Pascal Brodnicki: - Dla Leo wymyślę frykasy

fot. Sławomir Mielnik
W Opolu Pascal gotował z dwunastolatkami. Uważa, że dzieci jak najszybciej powinny poznać kuchnię.
W Opolu Pascal gotował z dwunastolatkami. Uważa, że dzieci jak najszybciej powinny poznać kuchnię. fot. Sławomir Mielnik
Rozmowa z Pascalem Brodnickim, gwiazdą kulinarnego programu TVN "Po prostu gotuj!".

- Wygląda pan na niewyspanego...
- Mam trzytygodniowe dziecko, jak wiadomo, przy takim maluchu trudno się wyspać. Jest wspaniałym chłopcem, ale wymagającym dużo uwagi o każdej porze dnia i nocy. Ma na imię Leo, niczym trener naszej reprezentacji, choć nie nadaliśmy tego imienia na cześć trenera Beenhakkera.

- Rozmawiamy po pierwszych meczach Euro Polaków i Francuzów. Komu pan kibicował?
- Oglądałem oba mecze: i ten, który Polacy zrobili, i ten z Francją. Powiem szczerze: Polacy lepiej grali niż Francuzi. Mecz Polska - Niemcy nie był nudny, coś się działo na boisku, były wyprowadzane akcje pod niemiecką bramką. No ruszało się na tym boisku. Mecz Francja -Rumunia skończył się wprawdzie lepszym wynikiem, bo zrobiliśmy 0 : 0, ale z boiska wiało nuuuudą!

- No więc której drużynie kibicuje pana serce: francuskiej czy biało-czerwonym?
- Lepszej, na razie wychodzi na to, że Polakom. A potem - zobaczymy.

- Leo jest na razie szczęściarzem karmionym przez mamę. Rozumiem, że tato nie może się doczekać, kiedy zacznie gotować synkowi frykasy?
- Dokładnie tak jest! Już obmyślam pierwsze przepisy na papki dla niemowlaka. Na razie gotuję dla jego mamy, Agnieszki. To dla mnie wyzwanie: ugotować coś ekstra, co nie doprowadzi do kolek u małego. Nie mogę stosować czosnku, cebuli, moich ulubionych przypraw czy ziół, a nawet pomidorów i ogórków. Cóż, przyznam, że nie jestem zadowolony z tego, co serwuję teraz Agnieszce do zjedzenia - jak to smakuję, to przypomina się jakieś takie stołówkowe jedzenie. Chociaż ostatnio udało mi się ugotować coś naprawdę smacznego: wziąłem pangę, dodałem sól, pieprz, przecier pomidorowy, ugotowałem talarki marchwi i szparagi. Włożyłem pangę na łoże i zapiekłem z warzywami. Dobre wyszło.

- W Opolu niemal dwie godziny gotował pan z dzieciakami z jednej z podstawówek, rozdawał autografy, uczył, jak zdrowo jeść. A jakie były pana smaki dzieciństwa, przedkładał pan marchewkę nad czekoladę?
- Jako dzieciak uwielbiałem marcepan. Ale i przepadałem za owocami: melonem, bananami. Gdy przyjechałem do Polski, jako 7-latek, zajadałem się kiszonymi ogórkami. Zjadałem ich całe słoiki - choć wcale nie są słodkie, dla mnie to był bardzo fajny smak. Niestety, dostałem alergii na te ogórki i zaczęła mnie swędzieć skóra. Ze smaków dzieciństwa pamiętam też wszelkiego rodzaju zapiekanki makaronowe mojej babci. Mama dużo pracowała, więc często jadałem u babci. Robiła pyszne zapiekanki z wołowiną.

- Dzieci zwykle są odbierane przez dorosłych jako niejadki, bo nie jedzą tego, co chcą rodzice...
- Ze mną też tak było, nie byłem ideałem. Moja mama wyczytała, że dzieciom należy dawać dużo takich potraw jak móżdżek, ozorki, wszelkie podroby - bo sporo w tym mięsie jest witamin. No i spędzałem godziny całe nad talerzem z ozorem. To był dramat mojego życia. Ale poza tym - dużo jadłem, bo zawsze byłem bardzo nerwowy, miałem ADHD; cokolwiek robiłem, to szybko, szybko... Sporo spalałem, a więc i zjadałem.

- I tak wciąż jest pan szczupły.
- Bo ciągle nerwus ze mnie, nawet w kuchni podczas kręcenia programu muszę się dużo ruszać. Dopiero w ciągu ostatnich pięciu lat nieco przytyłem.

- W Opolu gotował pan z dwunastolatkami. A ile sam miał pan lat, gdy ugotował samodzielnie swoją pierwszą potrawę?
- Jakoś tak z 8 lat, wykonałem ciasto jogurtowe. To był przepis z programu kulinarnego dla dzieci we francuskiej TV. Pamiętam, że był prosty, także odmierzanie składników ciasta było fajnie pomyślane. Miarką było opakowanie po jogurcie. Pamiętam do dziś: jeden jogurt, do tego mąka, jaka zmieściła się w opakowaniu po tym jogurcie, podobnie - jedno opakowanie cukru i jedno rozbełtane jajko.
- Dzieci powinny jak najszybciej "bawić się" w gotowanie prawdziwych potraw, a nie lepienie babek z piasku i gotowanie zupy z błota?
- Powinny jak najszybciej poznać kuchnię, pichcić, oczywiście pod opieką rodziców, którzy przekażą wszystkie ważne zasady bezpieczeństwa w kuchni. Ja na pokazach uczę dzieciaki, tego uczyłem też w Opolu, jak wrzucać produkty do wrzątku, aby się nie poparzyć, jak trzymać nóż i siekaną rzecz. To ważne, aby nie być kulinarnym analfabetą - dotyczy to i chłopców, i dziewczyn. Jeśli dzieci nie są dopuszczane do kuchni, nie mają okazji w niej porządzić, to potem jest kłopot. Wychodzi taki chłop jako dwudziestoparolatek z domu i nie potrafi nawet jajecznicy usmażyć. Jako trzynastolatek poszedłem do szkoły kulinarnej, zacząłem już samodzielnie mieszkać i musiałem sam sobie gotować. Potem podróżowałem po świecie i też dawałem sobie radę w różnych kuchniach.

- A propos podróżowania: Polacy coraz częściej wyjeżdżają na zagraniczne wycieczki : Egipt, Chorwacja, Tunezja, Grecja. Czy poleca pan w tych krajach posmakować czegoś szczególnego?
- Z kuchniami narodowymi jest tak, że podawanie jakiejś konkretnej charakterystycznej potrawy to nadużycie. Gdy mnie pytają o przepis na narodową potrawę francuską, to odpowiadam - nie ma takiej, każdy region Francji ma swoje czołowe potrawy, i to kilka. Pyta pani o kuchnię egipską - nie byłem tam. Byłem za to w Maroku. To kraj aromatów, smaków, kolorów przypraw. Polecam tażin - to naczynie ceramiczne, w które się wkłada do pieca. Potrawa z kuskus, zapiekana z warzywami i przyprawami oraz kurczakiem właśnie w takim naczyniu też nazywa się tażin.

- A co pan ceni w kuchni polskiej?
- Z kuchni polskiej najtrudniej było mi się przekonać do kiszonej kapusty. To trochę dziwne: ogórki polubiłem, a kapusty już nie. W Alzacji robimy wprawdzie potrawę zbliżoną do polskiego bigosu, ale kapustę dusimy na białym winie. W każdym z regionów Polski jadam co innego: uwielbiam pływać kajakiem, więc gdy płynę Biebrzą, muszę zjeść prawdziwy sękacz. A z kuchni śląskiej uwielbiam kluski, lubię też bardzo rybkę, nawet ją kiedyś robiłem w programie. To był sandacz: najpierw obtoczony w mące, potem w jajku, podsmażyło się go. Potem bierze się przecier pomidorowy, dość duże ilości octu, ziele angielskie i marchewkę. Rybę marynuje się w tej zaprawie w słoiczku. Takiego sandacza po śląsku często robię na święta!

- Za sprawą programu w TV jest pan nie tylko doskonale znanym kucharzem. O co pana ludzie pytają najcześciej?
- Pytają o Kluska, mojego psa. W Opolu też się pytali o niego. To kundelek wzięty ze schroniska na Paluchu, bardzo boi się ludzi i zamieszania. Więc, po pierwsze: nie czułby się dobrze w sali gimnastycznej zapełnionej ludźmi, a po drugie: w takie upały nie zostawiłbym go też w aucie. Więc Klusek ze mną nie podróżuje.

- A nie pytają o to, jak trafić do programu i delektować się przyszykowanymi tam potrawami?
- Dostaję sporo takich pytań, głównie na maila. Niestety, nie mogę zbyt wiele zdziałać. Kto będzie zaproszony na degustację moich potraw - decydują producenci telewizyjni.

- Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska