Pani kierownik się śmieje

Artur Karda
Prezes Spółdzielni Pracy Niewidomych "Kęsin" z Kędzierzyna-Koźla zarzuca niekompetencję wiceszefowej powiatowego urzędu pracy.

Rozpoczynająca działalność w Kędzierzynie-Koźlu spółdzielnia zwróciła się o pomoc do Powiatowego Urzędu Pracy. Prezes "Kęsinu" Jarosław Kluz poszedł do urzędu z dwoma przedstawicielami rady nadzorczej spółdzielni. Chciał się dowiedzieć, czy i w jaki sposób PUP może pomóc w przyjęciu pracowników w ramach prac interwencyjnych. Liczył na refundację kosztów zatrudnienia.
Prezes "Kęsinu" opowiada, jak wyglądała wizyta w PUP-ie:
- Zostaliśmy przyjęci przez zastępcę kierownika urzędu Krystynę Cichosz. W wylewnych słowach przedstawiła nam swoją znajomość organizowania różnego rodzaju instytucji, pouczała o przepisach prawa, a przede wszystkim nie dopuszczała do słowa. Ta pani zaczęła obiecywać nam gruszki na wierzbie i nie wiedziała, o czym mówi. Sprawiała wrażenie, jakby nie znała przepisów i opowiadała rzeczy, które chyba tylko zasłyszała.

Na zarzuty szefa "Kęsinu" kierownik Krystyna Cichosz reaguje śmiechem: - Wyczułam, że moi interesanci nie znali przepisów ustawy o zatrudnieniu, moim obowiązkiem było więc ich poinformować o literze prawa. To ja nie byłam dopuszczana do głosu, gdyż pan prezes mówił, że jest prawnikiem i przepisy zna. Rzecz w tym, że ci państwo słyszeli tylko to, co chcieliby ode mnie usłyszeć. Trudno się z nimi rozmawiało.
- Prawo spółdzielcze daje nam uprawnienie do korzystania z wszechstronnej pomocy administracji rządowej i samorządowej w celu zapewnienia wykonywania zadań statutowych mających szczególny charakter społeczny - zaznacza Jarosław Kluz. - Takiej pomocy oczekiwaliśmy od wiceszefowej PUP. I życzliwości.
Krystyna Cichosz twierdzi, że zaprosiła spółdzielców do dalszej współpracy. Próbowała im jednak tłumaczyć, że z uwagi na przepisy urząd nie jest w stanie pomóc ludziom niepełnosprawnym.
- Prezes próbował mnie usilnie przekonać, bym nagięła prawo, bo chodzi o ludzi niepełnosprawnych. Choć jestem urzędnikiem z ludzką twarzą, nie mogłam ulec. My musimy rygorystycznie przestrzegać procedur - dodaje kierowniczka.
Prezes "Kęsinu" twierdzi, że Krystyna Cichosz zapewniała go, iż z zatrudnieniem ludzi w ramach prac interwencyjnych nie będzie problemu, trzeba tylko wypełnić wniosek.
Kierowniczka: - Niczego nie obiecywałam.

- W pewnym momencie spotkania pani Cichosz wykorzystała pretekst, że zadzwoniła jej przełożona - relacjonuje prezes Kluz. - Po odłożeniu słuchawki bezczelnie stwierdziła: "Czy państwo wiedzą, co się stało, syn pani kierownik dostał się na medycynę, muszę wszystkich powiadomić" - i zaczęła wychodzić z gabinetu. Głupio było samemu w biurze siedzieć, więc i my wyszliśmy.
- To zarzuty poniżej pasa - oburza się Cichosz. - Moja kultura osobista nie pozwala mi, żeby ludzi lekceważyć, zwłaszcza w pracy. To prawda, że radosną wiadomością otrzymaną przez telefon podzieliłam się z gośćmi. Nie widzę, żeby było w tym coś złego.
Wypełniony wniosek "Kęsin" złożył w Powiatowym Urzędzie Pracy. Wtedy jednak referent sprowadził spółdzielców na ziemię, informując, że małe jest prawdopodobieństwo, by wniosek przeszedł, bo jest niekompletny, a pracodawca musi spełniać inne warunki.
- Byli tam moi pracownicy, a kierownik Cichosz stała obok. W pewnym momencie obróciła się i udawała, że nie słyszy - opowiada Jarosław Kluz.
Na takie dictum prezes spółdzielni wystosował list do kierownika PUP, Marii Labus. Jednak na skargę na Krystynę Cichosz odpowiedziała... Krystyna Cichosz, gdyż to ona kieruje urzędem pod nieobecność kierownik Labus.
- To nie była skarga, tylko ponowna prośba o odstąpienie od przepisów i potraktowanie niepełnosprawnych na specjalnych zasadach. Odpowiedziałam szczegółowo, informując, jakie dokumenty spółdzielnia powinna uzupełnić, byśmy w ogóle mogli rozpatrzyć jej wniosek - informuje zastępca kierownika PUP.
Swoje perypetie w urzędzie pracy prezes Kluz opisał w 3. numerze biuletynu informacyjno-handlowego Spółdzielni Pracy Niewidomych "Kęsin". Tekst pod tytułem "Jak pomagają bezrobotnym, których mają w PUP-ie!!!" został wydrukowany w nakładzie 200 egzemplarzy i rozdawany był na niedzielnym festynie spółdzielców.
Teraz Jarosław Kluz czeka na reakcję kierownik Labus oraz starosty, któremu podlega PUP.
- Chcemy być traktowani jak partnerzy, a nie przedmiot działań urzędniczych. Pretensje mamy nie tyle do urzędu pracy, co do pani, która zajmuje tam stanowisko zastępcy kierownika. Po prostu jest ona niekompetentna. Pracownicy urzędów powinni pracować, a nie urzędniczyć - kończy prezes Kluz.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska