Palenie w pracy. Czy to u nas problem?

Iwona Kłopocka-Marcjasz
Iwona Kłopocka-Marcjasz
Uzależnienie od nikotyny przestało być prywatną sprawą pracownika 15 listopada 2010 roku.
Uzależnienie od nikotyny przestało być prywatną sprawą pracownika 15 listopada 2010 roku. morgueFile.com
W opolskich urzędach nikt nie liczy, ile pracownicy tracą czasu "na papierosa". Na Mazowszu takie przerwy trzeba już odpracować.

W mazowieckim Urzędzie Marszałkowskim pracownicy-palacze zostają po godzinach, by odrobić przerwy "na papieroska". Jak ktoś nie chce zostawać po godzinach, to musi zgodzić się na potrącenie części pensji.

Takie zasady wprowadzono od nowego roku, bo nałogowi palacze spędzali na dymku nawet półtorej godziny. - Nie chcemy ograniczać niczyjej wolności - wyjaśnia mediom rzeczniczka urzędu Marta Milewska. - Pracownik może wychodzić na papierosa, tylko musi to jakoś zrekompensować, bo przecież jest opłacany przez podatników.

Mazowieccy urzędnicy-palacze zostają w pracy od 30 do 60 minut dłużej. Sami musieli zadeklarować, ile. Na utratę części dochodów nie było chętnych.

- Podoba mi się ten pomysł - mówi Adam Maciąg, sekretarz województwa opolskiego, który palenie rzucił 40 lat temu. - U nas nie ma takich obostrzeń, nasi urzędnicy korzystają z palarni. Ale pomysł z Mazowsza to być może dobra inspiracja. Płacimy przecież za pracę, a nie za palenie. Są firmy, które niepalącym pracownikom wypłacają dodatek motywacyjny. Wszystko, co ludzi może odciągnąć od palenia jest dobre. Trochę kija, trochę marchewki.

W opolskim urzędzie miasta palarni nie ma. Byle czego w zabytkowym budynku nie chcieli robić, a nowoczesna palarnia z redukującymi zapach dymu do minimum wyciągami, byłaby zbyt kosztowna. Ratuszowi palacze, żeby puścić dymka, wychodzą na Rynek.

Krzysztof Kawałko, wiceprezydent Opola, sam deklaruje się jako przeciwnik palenia, ale wobec innowacji z Mazowsza jest sceptyczny. - Nie wiadomo, jaka byłaby efektywność odrabiania "przepalonego" czasu - mówi. Poza tym wprowadzenie takiego przepisu wiązałoby się z koniecznością monitorowania, kto ile czasu traci na palenie i czy odrabia ten czas uczciwie. Przy najbliższym spotkaniu z naczelnikami poruszę jednak ten temat i zapytam, jak to według ich oceny wygląda.

Karolina, pracownica Urzędu Wojewódzkiego, wychodzi na papierosa kilka razy dziennie - latem na parking za budynkiem, "żeby nie psuć wizerunku urzędu". Zimą zdarzyło jej się już wydmuchiwać dym za okno toalety. - Szefowa też popala, więc nie liczy mi straconych minut. Zresztą my jesteśmy rozliczani z wykonanego zadania, a nie odbębnienia bitych ośmiu godzin przy biurku - mówi urzędniczka.

Pan Marek w gmachu przy Piastowskiej ma pokój przy windzie, ale i tak nim zjedzie, wypali w spokoju i wjedzie z powrotem, mija co najmniej 10 minut. - Jak dzień jest nerwowy, to zajmuje mi to nawet półtorej godziny w ciągu dnia, ale swoje i tak zrobić muszę - zapewnia.

- W gmachu palić nie wolno, ale regulacji dotyczących czasu palenia nie mamy i nie zamierzamy takich wprowadzić - mówi Jacek Szopiński, rzecznik prasowy wojewody opolskiego. - Każdy pracownik ma prawo do 15-minutowej przerwy. Ponadto tym którzy pracują przy monitorze, a jest ich zdecydowana większość, przysługuje co godzinę 5 minut dla odprężenia. W jaki sposób się odprężają, nie wnikamy.
Zaplecze jednego z opolskich supermarketów. Przy rampie towarowej w kółeczku stoi sześć osób. Palą na wyścigi. - To nasza przerwa na posiłek - wyjaśnia młoda kobieta, która narzuciła kurtkę na fartuch ekspedientki. - W kwadrans trzeba błyskawicznie zjeść kanapkę, wyskoczyć na papieroska, a potem jeszcze zdążyć na siusiu. Szefowa innych przerw nie toleruje.

Uzależnienie od nikotyny przestało być prywatną sprawą pracownika 15 listopada 2010 roku. Wtedy w Polsce wprowadzono całkowity zakaz palenia w zamkniętych obiektach. Tam, gdzie nie utworzono palarni (nie ma takiego obowiązku), pracownicy wychodzą przed firmę.

Palenie zabiera pracownikowi średnio 40 minut z ośmiogodzinnej dniówki. W ciągu roku oznacza to 22 dni puszczone z dymem - wynika z szacunków Polskiego Towarzystwa Programów Zdrowotnych. To tak, jakby na papierosie pracownik spędził dodatkowy urlop, za który płacą pracodawcy.

Szukają więc oni różnych rozwiązań zniechęcających do palenia. Burmistrz Morąga płaci 100 zł miesięcznie dodatku pracownikowi, który napisze oświadczenie, że nie będzie palić w godzinach biurowych. Pomysł wprowadzono w 2011 roku i obecnie nikt już w urzędzie nie pali w czasie pracy.

Wiele firm woli inwestować w programy zdrowotne i antynikotynowe warsztaty. Tak jest np. w PZU, gdzie po zlikwidowaniu palarni w budynku centrali zafundowano pracownikom warsztaty prowadzone metodą Allena Carra. Papierosy rzuciła setka pracowników, a sukces projektu sprawił, że firma postanowiła kontynuować go w innych oddziałach.
Według Światowej Organizacji Zdrowia miejsca wolne od dymu tytoniowego sprzyjają większej wydajności pracowników.

- To mit - uważa psycholog Marcin Graczyk (palący). - Człowiek nie jest robotem i trudno oczekiwać od niego 8-godzinnej pracy na najwyższych obrotach non stop. Moim zdaniem krótka przerwa na papierosa sprzyja efektywności. W przeciwnym razie pracownik myśli głównie o tym, że chce zapalić, a nie może.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska