O 11.30 pierwszy bieg Justyny Kowalczyk

Przemysław Franczak z Soczi
Oprócz Justyny Kowalczyk i jej trenera nikt nie wie w jakiej Polka jest dyspozycji.
Oprócz Justyny Kowalczyk i jej trenera nikt nie wie w jakiej Polka jest dyspozycji.
Pierwszy dzień rywalizacji na igrzyskach i pierwsza szansa na medal dla Polski. Dziś bieg łączony z udziałem Polki.

Kontuzja stopy Justyny Kowalczyk to olimpijska zagadka równie wielka jak cyrylica dla chińskich reporterów. Biegaczka z Kasiny unika tematu jak ognia, podobnie ludzie z jej ekipy. Trener Aleksander Wierietielny, krążący jak chmura gradowa po bajkowym ośrodku biegów narciarskich “Laura", z dziennikarzami w ogóle rozmawiać nie chce.

Nadal nie wiemy, co się stało ponad dwa tygodnie temu, jak się stało, ani jaki to może mieć wpływ na dyspozycję Kowalczyk w dzisiejszym biegu łączonym (początek o godz. 11 polskiego czasu).
- W czasie takich maksymalnych wysiłków, w olimpijskiej otoczce, naturalnej adrenaliny i wszystkich innych hormonów, które uśmierzają ból jest tak dużo, że nic będę czuła - powiedziała wczoraj Justyna. - Poza tym sportowiec to nie tylko maszynka do robienia medali. Czasem chodzi o to, żeby dobrze wykonać swoją robotę.

Niewiele można było wyczytać z jej słów, a z oczu, ukrytych za ciemnymi okularami - zupełnie nic.
- Wlejesz trochę optymizmu w nasze serca? - dopytywał jeden z dziennikarzy.
- Ja nie jestem od wlewania optymizmu, ja też się martwię - odparła biegaczka. - To nie jest start o pietruszkę. Trzeba zdawać sobie sprawę z tego, co dzieje się z organizmem, ale trzeba wierzyć, że będzie dobrze. Mam nadzieję, że wyjdzie mi ten bieg jak wszystkie moje starty olimpijskie, może poza tym, w którym straciłam przytomność (podczas igrzysk w Turynie - przyp. red). Innymi słowy, dam z siebie naprawdę wszystko.

Wiemy jedno: na zawodniczki czeka dziś 7,5 km “lekkiej, by nie powiedzieć łatwej trasy", jak opisuje ją Kowalczyk, do techniki klasycznej i 7,5 km “bardzo wymagającej wydolnościowo" do techniki dowolnej.
- Na końcu jest wyczerpujący podbieg, tam odcina prąd - obrazowo opisywała skalę trudności Sylwia Jaśkowiec. Choć akurat ona jutro nie wystartuje.
- Postanowiliśmy, że wszystko podporządkujemy startowi w sprincie, więc odpuszczam ten bieg - wyjaśniała.

Kowalczyk też ma swoje przemyślenia. - W “klasyku" samotnych szarż nie będzie, tego jestem pewna. A potem? Wszystko może wyjaśnić się na tym ostatnim podbiegu. Na końcu nogi już będą bardzo boleć.
Te zawody to wielkie wyzwanie dla serwismenów. Na trasie różnica temperatur dochodzi do 13 stopni. W cieniu śnieg jest zmrożony, w słońcu się topi.- Trzeba wybrać coś kosztem czegoś - wyjaśnia Jaśkowiec. - Jeśli na zmrożonej części smar dobrze pracuje, to musisz mieć świadomość, że za chwilę, na podbiegu w słońcu, pracować przestanie i trzeba będzie się wieźć na rękach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska