Odro, pozwól żyć!

Mirosław Olszewski
Piąte miejsce w drugiej lidze to akurat tyle, co praca w podrzędnej knajpie, bez możliwości nalewania piwa, bo ryzyko, że piana wyleje się poza lokal jest zbyt duże.

Nie wiem, do kogo należy stadion Odry Opole. Do miasta, do jakiegoś większościowego udziałowca, czy do mniejszościowego Pikusia. Nieważne. Wiedzą na ten temat entuzjazmują się księgowi, może też wiceprezydent Opola z braku poważniejszych spraw. To ich sprawa i podatników.
Nie wiem też, do kogo właściwie należy sama Odra Opole. Do Holendrów być może, albo też do kogoś innego. Sprawa własności jest zagmatwana, czym entuzjazmują się nasi dziennikarze sportowi, cóż jednak, gdy zasypiam zanim dojdą do konkluzji.
Wiem natomiast jedno. Odra Opole jest klubem piłkarskim, który zatrudnia ludzi na etatach zawodowców, którzy jednak w najmniejszym nawet stopniu nie zasługują na to miano. Piąte miejsce w drugiej lidze to akurat tyle, co praca w podrzędnej knajpie, bez możliwości nalewania piwa, bo ryzyko, że piana wyleje się poza lokal jest zbyt duże.
Napisałem kiedyś felieton, w którym postulowałem, by pozwolić Odrze dorosnąć. Pisałem, by sprywatyzować klub, płacić piłkarzom, gdy wygrywają, a nie płacić, gdy biorą baty. Zelżyli mnie mai-lami ludzie twierdzący, że Odra jest ich życiem, elementem kultury masowej, zatem winna być chroniona przed rynkiem i jego wrednymi regułami.
Trwa w tej chwili dyskusja, co widzę w gazetach, na temat przyszłości Odry Opole. Zwycięża pogląd, że Odra jest dobrem ponad wszelkie reguły wolnego rynku wyrastającym, zatem trzeba ją chronić mimo wszystko, więc wbrew logice.
Skoro ta dyskusją trwa, odważam się na zabranie głosu. Czynię to z trwogą, bo wiem, że kibice Odry bywają krzepcy, zdeterminowani i odporni na argumenty. Mam nadzieję jednak, że rodzima redakcja szarpnie się na ochronę dla mnie - jakby co...
Proszę sobie otóż wyobrazić sytuację, w której - odpukać, odpukać - noga powija się naszej gazecie. Oto nagle reklamodawcy omijają szerokim łukiem nasze biuro ogłoszeń, czytelnicy pytają w kioskach o inne tytuły, a zespół obniża loty i szorując brzuchem po ziemi - nudzi, oddaje się pielęgnowaniu grafomanii, a najlepsi autorzy z krwistych reportaży i finezyjnych felietonów przerzucają się na mdłe wiersze, od których torsji dostaje nawet najbardziej chyba cierpliwy czytacz cudzych knotów - Jacek Podsiadło.
W oczy zagląda nam widmo bankructwa, zwolnień masowych, a pod językiem czujemy już smak taniej zbożowej kawy i postnych sucharów. I nagle - BINGO!!! Przystępujemy do ofensywy, ale nie na łamach, lecz w gabinetach. Wbici w swe ślubne i komunijne garnitury, klamkujemy po najważniejszych gabinetach województwa, postawa nasza na wzór kamerdynera a gadka na przemian - proszalna lub patetyczna. (Krótko mówiąc, zachowujemy się jak większość związków twórczych w Polsce po 89 roku). Patos zaś ten sprowadza się do konstatacji, że nie ma regionu bez naszej trybunki, że misja, że krzewienie wartości, że ple, ple, ple... Zapewne udałoby nam się wychodzić niemało i nikt z głodu by nam zemrzeć nie dał, ale... ale co na to wszystko powiedzieliby właśnie kibice i sympatycy Odry, gdyby dowiedzieli się, że nasza reanimacja odbyła się na ich koszt? Gdyby np. "konieczność ratowania lokalnego rynku medialnego" wycięła z budżetowych planów Opola rozbudowę trybun stadionu przy Oleskiej??? Sądzę, że maili, jakie wówczas napłynęłyby do mnie, nie mógłbym w żadnym przypadku czytywać w piątki. Bo piątek to bezmięsny dzień przecież.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska