wydaje, miejsca. Widać ołtarz i telebim.
- Jak przyjedzie papież, wezmę córkę "na barana", żeby lepiej widziała, ona tak to wszystko przeżywa - mówi Alicja Brysz, mama 7-letniej Asi (najmłodszej uczestniczki naszej pielgrzymki).
- Ja przyjechałam na spotkanie z Ojcem Świętym! - mówi wyraźnie niewyspana, lecz uśmiechnięta dziewczynka.
6.00. Na telebimie pojawia się obraz, rozpoczyna się poranne czuwanie - nabożeństwo o nazwie "godzinki". Jedni ludzie klęczą, modląc się w skupieniu. Inni świetnie się bawią, paląc papierosy i głośno rozmawiając przez komórki.
7.00. Robi się coraz ciaśniej. Do toalety trzeba się przedzierać jakieś pół godziny. W kolejce czeka się godzinę. Kilkudziesięcioosobowe kolejki formują się natychmiast, gdy ksiądz ustawi w odludnym miejscu stołek z tabliczką "spowiedź" (jeden z zakonników udziela sakramentu pokuty, siedząc na murku utworzonym z wbitych szyjkami do ziemi butelek z wodą mineralną).
8.00. Jest coraz goręcej. Już w tej chwili najbardziej pożądanym sprzętem okazują się rozkładane stołeczki, kapelusze i czapki na głowę oraz okulary słoneczne. Wielu pielgrzymów siedzi na mokrej ziemi, podkładając kartony i płaszcze przeciwdeszczowe.

Michał Kawka, harcerz z 82. drużyny ZHR w Warszawie, stoi z tabliczką "Zaginione dzieci". Naszą rozmowę przerywa harcerka, która prowadzi płaczącego pięciolatka.
- Jak się nazywasz, skąd jesteś? - Hubert, przyjechałem z grupą z Puław - tylko tyle potrafi powiedzieć o sobie przestraszone dziecko. W kieszeniach nie ma kartki, o którą tak bardzo prosili organizatorzy, z nazwiskiem, adresem, numerem telefonu komórkowego do rodziców. Trafi do specjalnego sektora po lewej stronie ołtarza (godzinę po mszy czekało w nim ponad sto dzieci).

8.30. "Bądź pozdrowiony, gościu nasz"... Chóralny śpiew rozlega się na Błoniach. To tylko próba.
- Gdy pojawi się nasz wspaniały gość, to wy będziecie musieli go powitać - powtarza uczestnikom spotkania prowadzący "czuwanie". - Bo nam na pewno zabraknie głosu w gardle.
Za chwilę rozlega się przeraźliwy krzyk. Dwaj policjanci gonią wyzywającą ich młodą kobietę. Dostała ataku szału, ma pianę na ustach. "Wy, ubeki" krzyczy, gdy wyprowadzają ją z Błoni.
9.00. Pielgrzymi zaopatrzeni w chorągiewki, flagi i transparenty zaczynają ćwiczyć machanie.
Im bliżej do przyjazdu papieża, tym bardziej zmniejsza nam się widoczność.
- Ostrzegano, że na godzinę przed przyjazdem papieża wszystkie sektory będą zamknięte, a tymczasem ciągle wpuszczają nowych ludzi, którzy okupują przejścia między sektorami i siadają na barierkach. Niczego nie zobaczymy - denerwuje się Adam Wróbel, gimnazjalista z Ozimka.
- Proszę zwolnić przejścia między sektorami, bo inaczej Ojciec Święty tędy nie przejedzie - straszy co 5 minut głos z głośnika.
Ale i ten szantaż nie skutkuje.

9.10. W górę chorągiewki, flagi i transparenty. "Kraków wita Cię, Kraków kocha Cię, Kraków dziękuje Ci" - takim śpiewem witają Ojca Świętego Błonie. Starsi pielgrzymi płaczą ze wzruszenia.
Jana Pawła II można zobaczyć tylko na telebimie, ale pielgrzymi mówią, że to nic.
- Wystarcza nam sama świadomość, że on tu jest - powtarzają.
9.30. Grupowe zdjęcie z papieżem. Ludzie prześcigają się w pomysłowości, by zostać zauważonymi. Młodzi chłopcy wskakują sobie nawzajem "na barana", otulają twarze jaskrawymi koszulkami oraz powiewają nad głowami transparentami, mimo próśb organizatrów, by tego nie robić i nie zasłaniać innych.
Każde zdanie wypowiedziane przez Ojca Świętego jest przyjmowane długimi owacjami na stojąco. Wszyscy wyłączają komórki.
10-12.15. Msza św. Udany dialog 2,5-milionowego tłumu z ojcem świętym. O tym, co powie tłum, decydują wyposażone w mikrofony osoby z pierwszych sektorów. Największe brawa Ojciec Święty otrzymuje, gdy dziękuje wszystkim za cierpliwość i dowcipnie puentuje hasło "Zostań z nami": "Namawiają mnie do tego, żebym zdezerterował z Rzymu".
12.15 - 13. Pożegnanie z Ojcem Świętym. Cały tłum śpiewa "Abba Ojcze" i ukochaną pieśń papieża "Barka" ("O Panie, to Ty na mnie spojrzałeś...").
- Udzieliło mi się wzruszenie Ojca Świętego. Gdy sam 4 miesiące byłem poza ojczyzną, ta pieśń pomagała mi przetrwać tęsknotę - mówi licealista Mateusz Lipiński.

13 - 15. Koszmar, czyli powrót
na parking. Równocześnie Błonia opuszcza większość uczestników spotkania. Jest ogromny tłok, ludzie się gubią.
Ulicami, którymi podąża w ślimaczym tempie ściśnięty tłum, jeżdżą karetki na sygnale. Wiele osób, w tym jedna uczestniczka naszej pielgrzymki, słabnie. Karetka zawiozła ją do szpitala.
15 - 17. Głodni, śpiący, zmęczeni pielgrzymi czekają na parkingu, aż zbierze się cała grupa. Gdy już znaleziono w jednym ze szpitali chorą uczestniczkę, okazało się, że brakuje dwóch innych - pary siedemdziesięcioletnich staruszków, którzy w ogóle nie wrócili z Błoni. Zrywamy z solidarnością grupową, dwa autokary wracają do domu, trzeci czeka na zagubionych. Zjawiają się około 18.30, wymęczeni. Ona po wykonaniu licznych telefonów i ustaleniu miejsca zaparkowania autokaru. On kilka minut później, przyprowadzony przez straż miejską.

Ok. 21.15. Powrót do domu (trzeci autokar wraca o 23.).
- Byłam zmęczona, wręcz padnięta, ale papież potrafi wlać w człowieka nadzieję, siłę i zapał. Warto było podjąć ten trud - mówi Renata Joniec, nauczycielka religii.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska