Nieznośna lekkość bytu

Zbigniew Górniak

Na jeziorze na północy Polski fala przewróciła kajaki i kilka młodych osób utopiło się w lodowatej wodzie, o czym doniosły wszystkie krajowe gazety. Tragedia ta, straszną będąc, wzbudza jednak mieszane uczucia, jeśli spojrzeć na komentarze lub ich szczątkowe formy przemycone w informacji o wypadku. Otóż często podkreślano w nich, że wycieczka młodych ludzi miała charakter imprezy dzikiej, przez co należy rozumieć, że nieszczęśnicy zorganizowali ją sobie bez nadzoru jakiegokolwiek biura podróży czy agencji turystycznej zajmującej się spływami. Tak, jakby wicher, fale i temperatura miały się przestraszyć faceta z napisem "Pilot" nad daszkiem czapeczki. Tak, jakby ciężar odpowiedzialności za wypadek nie leżał w złej ocenie sytuacji na jeziorze, przecenianiu własnych sił, nieznajomości niebezpieczeństw w końcu, lecz w banalnym zlekceważeniu wymogu, że machać wiosłem na jeziorze powinno się zdaniem polskich dziennikarzy tylko i wyłącznie pod nadzorem biura podróży. W tym kwękaniu na dziki charakter wycieczki ujawnia się coś bardzo dla prasy polskiej charakterystycznego, co nazywam mentalnością niewolnika, a czego główny rys to wyzbycie się całkowitej odpowiedzialności indywidualnej i szukanie winnego tam, gdzie często go nie ma, bo być nie może. Dla mnie sprawa z topielcami jest prosta: grupka żądnych przygody śmiałków, na dodatek pełnoletnich, wypożycza sobie kajaki i na własną odpowiedzialność wyrusza przeciwko falom. Mieli chłopcy pecha i pochylmy nad ich grobami czoła. Ale, na litość boską!, nie gdybajmy, że patronat agencji uchroniłby ich od tragedii. Mógłby, owszem, ale niekoniecznie.
To kształtowanie braku odpowiedzialności za siebie uwidoczniło się też ostatnio, tyle że już w groteskowej formie, przy okazji opisanej przez nasza gazetę afery (czy to dobre słowo?) z usunięciem ucznia za ściąganie na maturze. Zjednoczone siły opinii publicznej, które stanęły po stronie pechowca, zmuszają do zadania sobie pytania, czy w dzisiejszych czasach można jeszcze podchodzić do czegoś tak zupełnie serio? Proszę mnie źle nie zrozumieć, ja nie jestem przeciw ściąganiu, bo sam ściągałem i często z powodzeniem. Jestem natomiast za dotrzymywaniem szczątkowej choćby umowy społecznej polegającej na tym, że jak ktoś łamie reguły, to ponosi za to odpowiedzialność. To sprytne robić w konia nauczyciela, ale jak się nie udaje - sorry Winnetou, trzeba podwinąć ogon i opuścić salę. A nie robić szum na pół Polski.
Czasami wydaje się, że marzeniem niektórych mych kolegów po fachu jest oddanie naszego życia - hurtem - w pacht urzędnikom i zdjęcie z nas jakiejkolwiek odpowiedzialności za cokolwiek. Ta lekkość bytu mogłaby się wówczas stać tak nieznośna, że człowiek zapragnąłby nadać jej jakiś ciężar. Najlepiej własnego ciała - dyndającego na sznurze u powały...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska