Nyski pomysł, który zresztą, jak wieść gminna niesie, PiS zapożyczył, jest przemyślany i skalkulowany tak, żeby żadne pieniądze nie poszły na marne. Wypłatę bonu wychowawczego obwarowano bowiem warunkami, które mają zapobiec nadużyciom i patologiom.
Jeśli można mieć zastrzeżenia, to do punktu wykluczającego z udziału w programie rodziców zatrudnionych na umowach śmieciowych. Bo to kolejna szykana wobec takiego pracownika, a jego wina żadna. Władze Nysy wierzą, że właśnie nowy program pomocy dla rodzin wymusi pożądane zmiany na rynku pracy. Wątpię. Pracodawcy-krwiopijcy raczej na to nie pójdą, dla nich liczy się tylko ich zysk. Jak będzie, czas pokaże. Trzeba też czasu, by ocenić inne efekty nyskiego pomysłu - czy rzeczywiście dzięki niemu poprawi się w mieście tzw. wskaźnik dzietności. Oby. Kiedy inni tylko biadolą, że grozi nam katastrofa demograficzna, Nysa próbuje zapobiec „czarnym scenariuszom”. Gdyby tak choć w regionie miała naśladowców...
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?