Pierwsza próba

Anita Koszałkowska
Przez Opole trzeba się przewinąć, występ tu to furtka, przełom i miejsce, w którym można być wypatrzonym przez jakiegoś speca od muzyki - mówią o festiwalu tegoroczni debiutanci. Czy spełnią się ich marzenia?

KAJA PASCHALSKA
Wygrała ubiegłoroczne debiuty, chociaż już w trakcie festiwalu przygotowywała swój pierwszy debiutancki album. Do dziś sprzedała ponad 21 tys. krążków - jak na debiutantkę wynik niezły.
Kiedy wystąpiła w opolskim koncercie debiutów, pojawiły się głosy, że znalazła się tam tylko dzięki sławie, którą przyniósł jej serial "Klan". - Przez ten rok Kaja udowodniła, że tak nie jest. Pokazała, że jest utalentowana wokalistką, że na jej koncerty przychodzą tłumy, które na dodatek chcą kupować jej płytę - mówi Tomasz Jarzębowicz z wytwórni Magic Records.
Opolski festiwal pomógł Kai uwierzyć we własne możliwości, młoda artystka wciąż doskonali swój głos i możliwości interpretacyjne.
Po festiwalu opolskim zdobyła nagrodę publiczności na Festiwalu Zjednoczonej Europy w Zielonej Górze. Cały czas koncertuje, współpracuje z telewizją publiczną, pokazuje się w komercyjnych. Nagrała trzy teledyski do swoich piosenek. Singel z jej nową piosenką "Dla mamy" zajmuje pierwsze miejsca na radiowych playlistach. Kaja została uznana przez czytelników pisma "Bravo" za czwarty głos wśród polskich wokalistek, jest też nominowana do tegorocznych Fryderyków w kategorii "Nowa twarz fonografii". Codzienna gazeta internetowa i program TVP2 "30 Ton!" Przyznał jej tytuł "Debiut roku".
Nadal gra w "Klanie", a przed nią epizod w serialu "Świat według Kiepskich".

W ubiegłą niedzielę komisja konkursowa wybrała jedenastu młodych artystów, którzy zaśpiewają w koncercie debiutów tegorocznego festiwalu. Chętnych było wielokrotnie więcej. Z całej Polski nadeszło 128 płyt i kaset z nagraniami. Jury złożone ze znawców muzyki wysłuchało wszystkich.
- Jakie były? Niektóre rewelacyjne, ich autorzy spokojnie mogliby wejść na scenę i śpiewać przed publiką, inni powinni przestać myśleć o śpiewaniu - mówi Marek Sierocki, dyrektor 39. KFPP.
Do finału przeszło zaledwie 50 zespołów i solistów. Przed nimi poważna próba. Musieli jak najlepiej zaprezentować się jury, ale już na żywo.

Zaczęło się. Choć każdy wiedział o której godzinie wejdzie do studia, byli tacy, którzy w siedzibie telewizji zjawili się na kilka godzin przed czasem. Przyjeżdżali nawet z rodzicami i nauczycielami śpiewu. Ale byli też luzacy: spokojnie, bez widocznego zdenerwowania taszczyli pod studio setki kilogramów swego sprzętu. Weszli, zagrali, pojechali do domu.
Gdy długim korytarzem kroczyli panowie z jury, młodzi zamarli. Niektórzy kłaniali się w pas, inni wskazywali na Hirka Wronę: bo to luzak i swój gość - mówili. Obok niego w jury zasiedli jeszcze Marek Sierocki - dyrektor festiwalu, Piotr Klatt - niegdyś wokalista zespołu Róże Europy, Zygmunt Kukla - szef festiwalowej orkiestry, Krzysztof Jaślar i Bolesław Pawica - reżyserzy koncertów.
Za chwilę jury usiądzie kilka metrów od wykonawców i z kamiennymi wręcz twarzami wysłucha wszystkich.

Pierwsza na liście jest Eleonora Niemen, młodsza córka piosenkarza. Podobnie, jak jej siostra przed laty, próbuje swoich sił. Jest jak błyskawica, w kilka chwil odśpiewuje swój utwór i znika. Nikt nie zdążył się nawet jej przyjrzeć.
W przeciwieństwie do młodziutkiej, siedemnastoletniej Dagmary Gwarek, której towarzyszy rodzina z kamerą i nauczyciel śpiewu. Tata nie wytrzymuje napięcia, wciąż pyta panią z listą uczestników, kiedy wreszcie przyjdzie czas na córkę. Kiedy nie pyta, kręci: Dagmara z mamą, Dagmara z panią z telewizji, Dagmara denerwująca się, Dagmara z reporterką "NTO". Dziewczyna przygotowała piosenkę autorstwa taty, który na co dzień pisze i komponuje dla córki.
- Przywiozłem płytę z naszymi nagraniami, one są świetne. Proszę powiedzieć, komu mam ją dać. Bo jeśli trafi w powołane ręce, może być z tego najlepsza piosenka świata - zapewnia tato.
Dagmara ma za sobą występy w szkole i kieleckim radiu. Pisze wiersze, śpiew to jej pasja. Rodzice przekonują, że dziewczyna ma wielki talent.
- A jeśli się nie uda - trudno, będę próbowała dalej - mówi tuż przed wejściem na przesłuchania.
Będzie musiała, nie wystąpi na tegorocznym festiwalu. Tata najwidoczniej nie znalazł nikogo odpowiedniego, bo z płytą w ręku opuszcił telewizję.

Na opolskiej scenie zobaczymy za to wrocławianina Konrada Imielę z grupą. To będzie nietypowy występ, bo Konrad jest aktorem (gra m.in. główną rolę w musicalu "Grease" w teatrze Roma) i zaśpiewa utwór z nurtu piosenki aktorskiej. Debiuty będą ich pierwszym razem, ale tylko na opolskiej scenie. Choć razem pracują od roku, każdy ma bogatą przeszłość muzyczną. Koncertowali na przeglądach, w teatrach i klubach całej Polski. Konrad jako szef jest perfekcjonistą. Chce, by w jego piosenkach aktorskich równie doskonała jak muzyka była interpretacja. Grają też mocny rock, inspiracje czerpiąc z muzyki Toma Waitsa.
Opole będzie dla nich sprawdzianem.
- Przekonamy się, czy to dobre miejsce dla piosenki aktorskiej, to będzie oryginalny występ, bo nietypowy, publiczność festiwalowa nie jest do takiej muzyki przyzwyczajona - mówi Konrad.

- Jesteśmy trochę "floydowi" - mówią muzycy z warszawskiej Strefy Czasu. - Gramy muzykę, której brakuje na rynku - dodają. Są zdegustowani muzyką polską. Oprócz hip-hopu ich zdaniem nie pojawił się żaden nowy gatunek.
W Opolu chcieliby wystąpić, bo, jak twierdzą, festiwal zmienił się na lepsze.
- Nie występują już tam kapele pokroju Just 5. W Opolu trzeba pokazywać ambitniejszą muzykę - zapewniają.
Niestety, nie spodobali się jury. Oni, jak i Eleonora Niemen muszą jeszcze poczekać na swój czas w Opolu.

Jak potoczyły się losy festiwalowych debiutantów
Dotąd największą karierę zrobiły dwie debiutantki: Justyna Steczkowska i Edyta Górniak, choć w dużej mierze sukces zawdzięczają sile osobowości, menedżerom i pracy, którą włożyły w swój talent od momentu występu w opolskim amfiteatrze. Po nich było już nieco gorzej. Violetta Brzezińska, która wygrała debiuty w 1995 roku, śpiewa w chórkach gwiazd, nagrała piosenkę na płycie Roberta Jansona "Trzeci wymiar" i kolędy z polskimi gwiazdami.
Rok później nagrodę im. Anny Jantar odebrał Arkadiusz Kanicki, brawurowo wykonując piosenkę "Znalazłem" z repertuaru O.N.A. Miał wtedy 18 lat, a jego rodzice nie chcieli, by tak szybko wdarł się w muzyczny kołowrotek. Arek zdał więc na Akademię Filmu i Telewizji i obiecał, że do śpiewania jeszcze wróci.
W 1997 roku nagroda powędrowała do znakomitej Dominiki Kurdziel. Dominika, dyplomowana perkusistka, miała już za sobą występy w krakowskiej "Piwnicy pod Baranami", zwycięstwa w festiwalach piosenki studenckiej i poetyckiej. Po Opolu oglądaliśmy ją w TV RTL 7, gdzie bębniła w programie "Wieczór z Wampirem". Nagrała też piosenkę w duecie z Pawłem Kukizem. Teraz głównie koncertuje.
Rok 1998 należał do 14-letniej Kariny Kalczyńskiej, o której na razie nie słychać w muzycznym światku, bo dziewczyna zajęła się nauką.
Zespół "Siedem", który wygrał debiuty w 1999 roku, dwa miesiące przed festiwalem wydał swój pierwszy krążek. Rok później jako goście wystąpili ponownie na festiwalu z krótkim recitalem.
Podobna cisza panuje wokół zwycięzcy sprzed dwóch lat - zespołu Grejpfrut. Ich debiutancka płyta nie odniosła sukcesu, a lidera Bartka Świderskiego, z wykształcenia aktora, częściej można spotkać na scenie bądź w filmie.

Spodobali się natomiast Wojciech i Piotr Cugowscy z zespołem Jerusalem. Bracia grają rockowo, bardzo dbają o melodykę.
- Naszą muzykę, w którą z bratem wkładamy ogrom wrażliwości, sprawdzamy przed publicznością i specjalistami z branży. Słuchamy rad. I to się sprawdza. Ludzie chcą nas słuchać - wyjaśnia Wojciech. Zespół koncertował już w Niemczech i Hiszpanii. Bywa na imprezach klubowych.
Radośnie może się zrobić podczas występu Agnieszki Hekiert z zespołem Chili. Niegdysiejsza koszykarka, porzuciła sport dla ukochanej muzyki. Już krążąc po długich korytarzach telewizji, emanowała radością, zabawą i lekkością.
- Bo muzyka ma bawić - uważa. Przed komisją Agnieszka zabłysnęła skoczną piosenką latynoską - na czasie i do tańca. - Młodych muzyków nikt nie wypatrzy w ich domach, dlatego pokazujemy się wszędzie, gdzie się da. Również chcemy do Opola. Tam, chyba jest czadowa atmosfera - mówi Agnieszka.
W Opolu chce zabłysnąć także Tigra, czyli Klaudia Baszniak z Warszawy. To nie będzie jej debiut. Zresztą Tigra na debiutantkę nie wygląda. Na przesłuchania weszła pewnie, w scenicznym, tygrysim stroju. Klaudia niegdyś występowała w jednym z pierwszych girlsbandów Viva. Dziewczyny poróżniła jednak muzyka. Tigra postanowiła być sama odpowiedzialna za siebie. Niedawno wydała pierwszy singel, który wyprodukował i zaaranżował opolanin Piotr Remiszewski. Dziewczyna ujęła jury swoją piosenką, o której mówi "nowoczesny blues taneczny".
- W Opolu także chciałabym wystąpić tanecznie, bo festiwal jest doskonałym miejscem na każdą muzykę, ale w dobrym wykonaniu.

Takiej szansy nie będą mieć Ludofoniarze z rodziny Steczkowskich. Ich występu przed komisją obawiali się nieco organizatorzy przesłuchań. Zespół miał przyjechać w kilkunastoosobowym składzie z dziesiątkami instrumentów. W studiu zjawili się jednak w okrojonym składzie. Gdy śpiewali pod drzwiami, gdzie oczekiwali kandydaci, widać było lekkie zaskoczenie. Ludofoniarze zaprezentowali repertuar weselno-góralski. Jury też było zaskoczone. Zespół nie dostał się do Opola.

Jak każdego roku, na przesłuchaniach nie zabrakło Opolan. Tym razem przyjechały trzy zespoły i jedna wokalistka.
Demo z Krapkowic powstało kilka miesięcy temu, choć wcześniej każdy z członków grupy zajmował się muzyką. Śpiewają głównie covery poprockowe, ale i piszą nowe piosenki. Gromadzą materiał na płytę. Znają ich bywalcy dyskotek i klubów. Festiwal jest dla nich furtką do muzycznej przyszłości.
- Chcemy, by ktoś nas zauważył, śpiewamy covery, bo to sprawdzona muzyka i dobra - zapewniają. Przed jury jednak zaprezentowali autorską piosenkę "Ja i ty, my i wy". - Jak było? Było dobrze. Tylko komisja w ogóle nie reagowała, patrzyli na nas z kamiennymi twarzami - powiedzieli po występie.
Ani oni, ani Anna Piechurska z Opola nie spodobali się komisji konkursowej.
Brawurą próbowali ująć jury Bracia z Opola. Grzegorz Waluś i Shadok Czartoryski wpadli do studia w strojach braci zakonnych. Ich rapująco-popowa piosenka "Ble, ble, ble" rozbawiła jedynie Marka Sierockiego, który nawet podziękował grupie brawami. Na koniec Bracia rozchylili habity, pod którymi mieli kartki z napisem "dziękuję". Entuzjazm przewodniczącego jury jednak nie wystarczył do tego, by zakwalifikowali się na festiwal. Pozostałym członkom komisji Bracia się nie spodobali.
Wielkim zwycięzcą okazała się jedynie opolsko-łódzka grupa Funky Gor, która doskonale zagrała swój ciepły, jazzowy kawałek (opolską część kapeli tworzą: Igor Przebindowski, Sebastian Larysz i Tomasz Ordech). Komisja nie zastanawiała się długo nad werdyktem, zapytała nawet, czy grupa ma już podpisany kontrakt z jakąś wytwórnią. Muzykom wróżyła ciekawą przyszłość.
Po dwóch dniach przesłuchań jury zakończyło pracę. Hirek Wrona, członek jury, powiedział nam, iż tegoroczne przesłuchania różniły się od poprzednich przede wszystkich profesjonalizmem części wykonawców.
- Bardzo starali się dbać o muzykę, ale i ruch sceniczny. Widać było, że dużo pracowali. Pojawiło się też sporo nowych gatunków. Już nie tylko piosenka estradowa, ale i rock, kabaret, hip-hop, piosenka aktorska i disco polo - mówi. - Żałuję tylko, że część piosenek przegrało, bo były źle przygotowane. Zresztą dwóch czy trzech wykonawców zakwalifikowaliśmy do festiwalu pod warunkiem, że zmienią repertuar.
Jak zatem potoczą się losy tegorocznych debiutantów? Hirek Wrona, podając przykład ubiegłorocznej laureatki Kai Paschalskiej, zapewnia, że oryginalnym i dobrym muzykom ani telewizja, ani wytwórnie fonograficzne nie dadzą zginąć.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska