Budynek po byłym dworcu w Pawłowicach Namysłowskich jest własnością PKP. Wiadomo jednak, że interesuje się nim nie tylko gmina ale i myśliwi z namysłowskiego koła łowieckiego „Bażant”
Zobacz: Dworzec PKP w Głubczycach na sprzedaż
Problem w tym, że na piętrze dworca wciąż mieszka Wiesława Dobrzycka. Ma tam 53 metrowy lokal, płaci 120 zł czynszu.
- Niedawno myśliwi urządzili sobie imprezę pod moim mieszkaniem. Byli bardzo agresywni i stwierdzili, że na polecenie władz gminy przejmują budynek, potem będą mnie eksmitować i nie mam już tu czego szukać - oburza się Wiesława Dobrzycka.
Lokatorka bezskutecznie próbowała wygonić myśliwych. Dwukrotnie wzywała policję. Funkcjonariusze zjawili się u niej dopiero po dwóch dniach, i to na polecenie komendy wojewódzkiej.
- Myśliwi, wśród których był brat burmistrza, stwierdzili, że nie boją się policji. Teraz wiem, iż mówili prawdę - podkreśla Dobrzycka.
Dzisiaj na budynku stacji w Pawłowicach wisi tablica „Wstęp wzbroniony wł. gminy”. Zostawili ją myśliwi. Tymczasem Bartłomiej Sarna, rzecznik PKP Oddziału Zakładu Gospodarowania Nieruchomościami we Wrocławiu zapewnia, że budynek wciąż jest własnością kolei. Podkreśla, że gmina dopiero stara się o przejęcie dworca.
Jak to możliwe, że myśliwi i gmina poczuli się właścicielami budynku kolejowego?
Ireneusz Kozak, prezes koła „Bażant” twierdzi, że to inicjatywa gminy.
- Zwrócili się do nas o posprzątanie obiektu i to zrobiliśmy. Tam nikt nie mieszkał, a drzwi były otwarte. Zabezpieczyliśmy budynek - stwierdza prezes.
Krzysztof Kuchczyński, burmistrz Namysłowa i jednocześnie członek koła „Bażant” potwierdza, że poprosił myśliwych o czyn społeczny na dworcu.
Zobacz: Kędzierzyn-Koźle> Nad dworcem PKP może powstać hotel
- Mieliśmy na to ustną zgodę kolei - przekonuje. - Szefostwo PKP wizytowało dworzec i stwierdziło, że należy tu pilnie posprzątać. Lokatorka natomiast już od dawna tam nie mieszka. Płaci jedynie czynsz. Dlatego wszelkie oskarżenia pod adresem myśliwych i moim są bezzasadne.
Policja również nie czuje się winna, iż nie pomogła lokatorce, kiedy byli u niej myśliwi.
- Byliśmy wzywani przez zięcia lokatorki. Nie żądał on interwencji i przystał na kontakt z dzielnicowym. Zresztą nasz funkcjonariusz się z nim skontaktował - twierdzi mł. asp. Katarzyna Ulbrych, rzeczniczka policji.
Lokatorka nie zamierza jednak odpuścić myśliwym i policji. Skierowała zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa przez łowczych i niedopełnieniu obowiązków przez funkcjonariuszy.
- Nie pozwolę by sprawa ucichła. Musi być jeszcze sprawiedliwość dla rencistki - dodaje.
Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?