Nowe życie Piotra Suchana

Tomasz Iwański
Piotr rozpocznie swoją podróż 19 czerwca. W ubiegłym roku przmaszerował 1350 kilometrów, drugie tyle chce pokonać teraz. To jego sposób na walkę z poważną chorobą.
Piotr rozpocznie swoją podróż 19 czerwca. W ubiegłym roku przmaszerował 1350 kilometrów, drugie tyle chce pokonać teraz. To jego sposób na walkę z poważną chorobą. Tomasz Iwański
Po wylewie życie się nie kończy, ono dopiero się zaczyna - z takim napisem na kamizelce w pieszą podróż dookoła Polski wyruszy Piotr Suchan, student I roku logistyki.

Prawa ręka zwisa mu bezwładnie, nogę ma jak z drewna, służy tylko do podpierania, mimo to optymizm go nie opuszcza. Z wózkiem wypełnionym prawie 100-kilogramowym ekwipunkiem przemaszeruje wzdłuż wschodniej granicy Polski, od Kożuchów Wielkich koło Giżycka do rodzinnej Mechnicy w woj. opolskim.

To połowa zaplanowanej przez niego trasy. Pierwszą jej część pokonał w ubiegłym roku. Maszerował sześć tygodni, dziennie pokonując średnio 35 km. Zostawił za sobą 1350 kilometrów.

Skąd pomysł na taką wyprawę? Bo postanowił udowodnić, że choroba nie musi przekreślać marzeń i planów, że kalectwo nie musi być końcem życia, a raczej jest jego drugim początkiem.

W grudniu 2004 roku miał wylew, na który, jak sam twierdzi zapracował sobie swoim stylem życia - nieleczone nadciśnienie, alkohol, stres, życie w biegu. Lekarze nie dawali mu szans. Ich zdaniem nie miał dożyć czwartej doby. Stało się jednak inaczej.

- W szpitalu prosiłem Boga o to żeby dał mi jeszcze siedem lat, bo tyle właśnie przeżyłem ze swoją żoną - opowiada Piotr Suchan. - Przez kolejne siedem chciałem naprawić wszystko to, co zmarnowałem i robiłem źle - dodaje.

Po trzech tygodniach od wylewu zaczął rozpoznawać twarze swojej rodziny, a po sześciu, wbrew oczekiwaniom lekarzy, stanął na nogi.

Zaparł się, ćwiczył, wierzył, że mu się uda. - Uczyłem się wszystkiego od nowa, tak jakbym się dopiero co narodził. Stawiałem pierwsze kroki, składałem pierwsze literki i jak przedszkolak trenowałem wiązanie buta - opowiada.

Dzisiaj, pomimo paraliżu prawej strony radzi sobie całkiem nieźle, a swoją motywacją do działania mógłby niejednego zawstydzić. - Kiedyś nie wyobrażałem sobie, że umiałbym położyć choć jeden kafelek, dziś lewą ręką wyremontowałem całą kuchnię.

Każda najdrobniejsza przeszkoda, którą pokonuję, jest jak wielki triumf nad niemocą mojego ciała - dodaje. Piotr właśnie kończy II semestr studiów z logistyki na WSZiA. Z wybranym kierunkiem wiąże go przeszłość.

Jakiś czas przed wylewem był kierowcą tira. Jeździł po Europie, przewożąc niebezpieczne substancje. Wtedy jednak nie myślał o zdobywaniu wykształcenia. Liczyła się praca i gonitwa za pieniądzem. - Po tym jak na nowo musiałem nauczyć się mówić, pisać i czytać, zacząłem doceniać wartość wykształcenia. Mam teraz więcej motywacji i chęci do studiowania aniżeli kiedykolwiek wcześniej - dodaje.

Przed kilku laty zachorowała jego koleżanka. - Zabrakło jej motywacji do walki. Podobnie jak wielu innych ludzi po wylewach leżała w domu w przekonaniu, że jej życie już się skończyło. Chciałem jej jakość pomóc. Zdecydowałem się na marsz dookoła Polski. Żeby dodać otuchy ludziom, którzy się poddali - mówi.

Piotr planuje rozpocząć swoją podróż 19 czerwca, zaraz po tym jak zaliczy sesję egzaminacyjną i odda indeks do dziekanatu. Pociągiem dojedzie na północ Polski, do miejsca, w którym zakończył swój zeszłoroczny marsz.

- Nie udało się za pierwszym razem przejść dookoła całego kraju. Zbyt mocno obciążyłem zdrową nogę, poza tym tęskniłem za żoną i dziećmi - opowiada Piotr. - Liczę jednak, że tym razem osiągnę swój cel. Bo nieważne jest, ile razy się upadnie, ważne jest, żeby za każdym razem wstawać i iść dalej. Himalaiści też za jednym podejściem nie zdobywają góry- dodaje.

Podobnie jak zeszłego lata będzie szukał noclegu w prywatnych domostwach, w plebaniach i u sołtysów. - Ostatnim razem spotkałem wielu życzliwych ludzi - opowiada. Ludzie raczyli go jedzeniem i piciem, czasami nawet nie nadążał głodnieć, musiał odmawiać, bo żołądek nie guma.

Jeden z gospodarzy, u którego miał okazję nocować, założył mu funpage na facebooku. Kolejni spotykani przez Piotra ludzie wpisywali na nim słowa otuchy i wsparcia.

- To była wspaniała przygoda, którą zrealizowałem dzięki życzliwości wielu ludzi - opowiada. - Nie miałem sponsora, ale przyjaciół, którzy kupili wygodne buty i wózek. Tym razem też wiele nie potrzebuje. Proszę tylko o słowa otuchy i wiarę w to, że mi się uda - kończy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska